Okiennica trzasnęła o framugę....
Wyrwało mnie to ze snu o świcie.....
Trochę wieje,okiennica stuknęła kolejny raz....
Muszę zrobić z tym porządek,bo za chwilę stuknie mnie ślubna....
Wychylam się, aby złapać dyndające się w te i we wte drewniane skrzydła.....
I co widzę ?
Jasny gwint - siąpi......
Niebo zaciągnięte jest szybko przepływającymi chmurami niskiego piętra....
Zerkam w cyberprzestrzeń zawartą w moim telefonie...
O trzynastej ma się wypogodzić....oby.....
Taki rozkład pogody wymusza zmianę planów...
Wkurzyłem się ,bo nawet przez myśl mi nie przeszło, że po tak pogodnym poprzednim dniu aura dziś strzeli focha....
Jest tuż przed szóstą - mam dużo czasu nim dziewczyny się zbudzą....
Pomny rady Ivana,pójdę zapoznać się z jego dżunglą...
Do lotniska jedzie się asfaltem,po drodze jest kilka bezimiennych zjazdów które kierują w dziki gąszcz...
Z mojej rozpiski wychodzi że powinienem wybrać ten.....
Wjeżdżam w zielony tunel -po chwili składam lusterka....
Toczę się dziesięć na godzinę...
Dobrze że komputer pokładowy nie naumiał się gadać ,bo dostał bym zje.kę.......yyyy znaczy się pouczenie....
Po chwili jest pierwsze rozwidlenie
Zostawiam furkę na środku drogi , a co mi tam...
Nie spodziewam się tu innego wariata....
Idę kilka metrów prosto,by po chwili przekonać się że to "ślepa uliczka".....
W takim układzie muszę skręcić w prawo - ten zakręt to kąt prosty....
Powinno się udać jak tylko poobrywam przerośnięte badylki...
Próbuję na kilka razy,bo wkurzony komp mógłby jednak odkryć w sobie nową funkcję......
nie chce mi się z nim gadać....
Przejeżdżam kilkadziesiąt metrów i znów staję....
Ostre kawałki mógłby pokonać dyliżans....
Biorę do ręki kamień i tłukę ostre szpikulce.....
Daremny to chyba był trud,ponieważ droga znowu się rozwidla....
W pierwszej napotkanej krótkiej odnodze zostawiam auto.....lepiej zbadam teren na piechotę...
Pokonuję jeszcze ze dwa zakręty,a potem droga prosta i dużo lepsza....
Idę środkiem,między torem dla kół ,zarasta go trawa po kolana - moczę doszczętnie buty i nogi....
Muszę sprawdzić czy w niej nie kryje się jakiś większy kamień - taka wiedza może mi się ewentualnie przydać...
Przeszedłem około półtora kilometra,by znaleźć się na wykarczowanej polance,którą otacza gęsty las...
Wiem że jestem już nie daleko- czuję przesycone solą morską powietrze...
Zmuszony jestem zawrócić,bo teren przede mną to dla jakiegoś Predatora...
Cofam się kilkadziesiąt metrów,tam gdzie widziałem jakby "młodnik"- były w nim jakieś prześwity...
Szukam.....
No kurcze,ktoś z nudów tego zielska nie karczował - musi być jakieś przejście...
Zmierzam ponownie w kierunku polany ,i uważniej przyglądam się prawej stronie traktu - tylko ten kierunek jest słuszny...
Obrzeże porastają półmetrowe krzewy,ale w końcu udaje mi się znaleźć przecinkę....
Gdy wychodzę za drzewostan trafiam na rozległe mokradło...
Ktoś zapobiegawczy porozkładał w suchej porze kamienie na odległość kroku - są pokryte glonami,a do tego obecnie mokre...
Przez chwilę zastanawiam się czy chowa się tu coś co mogło by mnie skosztować...
Wynajduję badyla - służy mi jako podpora.....oby nie musiał jako maczuga...
Mam do przejścia jakieś sto pięćdziesiąt metrów - znajduję się w depresji....
No nie.....nie tej emocjonalnej, bo morze tuż za kamiennym wałem...
Wchodzę na kamienny nasyp utworzony przez naturę....
Jest wspaniale.....
Jak tu pięknie musi być w pogodny dzień....
Pomimo niepogody Jadran cieszy moje oczy olbrzymimi połaciami w kolorze mięty...
Trud się opłacił-linią brzegową przechodzę przez kilkanaście plaż i zatoczek....
Kilka razy na niebie pojawia się delikatna łuna....
Bardzo mdły blask promieni oblewa całe wybrzeże cieplejszymi barwami...
Koniec części pierwszej...

.png)
.png)

.png)


.png)