1 lipca: wtorekOrebicZatoka Divna to totalny koniec świata. Raj dla nas, ale i pewne niedogodności.
Do najbliższego większego sklepu i do stacji benzynowej- 30km. Z tego też względu dosyć często zaglądaliśmy do Orebica.
Miało to swoje dobre strony, po drodze można było kupić pyszne wino


Znane miejsce widokowe.



Nie było w tym momencie innego tematu jak ten, jakby to było super potonikiem popływać pomiędzy tymi wysepkami




Samochód parkujemy przy małym Konzumie i ruszamy do miasta.



Kugle, trzeba zjeść kugle.
Artur przystanął przy jakiejś lodziarni, a ja na to, że nie, bo:
"Kugle będziemy jedli w Oazie"



Panowie uśmiechnięci, miła atmosfera. Kupujemy jedną kugle, dużą jak dwie i idziemy dalej






Zaglądając w różne ładne miejsca, kątem oka szukamy jakiejś bazy nurkowej.
Oczywiście jej nie znajdujemy










W Orebicu spotkaliśmy największą ilość naszych Rodaków. Na campie byliśmy jedynymi Polakami, ale tutaj mogliśmy spokojnie powiedzieć dzień dobry co drugiej napotkanej osobie


Wracamy do samochodu.


I wracamy na Divną.

W Konzumie zrobiliśmy małe grilowe zapasy, więc wieczór był winowo- grilowo...


... pracowity


Po co nam pręt zbrojeniowy, a właściwie jego połówki?
Jedna połowa była do mocowania parasola na plaży, a druga była wbita w wodzie... do tego kawałka była przymocowana linka, a do linki nasz gumiak. Rano wodowaliśmy go, żeby nie zabierał miejsca na plaży, a żeby nie trzeba było po niego pływać, to go przyciągaliśmy na lince. Nie wiem czy dobrze to wytłumaczyłam... ale chyba wiecie o co chodzi

Dla wyjaśnienia- pręt znaleźliśmy w krzakach, a piłkę do metalu... Artur oczywiście zabrał ze sobą z domu
Zapraszam na kolejne odcinki.
