napisał(a) Chris_M » 17.01.2022 11:02
Po pierwszym ataku neveriny już wiedzieliśmy, ze kotwica dobrze trzyma, więc z włączonym alarmem kotwicznym spokojnie poszliśmy spać.
Neverina ponownie zaatakowała ok. drugiej w nocy, więc potem już do rana trzeba było trzymać wachtę kotwiczną.
Więc wyobraź sobie co tam się działo, jak zaatakowała neverina i zakotwiczone w zatoce jachty zaczęły dryfować wlokąc kotwice po dnie!
Wolę nie

Dużo było stłuczek i poplątanych kotwic???
Nawet udało się tego uniknąć, bo pierwszy atak był jakimś ostrzeżeniem i już wówczas ponad połowa łódek uciekła z zatoki, więc zrobiło się znacznie luźniej. A jak w nocy przy drugim ataku komuś wlokło kotwicę, to też uciekał z zatoki.
Natomiast prawdziwy "meksyk" podczas neveriny przeszliśmy jeszcze w latach 90-tych ub.w. w cieśninie przy Iloviku. Wówczas jachty jeszcze nie miały takich dobrych kotwic jakie na wyposażeniu jachtów są obecnie i wówczas żaden jacht żaglowy nie utrzymał się na kotwicy.
Wtedy faktycznie dużo jachtów powpadało na siebie, były poplątane liny kotwiczne, kilka jachtów wylądowało na brzegu.
Niewzruszone pozostały tylko nowe, wypasione jachty motorowe, wyposażone w kotwice Bruce'a, będące wówczas nowością.
Sytuację pogorszył fakt, że prawie wszystkie załogi były na brzegu, w dużej części w restauracjach. Więc gdy wystąpiły pierwsze podmuchy wiatru, to te wszystkie załogi masowo rzuciły się do pontonów żeby wracać na jachty, a kelnerzy rzucili się ratować stoły i zastawę
