Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

2007: Bielsko-Biała - Drašnice/Hvar

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107607
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 17.09.2007 06:29

dora napisał(a):..chyba nie do końca jestem w temacie... OKLEJONY... o co chodzi?


OKLEJONY :lol:
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 17.09.2007 07:46

dora napisał(a):..chyba nie do końca jestem w temacie... OKLEJONY... o co chodzi?


Dla przykładu... ja wyglądałem w tym roku tak.
Obrazek
Pozdraviam!
Kasi@
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 81
Dołączył(a): 01.08.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kasi@ » 17.09.2007 12:19

Uspokajam, Ivan Dolac czy Sv.Nedjelja nie są spalone!!! Przejeżdżałam na skuterku przez te okolice zaraz po pożarach. Owszem po drodze widać niezbyt przyjemne dla oka miejsca mocno spalone, ale miejscowości nie ucierpiały!!! W ogóle wg informacji właścicielki "mojeco" apartamentu w Hvarze nikomu nic się nie stało i żadne domy nie ucierpiały. Myślę, że wszystko jest ok :-)
Mariusz Gubernat
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 245
Dołączył(a): 05.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Mariusz Gubernat » 17.09.2007 13:23

Dzięki "Kasi@" za info. Trochę mnie uspokoiłaś.
Nie wiesz przypadkiem co z Zavalą? (Tak po cichu myślę o wakacjach w przyszłym roku)
Pozdraw.
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 17.09.2007 20:28

Witam!
Chciałbym co nieco skrobnąć.
Myślę, iż nie bedzie chronologicznie, a właśnie przypomniałem sobie wyjazd na Sv. Jure.

07.09.2007. Dzień szósty. Kolejny dzień, gdzie nie ma deszczu, lecz po niebie przesuwają się chmury, które przysłaniają słońce. Temperatura w granicach 18 – 20 stopni. Słońce raz po raz oświetla przeciwległy Hvar, po czym gaśnie by oświetlić Brac i tak na zmianę. Co robić? W dodatku ten wiatr... co prawda słabszy niż wczoraj, ale z doświadczenia z wczoraj wiem, że wieje równolegle do tafli morza i słabnie w miarę pokonywania wysokości. Pułap wspomnianych chmur jest także dość wysoki, może więc spróbować wyjazdu na Sv. Jure? OK. Jedziemy. Ja, żona, dziadek żony i nasz maluszek - dwu i pół letni Mateusz.
Z Drasnic można skrócić sobie trasę i skręcić już w Podgorze, gdzie wąska i kręta droga prowadzi w rejon górnego Tucepi na drogę Makarska - Vrgorac i pozwala na rozgrzanie rąk i kierownicy przez wyjazdem zasadniczym.
Jak wspominano już niejednokrotnie na forum, dobrze jest mieć na starcie pool position. Była godzina 8:30, kiedy kupiłem trzy wejściówki (25 kn od osoby) i żona wystartowała jak się okazało z trzeciej linii. Przed nami, gdzieś na trasie były dwa samochody.

Obrazek

Początkowo droga prowadzi przez las, w miarę szeroka i kręta jak większość miejscowych traktów. Po drodze mijamy kilku rowerzystów i kilkunastu pieszych śmiałków. Droga pnie się coraz ostrzej pod górę i wyjeżdżając z lasu, jesteśmy znacznie wyżej niż droga do Vrgoraca, która z poziomu morza wydaje się już być wystarczająco wysoko... Zaczynają się prawdziwe patelnie i droga robi się wąska. Pnie się po skalnych półkach, miejscami bez barier na poboczu, miejscami musimy minąć lub wyprzedzić grupki pieszych. Na jednej z serpentyn żona pasuje i zatrzymuje samochód. Radzi sobie co prawda dobrze technicznie, lecz lęk przed przestrzenią powoduje, iż ruchy kierownicy ma coraz bardziej "zdrewniałe" i czuje się niepewnie. Zamieniamy się miejscami. Zerkam na wskaźnik paliwa. Wskazówka na rezerwie. Robi się nerwowo, może i niepotrzebnie, tak samo ja mogłem zadbać o stan baku... ale samo życie. Przed nami jeszcze przecież około 20 km jazdy na dużych obrotach silnika... w dodatku wskaźnik jest od dłuższego czasu uszkodzony i tak naprawdę przy niskim stanie paliwa nigdy nie wiadomo ile jest go naprawdę w baku. Jak to zwykle u nas... nic nie może odbyć się bez dodatkowych nerwów. Nie zawracamy, zobaczymy co będzie...

Zatrzymujemy się przy restauracji Vrata Biokova, gdzie kończą się serpentyny. Przed drzwi wychodzi dwóch panów, starszy i młodszy, obaj z założonymi rękami stanowczo i badawczo nam się przyglądają. Jak się okaże, będę miał okazję poznać bliżej w drodze powrotnej obu panów, ale o tym później.

Obrazek

Samochód ustawiłem na w miarę poziomym terenie, wskaźnik paliwa naszego Golfa III podniósł się o dwie kreseczki na czerwonym polu rezerwy...

Pierwsze widoki przez wyspy (Hvar, Peljesac, Korcula), pierwsze zdjęcia. Wyprzedza nas słowacki busik, my wyprzedzamy czeską skodę. Droga nie mniej kręta i nie mniej wąska, ale co kawałek miejsca gdzie ewentualnie można się wyminąć. Po chwili docieramy do tutejszej "goprówki". Wysokość 1228 m.n.pm. Miejsce nazywa się Ravna Vlaska i jest tu punkt widokowy nad dość sporą przepaścią.

Obrazek

Nastepnie spotykamy stado pasących się krów. Leniwie przeżuwając wyskubane resztki trawy, w ogóle ignorowały naszą obecność. Bez łańcuchów, bez ogrodzenia, bez pasterza i kikaset hektarów pastwiska... wolne krowy :wink:

Obrazek

Droga, która dłuższymi pofalowanymi odcinkami prowadziła po zboczach gór, zaczęła teraz zakrętami schodzić to raz w dół, to piąć w górę, po głębokich zapadlinach, a po obu stronach porastał i otaczał ją bukowy (chyba bukowy) zagajnik. Zrobiło mi się nagle swojsko, takie coś spotkać można u nas, tylko skały nie są z białego wapienia.
Droga znowu się uspokaja. Zagajnik kończy. W głębokich kotlinach, a raczej lejach, widać poletka a na nich kapustę i inne warzywa. Są to miejsca, gdzie zbiera się deszczówka, a naniesione przez nią resztki porostów i ziemi tworzą fragmenty żyznej gleby. Z punku widzenia odległości i wysokości, mieć tutaj działkę za miastem to jednak duża ekstrema.

Obrazek

Jadę dość szybko i płynnie. Wskazówka stanu paliwa dotyka już słupka wskazującego absolutne minimum. Im mniej pierwszego biegu i wysokich obrotów tym więcej paliwa pozostanie na powrót. Nasz synek nie wytrzymał jednak tempa. Pomimo wysokiej odporności na jazdę i braku choroby lokomocyjnej, na jednej z patelni po prostu zwymiotował... wiem, że brzmi niesmacznie, ale samo życie. Wystraszony reakcją organizmu zaczął niemiłosiernie płakać. Nie będę opisywał atmosfery paniki, która zapanowała w samochodzie. Cóż pozostało? Wyjechać czym prędzej na górę. Jeszcze kilka serpentyn na głównym masywie Sv. Jure... Wokół słupków bariery energochłonnej i na poboczu widać szron. Kolejna serpentyna i szron przeradza się w śnieg. Mateusz płacze nadal niemiłosiernie. Strużki wody z roztopionego śniegu zlewają się po jezdni, może być ślisko. To już ostatnia prosta. Parkujemy i szybko wyskakujemy z samochodu, starając się opanować sytuację... byle to rzeczywiście z powodu krętej i szybkiej jazdy, a nie jakieś zatrucie lub choroba. W pośpiechu i nerwach analizujemy co mógł zjeść, co mogło mu zaszkodzić... na szybko nic nie przychodzi nam do głowy.
Trzeba chłopaka przebrać. Na szczęście w bagażniku są jakieś letnie ciuszki. Krótkie spodenki i bluzeczka. Jest zimno, to za mało. Owijam go więc w swojego polara i stawiam na ziemi. Przez kilka chwil stoi tak nieruchomo i dochodzi do siebie. Ktoś kto oglądał "Siódmą pieczęć" Bergmana pamięta pewnie "szachistę", którego chciał bez powodzenia przechytrzyć Max VonSydov. Jeżeli ktoś chciałby nakręcić remake, to proszę popatrzeć na zdjęcie poniżej. :wink:

Obrazek

Teraz mogę o tym pisać z przymrużeniem oka, gdyż po kilku chwilach poczuł się na tyle dobrze, że nasze podejrzenia dotyczące wczorajszej kugli sladoleda i innych smakołyków zostawiliśmy na razie z boku. Po prostu miał słabszy moment.
Sytuacja opanowana.

Na parkingu stoi jeszcze rzeczony jeden samochód ze Słowacji. Po momencie przyjeżdża wyprzedzony wcześniej Czech. Jesteśmy na szczycie...

Obrazek

C.D.N. niebawem
Pozdraviam!
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 17.09.2007 21:33

C.D.

Widoki przepyszne. Samochód zaparkowałem zaraz na pierwszym miejscu z prawej strony. W oddali więc widok na Adriatyk, a pod stopami stroma ściana, na której wiją się niczym węże, serpentyny wąskiej drogi, zaznaczone dodatkowo żółtą pręgą stalowej bariery. Wszystko wpisane w ten charakterystyczny wapienny kolor skał wzmocniony od pewnego momentu bielą świeżego śniegu.

Obrazek

Sięgam teraz wzrokiem w kierunku morza. Na pierwszym planie "kosa" czyli Hvar, a za kosą – jak z "Małego Księcia", "słoń połknięty przez węża", czyli końcówka półwyspu Peljesac, a jeszcze dalej Korcula. Widok niesamowity. Przy takiej niewyraźnej pogodzie i niskim przy tej wysokości pułapie chmur, widać niemal wszystkie wyspy tej części Dalmacji. Za Hvarem majaczy jeszcze coś na pograniczu chmur i morza, zrobiłem dwa zdjęcia w sporym odstępie czasu z tego samego miejsca. Dziś po analizie w domu twierdzę, iż był to Vis a nie chmura. No nieźle. Choć mogło być inaczej. Nie wiem do końca. Podobnie za Korculą... czyżby Lastovo? Do kompletu brakuje tylko Mljetu, ale Peljesac nie dość że wysoki, to jeszcze zachmurzony. Coś tam majaczy... ale czy to Mljet... chyba nie ma szans...

Później wzrok skierowałem pomiędzy własne stopy a Adriatyk. Niesamowity widok pofałdowanych i łagodnych białych szczytów, pagórków, dolinek kotlin, skąpo porośniętych trawą ... znałem to do tej pory tylko ze zdjęć. Żadne zdjęcie jednak nie odda tego efektu, który widać uzivo :wink: . Sczególnie w tym dniu, kiedy rozproszone światło nie rzucało cieni, nie oślepiało, nie odbijało się od skał i było widać wyraźnie każdy najmniejszy szczegół, a biel skał stwarzała wrażenie posypanej cukrem pudrem lub opruszonej śniegiem.

Obrazek

Kiedy już ochłonąłem poczułem na plecach zimny powiew wiatru, mój polar wciąż chroni bowiem plecy Mateusza. W końcu dotarło do mnie, że jest tu jednak barrrdzo zimno, a nie zimno. Zgodnie ze starą szkołą, przy różnicy wysokości około 1700 metrów powinno być tutaj około 15 – 18 stopni chłodniej niż na poziomie morza. Biorę do ręki śnieg, jest twardy i lekko zmrożony.
Kilka metrów wyżej jest słupek z termometrem w dwu skalach i z tablicą: Sv. Jure 1762 m.
Termometr na słupku wskazuje minus 1.5 stopnia Celsjusza.

Obrazek

Obrazek

Pierwszy śnieg i pierwszy mróz w tym sezonie i to właśnie w Chorwacji. Z naukowego, geograficznego punktu widzenia niby nic, a jednak taki kontrast to fajne przeżycie. Szczególnie, gdy jest się ubranym w krótkie spodenki i koszulkę, a po powrocie można się wykąpać kilka kilometrów stąd w ciepłym Adriatyku.
Zrobiłem kulkę śnieżną i rzuciłem w kierunku żony i synka, jej uśmiech zdradził, iż myślała podobnie.

Obrazek

Po przeciwnej stronie widok roztacza się na jałowe tereny lądowej części Chorwacji, zaraz pod masywem Biokova widać cienką wstęgę rozcinającą brunatny i ciemnozielony teren. To prace nad autostradą A1. Co jakiś czas z wiatrem dochodzą głuche dźwięki pneumatycznej kruszarki do skał i buczenie ciężkiego sprzętu. Widać w dole poruszające się samochody. Ciekawe kiedy kolejny etap zostanie oddany do użytku?

Obrazek

Na horyzoncie widać też coś jakby jezioro. Czyżby Busko w Bośni? Nie wiem.

Robimy sobie jeszcze kilka zdjęć i trzeba wracać. Czym mniejszy ruch tym lepiej i to nie tylko ze względu na samo mijanie się z samochodami, co przez 25 lat mieszkania w górach mam przećwiczone, ale ze względu na pusty bak, przez co tam, gdzie była możliwość chciałem luzować skrzynię biegów...

Obrazek

Obrazek
C.D.N.
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 17.09.2007 23:42

C.D.

Zjazd jest o wiele przyjemniejszy niż wyjazd. Pokonać trzeba tylko wspomniany zalesiony, mocno pofałdowany i ekstremalnie kręty odcinek i jazda w dół to czysta frajda. Około dziesiątej przed południem na trasie robi się już gęsto od samochodów. Przy wzajemnej życzliwości i odrobinie dobrej woli mijanie się na tej drodze nie jest czymś niezwykle trudnym. Mijanki i poszerzenia są dość często, a po złożeniu lusterek bocznych minąłem się z jednym Włochem po prostu na drodze.

Zatrzymujemy się znowu przy dyżurce ratowników górskich. Wszyscy chcą zrobić kulturalne siku w miejscu dokąd prowadzą strzałki. Okazuje się że dwa toj-toje są przewrócone i trzeba schować się za skałkami i zrobić w naturze.

Obrazek

Ruch się wzmaga, mija nas kolumna "chłopców" na Harleyach, a w oddali widać odbijające się promienie słońca w szybach nadjeżdżających jeszcze samochodów. Nie wiem ile samochodów wpuszcza się jednorazowo do Parku, ja do momentu zjazdu do Vrat Biokova naliczyłem około 30.
Chcemy jechać dalej, lecz drogę zatarasowały nam konie. Jeden ze Słowaków mówił, że to "divoke konie"... kurcze to nie jest dziki zachód pomyślałem. To że nie podkute i bez kolczyków w uszach jak krowy :? , nie oznacza że to dzikie konie... Po chwili koniki sprawnie wyskoczyły na skarpę drogi i mogliśmy ruszyć dalej.

Obrazek

Obrazek

Zatrzymujemy się ponownie na parkingu restauracji Vrata Biokova.
Dwóch facetów znowu wychodzi przed drzwi restauracji. Wypakowuję rodzinę i zamykam drzwi i odchodzimy. Starszy z tej dwójki woła na mnie że mam przeparkować auto, bo to parking dla gości restauracji.
Miejsca dużo, pusto no ale OK. Ma facet prawo, jest tablica, że dla gości... stawiam samochód bliżej drogi, a ten dalej krzyczy, że ma tu ileś tam hektarów i że to wszystko jest prywatne... Przekląłem w duszy i podszedłem do nich, pokazując mu trzy inne auta, miedzy które ja ustawiłem swoje, a których kierowcy w ogóle poszli w przeciwną stronę i jakoś ich nie przegania... Gość zmienił więc taktykę i na zmianę z młodym pracownikiem zaczęli mi mówić, iż nie mam kultury gdyż, zatrzymałem się na prywatnym terenie, nie zapytałem czy mogę i nie powiedziałem nawet dzień dobry...
Muszę opuścić głowę i zwiesić ręce po sobie. Rzeczywiście nie powiedziałem ani "dobar dan", ani "dzień dobry" ani .... jak to mówi góralskie przysłowie... " wyliż ..."... nieważne... :wink:
Strofował mnie i wyrzucał z siebie, że Słowacy, Bośniacy, Czesi i Polacy to przychodzą tylko do niego do toalety i zrobić zdjęcie z końmi.... "Z końmi !" - pomyślałem... i przypomniałem sobie grupkę koników na Ravnej Vlasce. Zamiast wysłuchiwać już i tak coraz łagodniejszych pretensji właściciela i jego pracownika, zmieniłem tor rozmowy i zacząłem go wypytywać o konie. Co robią w zimie, jak się znajdują na koniec dnia na tak duzym obszarze, co tutaj piją, czemu są nie podkute.. itp... i tu go miałem... :wink: Pośmialiśmy się razem ze Słowaka który mówił że to są dzikie konie, okazało się też, że krowy 10 km wyżej też są JEGO, a gdzieś po Biokovie biega jeszcze kilkadziesiąt JEGO owiec.
Żalił się, że interes cienko idzie i musi wysprzedawać konie, że kupił ten teren w 1962 roku i zbudował wszystko od podstaw, że nie ma tutaj prądu, tylko agregat, wodę do koni przywozi w cysternach a do picia i mycia w dużej mierze łapie deszczówkę.

Po chwili ze szklaneczką wybornej travaricy w ręce (lepszej nie piłem, ale 100 kn za butelkę 1l, to był dla mnie jednak hardcore) chodziłem za nim, gdy oprowadzał mnie po zapleczu SWOJEJ, SWOJEJ (co podkreślił wielokrotnie) restauracji. :D
Zaświecił światło w głównej sali, pod sufitem wisiały trzy nie ruszane od trzech lat świńskie nogi (Prsut) na środku była mała ekspozycja ze skórą upolowanego przed wojną w górach Bośni niedźwiedzia, oraz siodła i uprzęże.

Obrazek

Młody pracownik też wyluzował i pogawędziliśmy (za dużo powiedziane ale coś tam dukałem po chorwacku :) ) o tym gdzie tutaj mieszka, że woli pracować tutaj niż na dole, że zarabia 1000 euro miesięcznie itp...
Po chwili wróciła moja żona z dzieciakiem i dziadkiem, wypiliśmy jeszcze piwko Lasko, gdyż tutaj Karlovacka nie sprzedają bo to ponoć sama chemia :wink:
Rozstaliśmy się miłymi uściskami dłoni i udaliśmy się do samochodu.

Obrazek

W międzyczasie parking przed restauracją zapełniły samochody o tablicach wszelkiej narodowości... nikt nie pytał czy może, nie pamiętam by ktoś mówił dzień dobry...nikt też nic nie kupił... rzeczywiście może być to irytujące.

Praktycznie na luzie zjechałem do wyjazdu z Parku. Przed szlabanem ustawiła się spora kolejka, gdyż strażnik nie wpuszczał kolejnych samochodów. Co tu musi dziać się w sezonie!?

Zjeżdżamy do Makarskiej i na stacji INA tankuję do PEŁNA.
To był fajny dzień.

Obrazek

Pozdraviam!

P.S.
Przy okazji chciałbym jeszcze pozdrowić dwóch panów (ojca i syna) z Bielska, których kilka dni wcześniej spotkałem z rowerami przy rogatkach Parku Przyrody Biokovo. Zamierzali jechać na górę, choć pogoda była niezbyt sprzyjająca i mieli już za sobą drogę z Basko Polje. Ciekaw jestem, czy butelka wody, którą ich poratowałem, zmobilizowała ich i pomogła w wyjeździe na Sv. Jure. :)

C.D.N.
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 18.09.2007 00:13

Ale opis!!!!!!!!!!! 8) :D
Szczęka opadła mi do podłogi.
Normalnie bajka!!!!!! :D :D :D

No i oswoić właściciela wolnych krów, dzikich koni, restauracji, parkingu i czego tam jeszcze, to też nie lada sztuka. :)

Gratuluję i pozdrawiam! :D
Jola
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 18.09.2007 16:56

Dzięki Jolu!
Cieszę się że się podobało 8) :wink:
Pozdraviam!
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 18.09.2007 17:10

Też jestem pod wrażeniem 8O :D :D :papa:
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 18.09.2007 17:27

09.09. 2007. Dzień ósmy. Statkiem z Makarskiej do Jelsy i na Bol.
Z różnych przyczyn, Hvar zamieszczony w tytule mojego topicu już na miejscu wypadł z planów. Miałem niesamowitą wręcz ochotę przepłynąć z Drvenika z samochodem i przejechać "kosę" tam i z powrotem. Na otarcie łez ostał się fish picnik na statku "Voga" z krótkim postojem w Jelsie.
Pogoda tego ranka już tradycyjnie... wysoki pułap niby cienkich chmur, które skutecznie zasłaniają słoneczko na lądzie, natomiast czym dalej w morze, rzedną i wyspy ogrzewane są już pierwszymi promykami. Co zrobić? Przynajmniej tam gdzie płyniemy widać że może być lepiej...
W Makarskiej staramy się być na pół godziny przed planowanym startem. Przejeżdżamy wzdłuż rivy. "Voga" stoi już zacumowana, bez zrzuconego trapu, a chłopak z obsługi, który sprzedał nam w ubiegłym tygodniu bilety zasuwa na rowerku w kierunku statku. Samochód zostawiamy w okolicach stadionu, by uniknąć płacenia za kilka godzin parkowania i ruszamy do portu. Zajmujemy miejsce na górnym poziomie, wybierając ławkę która skrócona jest przez beczkę z tratwą ratowniczą. Takie miejsce jest w sam raz, dla naszego małego wiercipięty, który ani tej beczki nie przeskoczy, ani też nie fiknie nam do wody miedzy barierkami.

Obrazek

Wypływając z Makarskiej, przez moment towarzyszy nam słońce. Jednak opuszczając zatokę i wysuwając się poza Sv. Petar, słońce zachodzi, a statek zostaje zaatakowany przez silny zimny wiatr. Wszyscy zaczynają nerwowo grzebać w torbach i plecakach, szukając czegoś do okrycia. No to czeka nas rejs.... Nie ma co...

Obrazek

Statek nie wiedząc czemu zamiast na wprost ku Hvaru, skręca na południe i płynie wzdłuż lądu. Sprawdzam na datowniku zegarka jaki dziś dzień, czy aby przy naszym roztargnieniu nie załapaliśmy się na rejs na Korculę. Jednak nie. "Voga" zawija do portu w Tucepi. Tłum na nabrzeżu nerwowo przebiera nogami. Zaczynają się przepychanki. Na poziomie górnym i tak miejsca nie jest już za dużo, walka więc toczyć będzie się o to, by nie siedzieć na środku dolnego pokładu. W momencie rzucenia trapu, sytuacja przypomina mi obrazki z dworca PKP w Katowicach i atak na pociąg "Pogoria" relacji Racibórz - Ełk w środku sezonu.

Obrazek

Odpływamy. Tuż przed nami port opuszcza "Makarski Jadran" - wesoły statek, który jeszcze nie raz przepłynie później pod naszymi oknami w Drasnicach.
Kierujemy się już prosto na Hvar. Po około pół godzinie nagle wiatr przestaje wiać i robi się ciepło, choć słońca nie ma nadal. Potem po jakimś czasie pojawia się i słoneczko... wszyscy twarze wystawiają do góry, a statek spokojnie przecina niemal nieruchoma już taflę Adriatyku...


Statek. Kompletnie się na tym nie znam. Co ta typ, czy też rodzaj. Na pewno jednak w odróżnieniu od Jure Joskana z Omisa, bardziej zasługiwał na pięć gwiazdek i opis : deluxe category. Pokład dolny z solidnymi drewnianymi ławami, barem i podwójnymi ubikacjami, z których nie roznosił się jak w ubiegłym roku, fetor zgniłych ścieków. Pokład górny z zieloną nawierzchnią, zadaszeniem, a także zamkniętą, mającą kilka ławek do siedzenia kajutą. Czysto i schludnie. Obsługa w firmowych koszulkach.

Obrazek

Muzyka. Miałem wrażenie, iż chyba ktoś podwędził moją składankę z "crosłodzinami" :wink: , ktorą przygotowałem sobie przed wyjazdem i którą wieczorami na balkonie upajałem swoje uszy. W głośnikach na pokładzie królował bowiem Mladen Grdovic i spółka.
Mała dygresja: W telewizji Jadran na próżno czekałem na Studio Frendo i ich tegoroczny przebój ze Splitskiego Festivalu 2007... zamiast tego kilka razy dziennie nadawano "Da te mogu pismom zvati" w wersji live ze stadionu Hajduka. Frekwencja i reakcja publiczności mogłaby o zawrót głowy przyprawić Rolling Stonesów. Dokładnie nie wiem czym jest dla Chorwatów ten utwór i co to był za koncert (może Klapa Maslina?), ale śpiewali go starzy, średni i młodzi i po twarzach i ustach widać, iż wszyscy znali tekst utworu. Zresztą ja też znam na pamięć... :wink: Mam więc pytanie do znawców? Czy ten utwór to coś w rodzaju naszego wielopokoleniowego "Wsiąść do pociągu..."...? W każdym razie w radio i TV w tym czasie "wszyscy wołali się pieśnią"...
Wracając na statek: "Tu je moj dom", "Dalmatinac sam" i "Bog mi dao sve" i takie wiązaneczki po dziesięć minut tego samego, ale w zlepku. Takie chiciory, więc większość z nich znam i nuciłem sobie pod nosem.... jakoś od razu zrobiło nam się wesoło...
Jeszcze weselej się zrobiło, gdy grupka z Górnego Śląska posmarowała już nad wyraz dobrze gardła rakiją i zaczęła się imprezka na dobre. Barman spod pokładu nie chciał już rozlewać im darmowej rakiji, więc roboczo zaprzyjaźnili się z czeską parką i posłali po wódeczkę Honzika... a potem zaczęła się integracja i tłumaczenie na czeski tytułów filmów np. "Terminatora" (elektronicky mordulec) itd... :)
Przyznam, iż bałem się trochę obciachu. Jednak albo statek dopłynął na czas do brzegu, albo towarzystwo naprawdę umiało odstawić dobrą, mocno zakrapianą imprezę bez schodzenia na poziom rynsztoka, zabawiając jednocześnie połowę górnego pokładu.
Muzycznie? Z rodzimego folkloru, raz poszedł "Góralu czy ci nie żal" ... i na tym koniec :D
Schodząc ze statku chóralnie wołali "Torcida Górnik!"... "Torcida Górnik!"
:D
Żyjemy tam chyba w jednej bałkańskiej wiosce, gdyż tych samych "wczasowiczów" spotkaliśmy za tydzień w Plitvickich Jeziorach. Pozdraviamy!!!


Jelsa. Mnóstwo ludzi -wszyscy pewnikiem zeszli ze statków.

Obrazek

Cóż można zobaczyć w godzinkę z kwadransem. Poszliśmy tylko w górę wąską uliczką, gdzie kupiliśmy woreczek lawendy i zawędrowaliśmy na peryferia, gdzie zaczęły się już pojawiać zwykłe budynki z sobami i apartmanami. Potem jeszcze kawka, jakieś pamiątki i brakło mi czasu, na trzecie podczas tego urlopu zalogowanie się w sieci i wejście na forum cro.pl.
Wracamy na statek. Mnóstwo ludzi już siedzi na miejscach inni stoją w kolejce na górnym pokładzie... no tak podano jedzenie...

Obrazek

C.D.N.
marsylia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 882
Dołączył(a): 19.07.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) marsylia » 19.09.2007 08:27

świetna relacja Interseal, czekam na ciąg dalszy :D

:papa:
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 19.09.2007 13:48

marsylia napisał(a):świetna relacja Interseal, czekam na ciąg dalszy :D

:papa:


Dziękuję za uznanie... :)
Mam zamiar coś jeszcze napisać. Tyle jednak innych relacji, że zaczynam pisać swoją, a potem czytam czyjeś... :)
Pozdraviam!
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107607
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 19.09.2007 13:55

Trzeba przyznać, że w tym roku relacjami obrodziło i prawie wszystkie czyta się miło. :lol: :lol: :lol:
Buber
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3790
Dołączył(a): 11.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Buber » 20.09.2007 18:11

Interseal
Sveti Jurek pod śniegiem i wesoła wycieczka statkiem ***** robią super wrażenie. Nieźle pozwiedzałeś :D .
:papa:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
2007: Bielsko-Biała - Drašnice/Hvar - strona 2
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone