Dość daleko przed klifem woda mocno się wypłyca.
Mamy do dna 7-8 metrów, pora rzucać kotwicę.
Rzucam i od razu wskakujemy do wody.
Dzięki płetwom i bojce nawet dla mnie nie jest to odległość nie do pokonania.
Biedny Kapitan znowu zostaje na wachcie.
Więc jak zwykle – lata.
To nasza plaża.
Cała dla nas.
Nie dostanie się na Nią nikt z lądu.
Dno pod jachtem jest piaszczyste.
Potem pojawia się pas ogromnych kamieni.
Potem jest piasek.
A na plaży drobniutki żwirek pomieszany z piaskiem.
Ile metrów może mieć klif?
Nie mam pojęcia ale bardzo dużo.
Dziś woda jest już normalna – gorąca.
Siedzimy w wodzie bardzo długo.
W końcu zaczynam się nudzić na plaży, wracamy.
Skoro jestem na pokładzie to namawiam Kapitana na kąpiel.
Ale nie słucha się, nie wchodzi do wody.
W takim razie podnosimy kotwicę i odpływamy.
Odpływamy spod klifu w idealnym momencie bo słychać już grzmoty.
Coraz bliżej.
Musimy troszkę oddalić się od brzegu.
Dosłownie chwilkę po podniesieniu kotwicy lunęło.
Grzmi z tej chmury chowającej się za klifem.
Leje bardzo mocno.

.png)
.png)

Co za niespodzianka
Nie sądziłam, że tu zaglądasz
, cieszę się również tym , że Dziewczynom przypadł do gustu SUP