23 lipca 2019
Panagia Plataniotissa Przez kilka miesięcy miałam zupełnie inne plany na zagospodarowanie ostatniego dnia w Grecji. Marzyła mi się wyprawa na drugą stronę Zatoki Korynckiej i zwiedzanie ruin wyroczni w Delfach. Właściwie nawet już postanowiłam, że tam pojedziemy.
Jednak gdy przez kilkanaście dni tak sobie jeździliśmy tu i tam do różnych
kamieni, siła mojej decyzji stopniowo słabła...
A kiedy wieczorem po powrocie z Kalavryty zastanawialiśmy się, czy rzeczywiście następnego dnia musimy dołożyć jakieś 300km żeby zobaczyć kolejną
kupę kamieni w innych górach...
no właśnie...
bo właściwie ileż można?...
przecież kamieni było już wystarczająco dużo, gór też, a coś musi jeszcze zostać
na potem, prawda?...
Co w takim razie zrobimy z tym nieoczekiwanie odzyskanym dniem? Z pomocą przyszedł nam gospodarz, który wybierając spośród różnych opcji w tej okolicy, ostatecznie stwierdził, że powinniśmy udać się do... Plataniotissy.
Zatem pożegnaliśmy przemiłego gospodarza Michel Studios oraz zaczarowany platanowy las nad rzeką Vouraikos...
...i ruszyliśmy w drogę:
Skręciwszy najpierw w stronę Zachlorou (ale nie zjeżdżając do samej wioski), wspinaliśmy się powoli po zachodniej ścianie wąwozu, skąd mogliśmy podziwiając położony po przeciwnej stronie Moni Mega Spileo:
Stąd też wąwóz wygląda ciekawie...
Gospodarz ostrzegał nas, byśmy nie zniechęcali się po drodze chwilowymi brakami w nawierzchni asfaltowej...
Rzeczywiście, zdarzało się, że asfalt na niektórych odcinkach drogi po prostu znikał, ale szybko pojawiał się z powrotem.
Nawet nieźle jechało się tą górską, krętą drogą.
Aż wreszcie dotarliśmy do
miejsca, gdzie mieści się niezwykłe prawosławne sanktuarium we wnętrzu platanowca:
Panagia Plataniotissa.Właściwie są to nawet 3 splecione ze sobą platanowce, symbolizujące według tradycji Trójcę Świętą, otoczone niegdyś jeszcze czterema, jak czterej ewangeliści.Jakoś nie umiałam się doliczyć dokładnie czterech, przez wieki coś się pozmieniało, ale puste wnętrze trzech splecionych platanowców robi wrażenie. Prowadzą do niego nawet drzwi, jak do zwykłej kaplicy.
Wnętrze kaplicy (około 8m na 3m), które podobno może pomieścić nawet 20 dorosłych osób, składa się z dwóch części. Pierwsza z nich to właściwy kościół, z zasłonką pełniącą jakby funkcję ikonostasu, ołtarzem za nią i wszystkim, co w cerkwi konieczne.
Bardzo niskie wejście prowadzi do kolejnego, pustego (nie licząc krzeseł) pomieszczenia...
Najważniejsza w kaplicy jest odciśnięta w drewnie platanowca ikona Matki Bożej z Dzieciątkiem, podobno wierna kopia ikony z Moni Mega Spileo (właściwie jej lustrzane odbicie), a ich losy są ściśle ze sobą związane legendą...
W jednej z wersji legendy, bracia Symeon i Theodoros, wędrujący ze znalezioną wcześniej ikoną (tą z Mega Spileo), odpoczywali w tym miejscu i ukryli ją w dziupli drzewa na czas swojego snu. Gdy rano wstali, odkryli, że ikona odcisnęła ślad w drewnie, widoczny po dziś dzień.
W pobliżu znajduje się jeszcze
cerkiew p.w. Zaśnięcia Matki Bożej z X lub XI wieku, z freskami z XVII w.
Miejsce jest rzeczywiście dość niezwykłe i często przybywają tu prawosławni pielgrzymi.
My ruszamy już do wyjścia, bo wypadałoby jeszcze gdzieś dziś zajrzeć.