Do Krka jednak pojechaliśmy, co prawda w środę (15.08), ale zawsze. Wtorkowy wieczór siłą rzeczy musiał być nieco krótszy, gdyż następnego dnia trzeba było naprawdę wcześnie wstać:
- o szóstej

w wakacje

litości, tatooooo
(Żoneczka też nie była zbyt szczęśliwa z tego powodu, lecz taktownie przemilczała

)
Jednak musiało być o szóstej, bo zanim moje guzdrałki się ogarną, będzie siódma - wpół do ósmej, a chciałem być w Skradinie przed dziewiątą (z cropelkowych informacji wynikało, że ok. 9.00 jest jeszcze stosunkowo luźno). Zadzwonił budzik, wyłączyłem i nasłuchuję. Uff, cisza

Dla pewności jeszcze sprawdzenie z balkonu - nie pada, jedziemy
Jak zwykle forumowicze mieli rację, na miejscu bez problemu znalazłem miejsce dla Agili w zatoczce przy drodze
...i w pustawych kasach parku dostaliśmy oprócz biletów także foldery w ojczystym języku
Załapaliśmy się na stateczek nie czekając zbyt długo i zajęliśmy strategiczne miejsca na dziobie "okrętu"
..i zaczęło się podziwianie widoków. Skradina...
...oraz rzeki
która tak prezentuje się w całej swojej krasie
Stateczek płynął, płynął...
...i w końcu dopłynął do przystani Parku
Jeszcze tylko ostatni rzut obiektywem na "nasz okręt" (bo a nuż będziemy wracać innym

)...
...i można ruszać na oglądanie Nacionalni Park Krka. Teraz będzie kilka widoków, które uwiecznia praktycznie każdy zwiedzający (najlepsze i tak robią zawodowcy do folderów), więc ja też mogę
Gdy nasyciliśmy się już wspaniałościami przyrody, poszliśmy zwiedzać skansen, obrazujący jak w XIX wieku żyli sobie tutaj Chorwaci.
Zobaczyliśmy, jak ułatwiali sobie życie wykorzystując silę wody, którą kierowali w konkretne miejsca i zaprzęgali do pracy
Tutaj natomiast turbina z pierwszej hydroelektrowni w Krka
której następczyni działa po dziś dzień
Trafiliśmy też w miejsce, w którym mogliśmy się poczuć jak CK Rodzina.
gdyż był to mianowicie punkt widokowy, wybudowany specjalnie dla cesarza Franciszka Józefa
z ktorego mogilśmy oglądać sobie tych.... którzy oglądali sobie nas z drugiego brzegu
Był tam tez punkt czerpania (bezpośredniego) wody pitnej
oraz makieta parku dla widzących dotykiem (zaopatrzona chyba w jakiś system chłodzenia, bo mimo że metalowa, to jednak chłodna)
Na koniec jeszcze obowiązkowa kąpiel w rzece pod wodospadem (taki słodkowodny przerywnik)
i pora było już wracać.
Po dopłynięciu do Skradinu (pomiędzy 13 a 14) moje guzdrałki przekonały się, jak dobrze wstać skoro świt.
Ogromna kolejka czekających do kas i na statek w wielkim upale, a my mogliśmy już na kugle i do Kozina
cdn