Kolacja przy dźwiękach...magaraci
Konoba Antunović - Kuna PelješkaKolejny dzień, a raczej przedpołudnie nie obfitowało w wydarzenia, gdyż po wyczerpującym rejsie motorówką postanowiliśmy spędzić je leniwie w apartmanie i Orebiću.
Główną atrakcją dnia miała być umówiona wcześniej kolacja w konobie Antunović w Kunie Pelješkiej.
Popołudnie to zaliczam do najbardziej udanych chwil tych wakacji - pełnych wrażeń zmysłowych i pozostających w pamięci jako seria obrazów
W konobie umówieni byliśmy na 16.30, jednak zanim pojechaliśmy do Kuny zamarzył mi się krótki spacer wśród winnic
Z miejscowości Potomje przedostaliśmy się do zatunelowego królestwa winiarskiego, ale nie zjechaliśmy w dół do Borka (Boraka), ale odbiliśmy w lewo, zostawiliśmy skodę na rozstaju dróg i zanurzyliśmy się w złocie Pelješca - prawdziwie jesienne to złoto

Cudowny jest taki spacer - z dala od cywilizacji, z pięknymi widokami morza, gór i hektarów winorośli.
Z Borka przenosimy się do kolejnej krainy obfitości - winem, miodem i mlekiem ( jakim?

) płynącej Kuny...
Miejscowość położona jest w głębi półwyspu, nie ma bezpośredniego dostępu do morza (nie licząc Cerkvic, do których dojechać trzeba stromą serpentyną wąskiej szosy) i na pierwszy rzut oka wydawać by się mogła nudnym, sennym zadoopiem. Czym zachwyca więc tyle osób, włącznie z naszym "gastro guru"- R.Makłowiczem???
Właśnie tą senną atmosferą, niespiesznie toczącym się życiem wśród winnic i ryku osiołków, oraz kilkoma zabytkami związanymi ze słynnym chorwackim malarzem Celestinem Medovićem.
Klasztor franciszkański i barokowy kościół pokazywano już często na forum, ograniczę się zatem do krótkiej wzmianki o samym artyście - Mato Medoviću...Urodzony w drugiej połowie 19 ego wieku na Półwyspie, wstąpił do zakonu franciszkanów w Dubrovniku - gdzie przyjął imię Celestin, aby potem przenieść się do wspomnianego klasztoru w Kunie. Jednak natura artysty wzięła górę - zrezygnował z życia zakonnego i udał się na studia malarskie w słynnych europejskich uczelniach. Wielkomiejskie życie bohemy zmęczyło go jednak i powrócił na rodzimy Pelješac zaszywając się w zaciszu Kuny, gdzie spędził w odosobnieniu resztę życia.
W początkowym okresie produkował dzieła o tematyce historycznej - taki trochę z niego Matejko był

, namalował kilka dzieł dla klasztoru i kościoła we wsi, aby z czasem poświęcić się malarstwu pejzażowemu i marynistycznemu - moim zdaniem to była słuszna decyzja, gdyż w duchu impresjonizmu zobrazował zacnie piękne pelješkie krajobrazy...Oto kilka przykładów...
"Centrum" Kuny to wieś dechami zabita

, jednak pełna lokalnego kolorytu

Zanim wejdziemy do konoby, zastanawiam się dlaczego dopiero teraz - za szóstym razem na Pelješcu - zdecydowaliśmy się spróbować kuchni Antunovićów...
Być może zniechęcał nas fakt, że restauracja nie ma stolików na zewnątrz, ani ładnego widoku, a może - z przekory - bo takie ma dobre recenzje i reklamę za sprawą forumowiczów i pana Roberta M.???
Nie wiem czego się spodziewać, zwłaszcza, że moim gastronomicznym numerem 1 w okolicy była zawsze Panorama w Orebiću..
Wchodzimy....zobaczymy, czy przebiją Panoramę - mam wątpliwości

W środku , oprócz córki właścicieli, wita nas taka tablica...
Restauracja składa się z dwóch izb i jesteśmy w niej na razie jedynymi klientami - chyba pierwszy raz będziemy jeść tak wczesną kolację...
Sala z barem i dojrzewającymi szynkami jest apetyczna, ale dość ciemna i zimna ...
...dlatego wybieramy przytulną i słoneczną salę z oknami i paleniskiem

Jako danie główne mamy zamówioną pekę z ...koziny

Do tej pory jadłam to danie tylko raz - na Mljecie - bardzo mi wtedy smakowało.
Jako, że peka jeszcze w powijakach (tzn. pod dzwonem

) pytamy o entrée...
Miła, lekko flegmatyczna dziewczyna - córka gospodarzy - proponuje plater serów i wędliny...Brzmi trochę banalnie, ale...niech będzie
Rozsiadam się wygodnie, popijam bijelo stolno vino i przyglądam się wnętrzu...
...i przyglądam i rozglądam...dlaczego to tak długo trwa

? Gdzie te przystawki??? Jestem głodnaaa

Idę do sali obok, aby delikatnie wybadać sytuację..
Nasza kelnerka stoi za barem i pieczołowicie komponuje dla nas startery - kroi warzywa na sałatkę, wyjmuje ze słoja marynowane specjały i układa je w małych naczynkach, struga cienko udziec szynki precyzyjnie krojąc cienkie plastry długo dojrzewającego pršuta...Toż to esencja filozofii slow food
Zawstydzona moim uprzednim zniecierpliwieniem udaję, że przyszłam po serwetki
W międzyczasie gospodyni wyjęła upieczony pod peką chleb...ogromny

Są przystawki

Pierwsze kęsy wprawiły nas w osłupienie i najwyższy podziw
To nie szynka dalmatyńska w podstawowym wariancie dostępnym w każdym chorwackim barze...
To dzieło sztuki najwyższych lotów - dwa rodzaje zimnych mięs to pršut z koziny i drugi bardziej klasyczny, ale jakże aromatyczny...Sery - jasny - owczy i drugi - kozi - marynowany w oliwie. Do tego
kisele kapulice - małe marynowane cebulki i najlepsze oliwki w Cro - marynowane według własnej receptury...
BTW, zawsze mnie zastanawia, dlaczego w Chorwacji nie podają oliwek w różnym stylu - w oliwie i ziołach - tak jak w Hiszpanii, Włoszech, czy Grecji?

Ile razy proszę o małą porcję do wina to dostaję wypłukane w wodnistej zalewie produkty z Konzuma, czy też Lidla...A przecież mamy tutaj dowód ,że można...
Dopełnieniem smaków jest orzeźwiająca sałatka z kruchej sałaty i ogórków z przydomowego ogródka - prosta i doskonała, ale też chleb, który nasączamy w oliwie i bezwstydnie pochłaniamy w ogromnych ilościach...
Zanim wjechało danie główne dopadła mnie taka słabość wynikająca z obżarstwa, że ledwo mogłam rozmawiać z mężem...Zresztą on też milczał z błogostanem na twarzy
Peka z koziny - koniec skali

, równie dobra jak ta jagnięcina w Panoramie
Wstyd się przyznać - daliśmy radę

Obie właścicielki patrzą na nas z dobrotliwym uśmiechem...Młodsza wychodzi na chwilę na zewnątrz i wraca z wielkim arbuzem - dopiero co zerwanym..Okazuje się, że jest to nasz deser

Dostajemy połowę pokrojoną w kawałki.
Zdjęć arbuza już nie miałam siły zrobić
Jemy tego soczystego arbuza w towarzystwie chłodnego białego wina, gdy tu znienacka jakiś ryk podrywa mnie na ławie...

Potem te ryki stają się coraz bardziej regularne

i towarzyszą nam przez resztę biesiady.
Z całą pewnością nie są to romantyczni
mariachi, ale
magaraci - osły
Nie wiem dokładnie, gdzie oni je trzymają, ale musiały być tuż pod oknem
Państwo Antunović mają około 50 osiołków - niemal członków rodziny - obdarzonych różnymi imionami

Właściciele konoby są dostawcami oślego mleka do różnych sklepów ze zdrową żywnością, głównie w Zagrzebiu

Litr takiego mleka kosztuje - uwaga - 200 Kn
Podobno ma właściwości lecznicze (astma, bronchit, białaczka, miażdżyca) i uodparniające, można je podawać niemowlętom z nietolerancją na mleko krowie. Można je podgrzewać tylko do 40 stopni C, bo powyżej traci część właściwości.
Cena wynika z faktu, że jedna oślica (magarica) daje dziennie zaledwie od 150 do 250 ml mleka...Mało tego, pozyskiwanie go jest pracochłonne, gdyż ośle wymię jest bardzo małe i trzeba zwierzę doić co 2 - 3 godziny, żeby otrzymać taką ilość...
Bardzo to wszystko ciekawe...myślę odpływając w nirwanę
Jest mi tu niesamowicie błogo, ogień hipnotyzuje, za oknem zachód słońca...Objedzona i opita czuję się jak u babci, czy też jakiejś ciotki na wsi gdy byłam dzieckiem..Chętnie położyłabym się na tych futrach i skórach leżących na ławach i zasnęła...
Z letargu wyrywa mnie mąż, który doczytuje,że oprócz peki jagnięcej i dań z koziny mają tu też inne specjalności zakładu...np. flaki jagnięce -
tripica, albo podroby jagnięce w czerwonym winie -
pikatić...
"Za rok sobie to zamówię" - mówi Małż, a ja czuję, że muszę natychmiast wyjść
Rachunek też nas zaskakuje - zapłaciliśmy mniej niż w Panoramie, a czujemy się ugoszczeni, jak nigdy dotąd
Jak w tym stanie zejść po schodach?

Oooopsss
Nic się nie stało...la, la, la, nic się nie stało

Mąż miał mi zrobić zdjęcie ze słynnym spiżowym osiołkiem, ale mu uciekł z kadru
Przy okazji wyszły pamiątkowe zdjęcia na obcasach

Od tej pory nie będę ich już prawie używać - noga ma się lepiej

Wystąpię w nich dopiero na Braču
Vis a vis konoby Antunović znajduje się wejście do winiarni Śpaleta, często zachwalanej przez Makłowicza...
Mieliśmy w planie zajrzeć tu i podegustować, ale absolutnie nie wydaje się to teraz możliwe...Przewiduję, że mąż będzie musiał mnie nieść do samochodu
Przystajemy jednak na progu, aby przeczytać godziny otwarcia w celu powrotu innego dnia...
I wtedy nastąpiło coś , co odbyło się poza nami i wbrew nam...
Gdy tak staliśmy przed drzwiami zza węgła wyrosła jak spod ziemi grupa około piętnaściorga naszych rodaków, drzwi vinoteki otworzyły się same, a ta ciżba ludzka wepchnęła nas do środka
Zanim się zorientowaliśmy podeszła do nas urocza blondynka i równie uroczą polszczyzną z chorwackim akcentem spytała, czy my z tą grupą..
Nie? Nie szkodzi, zaraz was ugościmy
Pani Śpaleta zajęła się zorganizowaną grupą, dla której były już naszykowane nakrycia na długim stole, a do nas przystąpił sam gospodarz.
Nie pytając o nic szybko zorganizował mały stolik, przyniósł liczne butelki win i nalewek...oraz ...jedzenie

Ja chyba śnię???
Pan Śpaleta pięknie opowiada o swoich winach, pokazuje film o winnicy w telewizorze, proponuje zakrapiać pieczone oliwki i ostrygi takim winem, a panierowane rybki i faszerowane małże z kolei takim...Degustujemy też ich oliwę z chlebem, marmolady, kandyzowane w cukrze skórki pomarańczy i migdały, zapijamy figówką, orahovicą i Bóg wie czym jeszcze
Czuję się jak bohaterka filmu "Wielkie żarcie"...dosłownie
Obraz zaczyna mi się rozmywać...
Mąż zakupuje w amoku różne gatunki wina, figóweczkę i kilka torebek migdałów i innych słodyczy na prezenty i czym prędzej żegnamy miłych gospodarzy, bo zaraz nastąpi jakaś katastrofa
Mąż nie niesie mnie na rękach do auta, bo dźwiga karton z winami
Na dworze jest już ciemno, miejscowi na posterunku przed sklepem spożywczym - rejestruję to resztką przytomności...
Żegnamy gościnną Kunę...Współczułam Małżowi,że musiał prowadzić do Orebića - ja zasnęłam jak dziecko w samochodzie

A osiołek wciąż ryczał radośnie na dobranoc
