Łowiłem w tamtym miejscu, co fotki powyżej w poście z wzburzonym Jadranem....
Właśnie w podobną pogodę; gdy nagle przed nami jak nie trzasnął piorun w wodę, normalnie poczułem bryzę na policzku a nogi tak się mi ugięły jakbym miał usiąść na toalecie
Gorzej miał młody chłopaczek co akurat łowił ze mną i wszedł do wody gdyż miał blisko brzegu zaczep.
Jak hukło to na chwilę straciłem orientację....... uciekać razem z żoną i dzieckiem? - ratować chłopca bo może go poraziło w wodzie? - nie ruszać się bo pewnie i tak zaraz mnie trafi???
Na szczęście nic się nie stało a to był tylko jeden piorun
ciekawe, dziwne i bardzo niebezpieczne.
Młodziak tak się wystraszył, że uciekał z morza a potem z brzegu jak wściekły pies; nie dziwię się.
Tak samo jest chyba z pływaniem na takich falach. Zawsze to robiłem nad Bałtykiem, brązowy medal z mistrzostw polski w kajakarstwie górskim mam, więc takie fale mi nie straszne.
Przekonałem się jednak pewnego dnia, że wszystko w mgnieniu oka może się zmienić.
Fale w Cro.... nie częsty widok. Przez te wszystkie lata najczęściej Jadran witał nas z rana spokojny jak jezioro. Na początku było nudno ale z czasem na takie właśnie zawsze liczyłem; ciepłe i spokojne - tak można wypoczywać.
W południe zerwał się okropny wiatr, bardzo szybkie i gwałtowne załamanie pogody.
Uradowani dajemy nura; z tej całej euforii nie zabieram płetw. Odpływamy dość sporo od brzegu około 50mb. jest super; fale mają około 1m wysokości, nurkujemy pod nimi.... w pewnym momencie okropnie przybierają na sile, wiatr zmienia kierunek pchając nas na pobliskie skały.
Brzeg w skałach, choć nie daleko od naszej miejscówki to jednak strasznie poszarpany i bystry bez możliwości bezpiecznego wydostania się.
Opadam już z sił, osoby które ze mną były miały płetwy... za moja radą, a ja???
Płynąc zachłysnąłem się kilka razy, nie mogąc płynąć pod wodą musiałem spróbować wydostać się na brzeg w niebezpiecznym miejscu.
Powiem krótko; udało mi się ale drugi raz nie zrobiłbym tego. Rodzinka mówiła, że z brzegu wcale to tragicznie nie wyglądało i w zasadzie każdy zajmował się sobą od czasu do czasu zerkając na mnie jak sobie radzę (sam ich do tego przyzwyczaiłem), a ja naprawdę byłem już na granicy utonięcia lub rozbicia łba o skały próbując wyjść na brzeg.