Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Czarnogóra. Ja, Magda & Ula i Wiola z BB.

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 05.09.2006 12:21

lenka napisał(a):Witajcie shtriga i wiolak3 :)
Dobrze, że już jesteście. W odpowiednim momencie uzupełnicie relację Krzycha. :lol:


A pewnie! :P Zastanawiam się Lena ja bardzo, bardzo cenzurować. Eee... a nie będziemy stwarzać niektórym wypieków na licach, co? :lol: :wink:
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004
Część IV

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 05.09.2006 12:25

Po raz pierwszy od chwili wyjazdu spoglądamy w niebo z nadzieją słonecznej pogody. Promienie miło rozgrzewają ręce i twarze. Czujemy się zaszczyceni tym faktem. Austria powitała nas ciężkimi, granatowymi chmurami, a żegna delikatnymi białymi obłoczkami. I tak ma być!
Jedzie się przyjemnie, jezdnia sucha. Nam się nie spieszy. Pozostałym kierowcom również. Takie odnosimy wrażenie. Jak do tej pory radio zbytnio nie było nam potrzebne. No i nadal nie widzimy potrzeby korzystania z jego pomocy. Nudy brak. Są za to wspomnienia dnia poprzedniego. A dzisiejszy się jeszcze nie skończył. A będzie długi, oj bardzo długi.

Wiedeń i Bratysławę oddzielają zaledwie 66 km lasów i pól. Raz po raz na niewielkich wzniesieniach z ziemi dumnie wyrastają prężne i smukłe jak struny wiatraki. Momentami są ich takie ilości, że przypominają stada ptaków o olbrzymich nogach, które chwil kilka temu zlądowały z nieba. Słowacy również inwestują w elektrownie ekologiczne, niczym Niemcy. Przed granicą autostrada odbija bardziej na prawo, kierując się w stronę Węgier. Zresztą od samego początku na głównych tablicach informacyjnych zamiast Bratysławy widnieją napisy wskazujące Budapeszt. Trzeba uważać.
Sam przejazd przez granicę nie sprawia żadnych trudności. Dochodzi godzina 18. Do słowackiej stolicy prowadzi nas teraz zwykła, jednopasmowa, ale bardzo dobrze utrzymana droga. Być może już w przyszłym roku, tuż obok, oddana zostanie nitka autostrady łącząca te dwa naddunajskie miasta. Ruch zdecydowanie mniejszy. Gdzie się oni wszyscy podziali?
Bratysławę widać z daleka, a jeśli się przyjrzeć, potężną twierdzę o czterech wieżach usytuowanych w każdym z narożników. To zamek wzniesiony na przełomie XIV i XV wieku, 80 metrów nad lustrem Dunaju. Zamiast do niego, pojechaliśmy na jedno z najwyższych punktów widokowych. Bez mapy, bez korzystania z drogowskazów. Których i tak zbyt wiele nie ma. Na czujka. Po kilku nawrotach udało się. Już sam ten moment umocnił nas w przekonaniu, iż miejscowi kierowcy kulturą jazdy nie grzeszą.
Górujący nad miastem potężny pomnik wzniesiony przez Armię Czerwoną na cześć poległych tutaj rosyjskich żołnierzy w czasie II wojny światowej, stanowi doskonale miejsce poglądowe na cały poniższy miastowy zgiełk. A panująca dookoła cisza znakomicie relaksuje i odpręża. Warto było tutaj przyjechać. Naprawdę. Choć szkoda, że tak krótko. Może nadarzy się jeszcze okazja bliżej poznać miasto pełne słońca? Ja chcę! Magda też.



Obrazek


Obrazek



Do granicy węgierskiej jest raptem kilkanaście kilometrów. Do dnia dzisiejszego nie wiem, czy powinniśmy kupować na ten odcinek słowacką winietę, czy też nie. W każdym bądź razie nie zrobiliśmy tego. Chyba jedynym miejscem wykupu, jakie widziałem, to było uprzednie przejście graniczne. Ciężki to grzech, czy lekki? Na pewno świadomy...

Godzina 19:20. Zaczynają się dziwne, długie nazwy, na których można bez trudu zawiązać sobie język na supełek. Tak, tak. Przed nami kraina naszych wielkich braci. Madziarzy. Wielki szacunek dla ich płynnej wymowy! Heh.
Na przejściu granicznym w Rajce praktycznie pusto. A jest ogromne. Jak lotnisko. Dziwna sprawa. Pięciu facetów przed barem popija piwo. Na parkingu kilka ciężarówek. Jeszcze dziwniejsze wydają się być opłaty za winiety. Jednodniowa kosztuje 9 euro. Czterodniowa 7. Naturalnie bierzemy tę dłuższą. No chyba, że już nawet cyferek nie rozróżniamy. Szybkie siku i wio do przodu.

Mkniemy węgierską autostradą do Budapesztu. Przed nami 200 kilometrów. W pewnym momencie dołączamy do nitki, która prowadziła z Wiednia, co owocuje zwiększonym ruchem. Sporo Polaków. Część jeszcze dzisiaj zakotwiczy nad Balatonem.
Wyższe prędkości nie pozwalają nawet na sekundę dojść zmęczeniu do słowa. To podwyższone ciśnienie. Słońce powoli chowa się za horyzontem. Nadchodzi zmrok. W sumie bardzo lubię nocną jazdę. W przeciwieństwie do Magdy. Przed nami długie, proste odcinki drogi, na końcu której widać małe, czerwone światełka. Przez pewien czas jechaliśmy wspólnie z jakimś Ślązakiem. Miłe gesty i pozdrowienia dodają otuchy. Ostatnie mrugnięcie światłami i uciekamy bardziej do przodu.

Tuż przed godziną 21:00 parkujemy przed miejskim parkiem. Żeby do niego dojechać, trzeba był pokonać kilka krętych i stromych, zamieszkałych uliczek. Jest ciemno. Mapy nie mamy. Uzbrojeni w odwagę i latarki po chwili zanikamy za drzewami. Wnioskujemy, że główne wejście musi znajdować się z innej strony. Najważniejsze to zapamiętać drogę, kiedy będziemy wracać. Po chwili dołączają do nas dwie kobiety, które najprawdopodobniej zagubiły się na tej plątaninie ścieżek i chodników. W miejscach bardziej odsłoniętych, spoglądając w górę, widzimy więcej światła, słychać też innych ludzi. Idziemy w dobrym kierunku. Choć zupełnie w ciemno i nie wiadomo dokąd. Ależ stromo! Szczyt odsłania przed nami całą zagadkę. Znajdujemy się na Wzgórzu Gelerta, cytadeli wyposażonej w potężną działobitnię altyleryjską. 235 metrów ponad miastem, na końcu którego stoi 14 metrowa Statua Wolności. Jesteśmy w Budapeszcie. Spełniło się jedno z naszych całkiem niedawno powstałych marzeń. Nocny widok na stolicę Węgier... Dunaj w świetle pełni Księżyca, pałac, mosty. Widać wszystko, dookoła, 360 stopni! Co wspaniałego! Najciekawsze miejsce obserwacyjne okupuje garstka ludzi. Każdy chce popatrzeć. Również i nam udaje się wcisnąć. I jedno pytanie... Dlaczego nie zabraliśmy statywu? Ech, zupełnie wyleciało nam to z głowy. Jeszcze przed wyjazdem.
Ponieważ na wzniesieniu silnie wiało, w dość krótkim czasie zrobiło nam się zimno. Mimo to dzielnie próbowaliśmy sfotografować Bude i Peszt. Średnio na 10 zdjęć może jedno się udawało. No ale brak sprzętu może nas niejako tłumaczyć. Ale było super! Warto, naprawdę warto.
Uniesieni wrażeniami bez trudu odnajdujemy naszą boczną ścieżkę, która po 15 minutach marszu doprowadziła nas do auta. Biedaczek, zasnął sobie, hihi. Nawet się nie baliśmy!

Szybka herbatka z termosu, mała przekąska i możemy zjechać niżej. Bardziej do centrum. Dużo jednokierunkowych ulic. Dwa razy objeżdżamy kilka z nich i jest. Udało się znaleźć wolne miejsce. Podjazd pod wysoki krawężnik okupiony zostaje "spaleniem gumy". Wszystko byłoby w porządku z tą gumą, gdyby nie fakt, że po drugiej stronie ulicy znajduje się nocny klub dla niesfornych mężczyzn. I tylko mężczyzn... Mimo to, postanawiamy zostawić wszystko tak jak jest i pochodzić wzdłuż bulwarów okalających Dunaj. Dwa miliony mieszkańców, a taki spokój. Nie na długo! W przeciągu raptem 10, no może 15 minut przejechało przed nami na sygnale może z 10 jednostek miejskiej straży pożarnej. Ależ hałasu narobili! Pewnie się coś pali, a może chłopacy mają nocne ćwiczenia?



Obrazek


Obrazek


Obrazek


Obrazek



Ponieważ nóżki zaczęły dawały oznaki zmęczenia postanowiliśmy z Magdą wrócić do auta i powolutku zbierać się w dalszą drogę. Jeśli się uda, to maksymalnie do Szekszard'u. Tyle dzisiaj przygód, tyle miejsc. Dlatego nie spodziewaliśmy się, że coś nas może tej nocy jeszcze czekać...

(c.d.n.)
Ostatnio edytowano 10.02.2011 23:57 przez Janqes, łącznie edytowano 3 razy
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 05.09.2006 13:22

Zdaje się, że jeszcze nie napisałam, że foty w Twojej relacji zniewalają... :D Piękne. Moje nocne - np. meczetu - to zawsze jak start rakiety Arianne :D

A ja juz czekam kiedy dojedziecie na Bałkany!!!!!!
madzia1981
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1901
Dołączył(a): 29.06.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) madzia1981 » 05.09.2006 13:28

Popołudniowa kawka i twoja relacja to najmilsza część dzisiejszego mojego dnia...tylko dlaczego tak szybko sie czyta...?
a to ja
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4755
Dołączył(a): 18.07.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) a to ja » 05.09.2006 14:44

shtriga napisał(a):... foty w Twojej relacji zniewalają... :D ...

... juz czekam kiedy dojedziecie na Bałkany!!!!!!

Pozdoliłam sobie zacytować koleżankę :D
Pozdraviam
lenka
Podróżnik
Avatar użytkownika
Posty: 25
Dołączył(a): 23.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) lenka » 05.09.2006 15:48

shtriga napisał(a):foty w Twojej relacji zniewalają... :D Piękne. Moje nocne - np. meczetu - to zawsze jak start rakiety Arianne :D

Mnie do robienia takich fotek brakuje przede wszystkim cierpliwości. Wolę popatrzeć jak Krzychu to robi, a potrafi spokojnie przez kilka minut ustawiać się do zdjęcia. Co bez statywu wcale łatwe nie jest (szczególnie w nocy).
AnetaA
Cromaniak
Posty: 881
Dołączył(a): 10.08.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) AnetaA » 05.09.2006 23:41

No i co dalej? Pisz szybko, bo to najmilsza rzecz jaką ostatnio czytałam :) , a zdjęcia... swoich to chyba jednak nie pokażę...
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107679
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 06.09.2006 00:02

Wpisuję się na listę czytających i oglądających, aby zostać powiadomiony o dalszej części ciekawych opisów i zdjęć. :la: :lol:
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 06.09.2006 00:06

Dzięki wszystkim za miłe słowa! Przynajmniej wiadomo, że do poduchy się tego nie robi :wink: Chociaż w sumie czemu nie?

"Bo najlepiej smakuje mało, a często" :oops: Chociaż "często" w znacznym stopniu uzależnione jest od wolnego czasu. A po wakacjach/urlopie brakuje go najbardziej.

Pozdrawiam wszystkich!
wiolak3
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 808
Dołączył(a): 28.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wiolak3 » 06.09.2006 08:14

Dzieki Krzychu, dzieki!
i tak Cie podziwiam. Ja nie mam siły zabrac sie za foty, ale chyba pora :wink: Płytka dla Was "sie nagrywa" :wink: :papa:
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004
Część V

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 09.09.2006 22:52

Wyjeżdżając z centrum próbujemy kierować się tymi samymi drogami, którymi przyjechaliśmy. Ponieważ część ulic okazuje się jednokierunkowymi, zadanie zyskuje na stopniu trudności. Wiemy, że Węgrzy opisując trasy operują numerami dróg, a nie tak jak w większości innych państw, dodatkowo nazwami poszczególnych miast. Poszukiwanie tabliczek informacyjnych staje się ciężkim wyzwaniem. Przez pewien czas odnosimy wrażenie, jakby ktoś specjalnie przed nami je chował. Biedne szprotki. Cóż one mogą zrobić po zamknięciu w puszce?
Z tym, że my jeszcze oddychamy... Chociaż siła ducha coraz słabsza.

Wyjazd z Budapesztu zajmuje nam prawie godzinę czasu. I wcale nie stoimy w korku. Silnik pracuje, koła się kręcą. Nie spoglądam dokładnie ile zrobiliśmy po mieście kilometrów, ale z obliczeń, jak i z odczuć wychodzi, iż jest to ponad 50. Słownie - pięćdziesiąt kilometrów! Jeśli nie więcej. Nadchodzi moment, kiedy chcemy to wszystko rzucić w jasną cholerę. Kolejny zjazd na chodnik i chwila zastanowienia. Tutaj już przecież byliśmy! Hmm... I to nie raz! O tam! O tam! Pamiętam te budynki - z rozżaleniem stwierdza pilot. A gdyby przeczekać do rana? Bo ileż razy można przejeżdżać tymi samymi ulicami i mostami? Raz, dwa razy? No tyle to ewentualnie można. Ale nie trzy! Początkowo śmieszne, później już nawet bardzo niepokojące, staje się szukanie, a następnie kierowanie się według znaków. Każdy skręt, to skręt na oślep. Sytuacja wydaje się być nieciekawa. Cóż z tego, że jedziemy na M7, skoro przez kolejnych kilka przecznic i głównych skrzyżowań nie ma wzmianki o tej trasie. Nawet mapa okazałaby się zbędna. Jak dobrze, że jej nie mamy, bo jeszcze zapłacilibyśmy mandat za śmiecenie.

Szerokie, dwupasmowe ulice chwilami przemieniają się w wąskie betonowe uliczki. Wjeżdżamy na jakiś naddunajski plac, park, nie wiadomo co. Ciemno, dookoła krzaki i niewielkie drzewa. Co chwilkę przed maskę auta wyskakuje mroczna postać. Długie włosy, brody, skórzane kamizelki. Gdzie my jesteśmy? Co to, to nie! Na zjazd ni to harleyowców, ni to hipisów nie byliśmy zapraszani. Wrzucam czym prędzej wsteczny i przestraszeni uciekamy przed siebie. Po prawej, w górze widać budynki mieszkalne i jakąś główną ulicę, po lewej w świetle księżyca odbija się tafla wody Dunaju. Mogłoby być tak pięknie, niestety miny nam rzedną. Po paru ładnych kilometrach jazdy wzdłuż rzeki, dobijamy do sensowniejszej drogi, która w końcu wyprowadza nas poza centrum, mijając wcześniej kilka krzyżówek. Jesteśmy przekonani, że na tyle, na ile było nas stać tego wieczora, na tyle dobrze wypatrywaliśmy oznakowań.
Coraz częściej zza zakrętów wyskakują cyferki M7, E71 i E73. Udało się! Co za przygoda! A ile nerwów! I dlaczego po tak ciężkich bojach?
Ponieważ naszym celem tej nocy nie jest Jezioro Balaton, szybko opuszczamy dwupasmówkę i kierujemy się na drogi krajowe. Wyjeżdżamy poza miasto, które widzimy w dole, po lewej stronie. Nikt za nami nie jedzie. Z przeciwka również. Raz po raz mijamy świeżo oddane małe ronda, a przy nich postawione tablice informujące o miastach, do jakich się zbliżamy. Jest już grubo po 1 w nocy. Czujemy się pewniej, znacznie pewniej. Chociaż w jednej - dosłownie jednej - chwili, mozolnie odbudowujący się ład, bez żadnych skrupułów burzy kolejny znak z widniejącym na nim napisem Pecs, w kierunku którego jedziemy. Matko Boska! Przecież niedawno Pecs był w zupełnie inną stronę! Esz... Na rondzie wybieram inny zjazd. Kieruję się intuicją. Po kilkunastu kilometrach oddychamy z ulgą. Jest napis E73 i Szekszard!

Droga pusta. Zupełnie pusta. Tylko my i księżyc. Po mojej stronie już od dłuższego czasu widoczny Dunaj. Jedziemy wzdłuż rzeki. Po stronie Magdy pola, od czasu do czasu drzewa i lasy. Z przeciwka jakiś wariat na długich światłach. A jest daleko jeszcze. Pewnie zapomniał wyłączyć. Wszak ruchu na drodze żadnego, innych kierowców mija się z częstotliwością 20 minut. Teraz radio spełnia rolę. Ramstein dobrze pobudza. Mimo to połowa naszej ekipy przysypia. Sam bym spał siedząc/leżąc na fotelu pasażera. A pewnie!
Kilometry uciekają. Pod drodze nie napotykamy większych stacji benzynowych. Właściwie mniejszych tez! Myślami uciekam do dnia poprzedniego. Jeden tir, drugi. Wreszcie z daleka widać kolorowe neony. To reklama zajazdu czynnego 24h na dobę. Przystaję w mylnej nadziei, że to jakiś większy moloch z parkingiem tranzytowym, toaletą, może sklepem. W blasku jednej latarni, zajazd okazuje się restauracyjką urządzoną w części domu mieszkalnego. Za nami jeden ciężarowy samochód. Jeszcze słychać strzelające, nagrzane hamulce. Z niechęcią wychodzę rozprostować kości. Czuję na sobie spojrzenia właściciela ukrytego w cieniu daszku przed głównym wejściem. Zdradza go tlący się na czerwono papieros. Niestety łudzi się myśląc o naszej wizycie. Do Szekszardu jeszcze 40 kilometrów.

Dochodzi 3:00. Wybieramy stację Shel'a na końcu miasta. Jedynymi klientami jesteśmy my. My i wszędobylskie zielone żabki, które bez żadnych protestów obsługi, skaczą sobie między krzesłami i batonikami Mars. W czasie, kiedy pani szykuje nam herbatkę, tankuję paliwo do pełna, 39 litrów. Płacimy kartą astronomiczną sumę 11 789 forintów. Szybki posiłek, szybka toaleta, fotele maksymalnie odsunięte do tyłu i w bezpiecznym miejscu zasypiamy na parę godzin.

9 sierpnia. O godzinie 6 rano budzi nas blask wstającego słońca. Ależ mocno świeci! Nieco ścierpnięci przeciągamy się na ile pozwalają gabaryty auta. Dwa dystrybutory ociężale wydają paliwo. Obok nas - nie wiadomo skąd - zaparkowany rodzimy samochód. Śpiochy musieli przyjechać w czasie, kiedy my smacznie spaliśmy. Ponieważ oni nas nie zbudzili, my również po cichutku odjeżdżamy.

Droga do granicy prowadzi przez płaskie tereny. Ostatni raz Dunaj widzimy w miasteczku Mohacs. Jeszcze chwilka i o godzinie 7:15 wjeżdżamy przejściem granicznym Udvar do Chorwacji. Ruchu wielkiego nie ma, czym też strażnicy byli nieco znużeni. Gdyby kultura pozwalała, to najchętniej wszyscy by ziewali, bez żadnych zahamowań.


Obrazek


Jesteśmy w Chorwacji! Chorwacji? A tak! Chorwacji! Ależ tu dziwnie!

(c.d.n.)
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004
Re: Część V

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 09.09.2006 23:29

Janqes napisał(a):Jesteśmy w Chorwacji! Chorwacji? A tak! Chorwacji! Ależ tu dziwnie!

Prawda? Płasko, pusto. Kukurydza, słoneczniki. Senne wioski przy drodze...
Ot, "Pierwsza Chorwacja". :)


Czekam na ciąg dalszy...

Pozdrav
Jola
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 11.09.2006 08:31

..to teraz się dopiero zacznie... :!: :!: :!: :lol: :lol: :lol:
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 11.09.2006 14:57

shtriga napisał(a):..to teraz się dopiero zacznie... :!: :!: :!: :lol: :lol: :lol:


...to,aż strach się bać.... :lol: :lol:
wiolak3
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 808
Dołączył(a): 28.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wiolak3 » 11.09.2006 18:09

Nooooooooooooo, hu-hu!!!!! :wink:
Co byśmy biedne bez nich zrobiły????? Az strach pomyśleć! :) :)
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Czarnogóra. Ja, Magda & Ula i Wiola z BB. - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone