Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Czarnogóra. Ja, Magda & Ula i Wiola z BB.

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 11.09.2006 20:58

wiolak3 napisał(a):Nooooooooooooo, hu-hu!!!!! :wink:


Ło matko....aż mnie ciary przeszły po plecach :lol:
madzia1981
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1901
Dołączył(a): 29.06.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) madzia1981 » 13.09.2006 20:29

Coś długo trzymają nas w niepewności...
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004
Część VI

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 13.09.2006 20:44

Chorwacja przeważnie kojarzy się z błękitnym morzem, z łysawymi górami, gorącym słońcem. Dla ludzi jeżdżących przez jej zachodnie strony, widok zwykłych, zupełnie znajomych z ojczyzny pól i łąk, może wydawać się nierzeczywisty. I tak też stało się z nami.
A przecież tuż za granicą, tuż za barierką miała rosnąć palma, miał stać kiosk z lodami, dzieciaki miały biegać na bosaka. Gdzie to jest? Czyżbyśmy aż tak przywykli do typowego wizerunku tego kraju? No zdaje się, że tak! Dziwne... Choć nie świadczy to o braku znajomości atlasu, lecz bardziej o kojarzeniu, o malowaniu oczami wyobraźni tego, co jest celem każdego wczasowicza - plaży, zapachu lawendy, czystości nieba i wody.
Chorwacje też przykrywają dywany zbóż, też w blasku słońca odbijają się żółte słoneczniki, też wysoko przy drodze pnie się kukurydza, zasłaniając horyzont.
A zimą? A zimą z pewnością na całej tej palecie barw osiada szarość i smutek. Zupełnie jak u nas! Ech...

- Die Liebe ist ein wildes Tier
Sie atmet dich sie sucht nach dir...


Nagle cuci nas z delikatnego letargu niski, gruby głos Tilla Lindemana - wokalisty zespołu Rammstein.

- Amour Amour... - świetny utwór.

Nie wiem ile razy można słuchać w kółko to samo. Ha! Widać można wiele razy. Odtwarzacz ustawiony na trzy konkretne albumy nie daje się zwieść. I tak od Budapesztu. Raz za razem. Ale podoba się! Może być jeszcze raz.

A gdyby tak zamienić się miejscami? Chwila zastanowienia... i.. iii... powstała idea właśnie wdrożona zostaje w życie. Hihi! Ja po prawej, Magda za kierownicą. I to z jakim zapałem! Ileż chęci do jazdy! Jak fajnie! Nareszcie sobie popatrzę przez boczne szyby, a nie wciąż przed siebie i siebie... Nowy kierowca również zadowolony!
Droga prosta, ruchu wielkiego nie ma. Nigdzie się nie spieszymy, chociaż trasa przed nami spora. I co ważne - zupełnie nieznana. A ponieważ do odważnych świat należy, jakoś wcale się tym nie przejmujemy. Byle do przodu!

Przejeżdżamy most nad rzeką Drawą. Na ulicach Osijeku trwa walka. Każdy chce zdążyć rano do pracy. A ci, których ona nie obowiązuje, spokojnie kupują cieplutkie bułeczki w pobliskich sklepach. Wstał nowy dzień. Życie nabiera rozpędu.
W miarę dobrze oznakowane miasto nie przysparza większych trudności z przejazdem. Na szczęście Osijek przecinamy wszerz, a nie wzdłuż. Na pierwszy rzut oka stolica Slavoniji nie wywiera żadnego wrażenia, tym bardziej, jeśli obserwuje się ją zza szyby samochodu. Jednak podobno przy bliższym poznawaniu miasta, odkrywa się wiele pozytywów.

Słońce wschodzi coraz wyżej, grzeje coraz mocniej. Jazda na tyle staje się przyjemna, zwłaszcza dla mnie, że od czasu do czasu przymykam oczy. Magda dzielnie sobie radzi. Tak czy inaczej będziemy musieli się gdzieś zatrzymać na drobną toaletę i śniadanko. Wybór padł na dość przyzwoitą stację benzynową wraz z wielkimi parkingami niedaleko Dakova. Parkujemy między dwiema ciężarówkami, których kabiny pasażerskie przysłonięte były jeszcze zasłonami. Widocznie ich kierowcy śpią po ciężkiej trasie. W czasie, kiedy Magda poszła zbadać tutejsze toalety, które okazuję się wyśmienite, orzeźwić się nieco i umyć ząbki, ja rozkładam kocyk i szykuje śniadanko. Najpierw postanowiliśmy coś przekąsić, a później wydać w pobliskiej restauracji zeszłoroczne kuny na herbatę. Pyszne sucharki z pysznym, własnej produkcji dżemem, znikają w zastraszającym tempie. Smakuje bardzo. No bo jakże inaczej? Trawka, słońce, jedzonko!

- Dobar dan, oprostite, ispricavam se... nagle słyszę za sobą. Odwracam się i widzę kierowcę sąsiadującej z prawej strony ciężarówki. Następnych słów już nie wyłapuję tak wyraźnie. Facet cedzi je przez usta, jednocześnie ściągając jeden płat czerwonej, ale mocno zakurzonej plandeki z boku naczepy. Postać jego, mimo dość mizernej budowy, zwinnymi ruchami, szybko radzi sobie ze supłami linek. Po gestykulacjach prosi o przestawienie naszego Punta nieco dalej. Przestraszony, aczkolwiek jeszcze przytomny, przymykam tylną klapę i cofam się o jakieś 5 metrów. Przeciągam kocyk. Tyle starczy, pokazuje.
Po kilku chwilach w miejsce naszego postoju podjeżdża granatowym Peugotem 307 kobieta w średnim wieku. Znają się. Rozmawiają dość głośno. Kobieta opowiada chyba o swoim sklepie, że jest okej. Wszystko trwa bardzo szybko, tak jak gdyby już wcześniej było to ustalone. Widząc przeładowywane przez kierowcę skrzynki z piwem do bagażnika osobówki wszystko staje się jasne. Delikatny handelek na uboczu parkingu poza miastem kwitnie w najlepsze. Nawet fajnie się podpatruje. O mały włos, nie bacząc co wkładam do buzi, zjadłbym scyzoryk! W zamian za pełen kufer ładnie przykryty kocykiem browaru, kobieta wyciąga z auta ciemną butelkę, czym odpłaca się swojemu wspólnikowi. Pewnie winko... A może to była złocista śliwowica? Miłe pozdrowienia i odjeżdża. Kto następny? - zdaje się wołać biznesmen...

Po godzinnym odpoczynku, o 9:30 siadamy na swoich miejscach, teraz już innych i kierujemy się w stronę granicy. Bośnia tuż tuż.

(c.d.n)
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 13.09.2006 20:47

madzia1981 napisał(a):Coś długo trzymają nas w niepewności...


A proszę bardzo! Wykrakałaś :lool:

PS. Kiedyś brak czasu nas wszystkich wykończy :| :wink:
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004
część VII

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 15.09.2006 23:06

Trzeci dzień podróży, a worek wrażeń pełen. 1657 km za nami, a nam ciągle mało. 7 granic, a na każdej spokój. Ósma będzie odstępstwem od reguły? Tego jeszcze nie wiemy...

Parę minut przed 10 rano.
Żyjemy, jesteśmy coraz bliżej, a jeśli wszystko dobrze pójdzie, wieczorem się spotkamy! :). Do zobaczenia, cześć! - sms do dziewczyn wysłany.

Most na rzece Savie nie zachęca do wjazdu. Przypomina bardziej wiadukt kolejowy, po części nim jest. Ciężki, stalowy, toporny. Na drugim brzegu inne państwo... Ograniczenie do 30 km/godzine. Powolutku dojeżdżamy do ostatniego samochodu. Na szczęście kolejka kończy się jeszcze przed mostem, choć do południa z pewnością sięgnie i jego. Nie ma rozjazdów na auta osobowe i ciężarowe. W sumie i tak nie ma miejsca. Wszyscy stoją w jednej kolejce. W oddali, w powietrzu unoszą się tumany kurzu z pobliskiego placu kontrolnego. Dookoła pełno śmieci. Krzaki, rowy, trawa... jedna dzicz. Nikt się tym nie zajmuje, nikt nie przycina, nikt o to nie dba. Po prawej stronie, tuż za krawędzią jezdni, wysoki nasyp kolejowy. Od czasu do czasu ktoś jedzie z przeciwka. Ledwo się mieści między nasypem a tirami. Za przykładem miejscowego włączam lewy kierunkowskaz i wymijam kolejkę. Widocznie tak się robi.

Do licha! Nie zdążę! - z przeciwka, zza zakrętu wyłonił się kolejny wjeżdżający do Chorwacji. Wsteczny i z powrotem na koniec nitki. Nie było miejsca, żeby się wcisnąć między ciężarowe. Dwie takie próby i w końcu się udało.

Biały budynek graniczny, jeśli tak można to określić, przypomina bardziej PRL-owską budkę z piwem. Koślawy kiosk zbity z drewnianych dykt, powleczony cienką powyginaną blachą. Zaraz przy wejściu, tabliczka informacyjna o punkcie kontrolnym i godło państwowe. Obok niego, tuż przy lekko pochylonej zardzewiałej barierce, rosły mężczyzna w białej koszuli przegląda dokumenty. Pozostałych albo nie ma, albo przebywają w oddalonym o 300 metrów innym budynku - magazynie. Najprawdopodobniej namiastki terminalu dla TIR'ów.
Nasza kontrola obejmuje również wzgląd do zielonej karty, a następnie dość wnikliwe skanowanie wzrokiem bagażu w środku auta. Dwie niewyraźne pieczątki do paszportów, machnięcie ręką i możemy wjeżdżać na teren Bośni i Hercegoviny.
Małe ciarki przechodzą po plecach. Ale to tylko i wyłącznie za sprawą tutejszego przejścia, które mimo wszystko różni się od pozostałych. Granica w Neum to też Bośnia. Z tym, że w porównaniu z tutejszym Bosniackim Samac'em, to prawdziwy zachód. Nie wiem... nie widziałem sygnalizacji świetlnej, nie było. O monitoringu nie wspominając.

Powolutku szutrowa droga ponownie przechodzi w asfaltową. A to wciąż ta sama E73, ciągnąca się od Budapesztu. Pierwsze kroki samochodem stawiamy niepewnie, choć w miarę upływu czasu przyzwyczajamy się do ogólnie panującego bałaganu. Wzdłuż przyzwoicie utrzymanej jezdni nieprzerwanie biegną stalowe, ale kompletnie zardzewiałe barierki. Za nimi nigdy nie wycinane krzaki i wysokie trawska. Rowy maksymalnie zarośnięte, a jeśli nie, to zasypane stertami śmieci, przypominające niewielkie wysypiska. Każdy martwi się o swój dobytek, o swoją posiadłość, o jej resztki, a nie o sąsiada. Każdy dom sprawia wrażenie opuszczonego. Na każdym wyryte karabinowe graffiti. Mimo braku pieniędzy mieszkańcy próbują podnieść się z upadku. Widać prace budowlane, remonty. Nieodzownym atrybutem każdej działki zdaje się być teraz wywrotka, betoniarka i łopata. W większych miejscowościach jak grzyby po deszczu powyrastały sklepy budowlane z całą potrzebną armaturą.
Po drodze uważamy na policję. Istnieje przekonanie o ich obecności za każdym łukiem drogi, za każdą kępą trzciny. Z perspektywy mijającego czasu i ubywających kilometrów zgodnie stwierdzamy, iż jest to mocno nadwerężona teoria.

-Hamuj!!! Stoją! - krzyczy Magda.
-O rany! Faktycznie stali tam w dole za karzakami!. Na szczęście udało się przejechać.

Nie minęło 10 minut i ponownie mijamy ukryty partol. Tym razem po drugiej stronie. Co jak co, ale radiowozy mają naprawdę nienaganne - ciemnogranatowe Golfy IV.

Od samej granicy towarzyszy nam Bosna. Początkowo po prawej stronie, a od Modricy po mojej, lewej. Koryto rzeki momentami bardzo szerokie, jednak z powodów rzadkich o tej porze opadów, do połowy wyschnięte. Jedynie w słońcu bardzo mocno odbijają się jasne, wapienne kamienie i skały, które jesienią ponownie znajdą się pod powierzchnią. W miejscach, gdzie koryto rzeki ulega zwężeniu, podnosi się prąd wody. Przy brzegach, na bardziej wystających drzewach i konarach widać wiszące folie, reklamówki, rzadziej postrzępione stare szmaty. Świadczy to o wysokim poziomie jaki musi przybierać Bosna w czasie opadów. A swoje źródło bierze jeszcze pod samym Sarejevem.
Im bardziej pochłania nas Bośnia, tym większe witają nas wzniesienia, ostatecznie ostro ciosane, masywne góry.
Sieć drogowa nie jest szczególnie rozwinięta. Przez kraj przebiega kilka głównych tras tranzytowych. Odnoszę wrażenie, że im dalej na południe, tym tereny, wsie, miasteczka bardziej ukształtowane. Szczególną biedę widać właśnie na północy. Tablice informacyjne, znaki drogowe, a zwłaszcza odrażające przydrożne przystanki autobusowe przypominają sita do odcedzania makaronu. Podziurawione na wskroś.

Wzrastająca temperatura zmusza nas w okolicach Daboj'u do zmiany ciuszków na typowo letnie. Nareszcie można założyć krótkie spodenki! Deszcz najwyraźniej zostawiliśmy za sobą już na dobre. Przecież lało od samego wyjazdu z Polski. Fajnie miejsce się trafiło, z małym źródełkiem wody, tuż za całkiem sympatyczną restauracją. Napełniamy pustą butelkę po mineralce, ja odświeżam nogi i po 20 minutach przerwy kierujemy się dalej w stronę stolicy. Ruch wzrasta, jazda spokojna, momentami bardzo wolna. Kolejna miejscowa ciężarówka ma problemy z podjazdem pod górę. Słońce, okropny smród spalin wydobywający się z poprzedzającego nas, lecz ciężko pracującego silnika diesla, powoduje delikatne już, znużenie. Każda chwila ciągnie się godzinami.
Mimo specyficznego klimatu jaki daje się czuć na każdym niemal kroku, mimo poczucia pewnego odosobnienia poprzez braku widoku zagranicznych rejestracji, mimo przekonania o istnieniu tuż za krawędzią jezdni zaminowanych jeszcze terenów, cieszymy się, że tutaj jesteśmy. Po co nam Lazurowe Wybrzeże? Po co nam lśniący Luwr? Po co nam blask Paryża, Londynu, Madrytu i innych plastikowych tworów? Tutaj przynajmniej człowiek wie co to znaczy życie, jakie wartości są najważniejsze. Jest super!

Tuż przed stolicą wpadamy na darmowy, świeżo oddany, krótki odcinek autostrady. Następuje przetasowanie aut jadących dotychczas w coraz dłuższej kolejce. Niestety, na nic się to zdaje. Zjazd z niedokończonej jeszcze obwodnicy paraliżuje całkowicie główną i chyba jedyną drogę prowadzącą w kierunku miasta. Patrzę na zegarek, dochodzi 13:30. W oddali, w kotlinie, między pięcioma szczytami Alp Dynarskich widać czerwone dachy mieszkań. Po chwili mijamy przekrzywiony do przodu znak z napisem - Sarajevo. Jeszcze parę lat temu nie sądziłem, że tutaj będziemy. A jednak! Czasy się zmieniają, ludzie też...

(c.d.n)




Obrazek



Obrazek



Obrazek
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004
część VIII

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 20.09.2006 22:07

Już z daleka widzimy różnice jaką odsłania przed nami Sarajewo, w porównaniu do poprzednich miast. Wydaje się być olbrzymią wioską powstałą z małych domków z wyrazistymi dachami, pokrytymi czerwoną dachówką. Na tle horyzontu złożonego z wysokich, zielonych pagórków o łagodnych kształtach, sprawia bardzo malownicze wrażenie. Niestety bliskość nie daje już nam takich bajkowych odczuć. Brutalna rzeczywistość sprowadza każdego na ziemię. Sielankowy pejzaż z każdym krokiem przeistacza się w groźną, niekiedy agresywną otchłań wypełnioną krzykami bezradności i pomocy z lat dziewięćdziesiątych.
Ale zależy gdzie. Zależy gdzie człowiek się znajduje. Są momenty dobitne, nieustannie szargające serca, są momenty zupełnie miłe, ciepłe, wyzbyte obrazu zgliszczy i hałasu kałasznikowa.
Sarajewo się zmienia. Widać chęć wyzbycia się niechcianych już dramatów. Wola pokoju jest ogromna. Jest to miasto kontrastów. Tło nowopowstających szklanych biurowców, ludzi w garniturach z uśmiechem na twarzy, czarnych, lśniących zachodnich samochodów, miesza się z tłem biednych dzielnic, brudnych ulic, bosych dzieciaków błagających o wsparcie. Wpompowywane pieniądze nie docierają do każdego, nie starczają.

Dojeżdżamy do głównej ulicy miasta, szerokiej, trzypasmowej drogi. W korku, w ślimaczym tempie spędziliśmy prawie godzinę. Dzięki temu mogliśmy na spokojnie przyglądać się miejscowemu życiu.

Po każdej stronie ślady wojny. Niemal każdy budynek, czy to mieszkalny, czy zakładowy, czy biurowy, czy szkoła, czy dworzec, czy sklepy, czy kościół. Każdy z nich został poczęstowany serią z karabinu maszynowego. Co do joty. A ten, który widać gładki i w całości - świeżo wyremontowany.

Po mieście jedzie się dość przyjemnie. Nie odczuwam na sobie oddechu innych kierowców. Oznakowań nie ma, mimo to bez większych problemów docieramy w okolice centrum starego miasta.

Nie. Już nie odnosimy wrażenia odosobnienia. Czujemy się pewnie, jak u siebie. Niesmak przeszłości już dawno przepadł, aczkolwiek dla nieświadomych zawsze pozostanie pewną przeszkodą nie do pokonania. I to jeszcze przez wiele lat. Zgodnie z Magdą stwierdzamy, że jest tutaj bezpiecznie. Nie wiemy jeszcze co myśleć, lecz z każdą chwilą miasto nas wchłania. Każda uliczka, każda kamienica wciąga. I to bardzo. Ciekawość, tajemnica, inny świat.

Godzina 14:17. Udało nam się zaparkować na ul. Musata. Co jak co, ale miejscowe władze ogromną uwagę przywiązują do parkowania, a zwłaszcza do uiszczania opłat z tego tytułu. Praktycznie każda uliczka jest swego rodzaju rewirem dla specjalnie wytyczonych strażników parkingowych. Mają oni pod swoją opieką po kilka przecznic, a ze swoich stanowisk, rzadziej budek, intensywnie wypatrują nieuczciwych klientów.

Nam, jako gościom na obcej ziemi, nawet do głowy nie przyszło, aby omijać panujące tutaj prawo.
Zabieram kilkanaście euro i biegnę do wskazanego wcześniej przez parkingowego banku, rozmienić pieniądze na tutejsze marki transferowe. Już przez ten sam fakt, że nam zależy na wykupieniu karty parkingowej, zdobywamy sporo ważnych punktów u siedzącego w cieniu drzewa strażnika.
Monet wystarczyło nam na godzinę parkowania. Doskonale wiemy, że to za mało, ale co zrobić... Przewodnik w ręku, aparat, dokumenty w plecaku, można zamykać auto. Idziemy.

W okolicach starego miasta aż roi się od miejsc dla których warto tutaj przyjechać. Sarajewo to zlepek wielu społeczeństw. To muzułmanizm, katolicyzm, prawosławie, judaizm i protestantyzm. Każdy z narodów ma swoje odrębne zwyczaje, zachowania, kulturę. Kroczymy wzdłuż rzeki Miljacka, raz po prawej, raz po lewej stronie. Koryto rzeki jest płaskie, równiutkie i bardzo ładnie utrzymane. Doskonale komponuje z wyrastającymi niemal z każdej ulic szpiczastych meczetów, monumentalnych synagog, czy też znanych nam bliżej kościołów rzymskokatolickich. Tłumów wielkich nie ma, choć większość przyjezdnych kieruje się w stronę słynnego krytego bazaru Bezistan, który od XVI wieku pełnił rolę największego bałkańskiego centrum handlowego. Z wysokości ulicy nie czuć jego historii, jednak jego wnętrze robi na nas ogromne wrażenie! Piękny jest! A jakie ceny! Uciekamy stąd! Hehe!
Główna ulica Obala Kulina Bana prowadząca do centrum, a wzdłuż której przepływa rzeka, słynie obecnie - jak zauważyliśmy - nie tylko z wariackich popisów miejscowych motocyklistów pędzących z zawrotnymi prędkościami bez kasku na głowie, lecz także z zamachu na Franciszka Ferdynanda w 1914 roku. Ależ nam się trafiło! Obecnie jesteśmy w miejscu dokonania zbrodnii, a parę dni wcześniej zwiedzaliśmy obóz Terezin, gdzie ów zamachowiec był przetrzymywany. Historia koło zamyka...

Z głównego placu, tuż obok Bezistanu, rozchodzą się piękne uliczki z licznymi orientalnymi stoiskami, tworząc niepowtarzalny klimat biskiego wschodu. Jedwabne chusty, kolorowe dywany, mosiężne dzbanki, tureckie zastawy. Jakież to wszystko inne! No i ten pyszny burek! Pychota! Zjadło by się jeszcze jednego!
Klimatu dopełniają budynki sakralne. Tuż nad głowami unosi się wysoki, szczupły minaret meczetu Gazi Husrev-bega, jednego z najwspanialszych obiektów muzułmańskich na tych terenach. Zaskakuje nas harmonia jaka panuje między miejscową ludnością. Każdy ubrany według własnych tradycji i religii. Żyją wspólnie między sobą. Jedzą, śpią, pracują. Teraz już się nie dziwimy skąd w sercach tych ludzi kumuluje się tyle energii. Zbyt dużo różnic tutaj panuje, żeby wszystkich godzić. Niestety czasami energia ta eksploduje na zewnątrz... Widocznie tak musi być i nikt tego nie zmieni.

Wzdłuż ulicy Zelinih beretki nadziewamy się na ruiny Hotelu Evropa, funkcjonującego ponad 100 lat, do roku 1992... Niestety... Obecnie stanowi on pomnik pamięci ku czci ofiar jakie pochłonął w czasie wojny. Na chwilkę zatrzymujemy się przed jego szkieletem. Daje naprawdę wiele do przemyślenia...

Sarajewo jest pięknym miejscem, z burzliwymi dziejami już chyba na zawsze wypisanymi nad jego niebieskim niebem. Mimo ciężkich ran budzi się z upadku. Myślę, że z czasem znajdzie się więcej odważnych i chętnych przyjechać tutaj poczuć granicę jaka dzieli Europę od Azji. Wielkich remontów nie widać i pewnie jeszcze na długo odłamki śrutu powbijane będą w miejscowych murach, ale można się do tego przyzwyczaić. A może oni nie chcą inaczej? Może tak ma być? Świadczą o tym chociażby główne urzędy państwowe i publiczne.

Po kilku godzinach z lekkim strachem wracamy do auta. Wolnych miejsc przybyło. No bo jakże ma nie przybywać, skoro co rusz jakiś samochód odholowywany jest przez straż miejską? Serce stanęło nam w gardle! Taki ładny mercedes a wisi unoszony przez dźwig w powietrzu. Szkoda tych Francuzów, lecz widoczni przewinili. Zdziwią się ja wrócą.
Nagle słyszę wołanie. Parkingowy z groźną miną wskazuje na zegarek i po angielsku uświadamia nam dwie godziny spóźnienia. Pierwsze co przychodzi mi do głowy to myśl o francuskim mercedesie. Czyżby teraz nasza koleja? Tylko nie to!
Na szczęście dostajemy upomnienie, a ponieważ to nasze pierwsze - a skąd on wie? - możemy spokojnie odjechać. Razem z Magdą odnoszę wrażenie, iż zarówno historia z wymianą pieniędzy, jak i nasze pochodzenie uratowało nam tyłki.

Godzina 17:00. Ponownie stoimy w korku. Tym razem na drugim końcu miasta. Powód? Zwężenie drogi pod wiaduktem. Ruch w żaden sposób niekontrolowany przez policję. Jedyną panującą zasadą jest prawo silniejszego. Mimo tego podoba nam się. Rogatki bardziej wzbudzają współczucie tutejszej ludności, jednak w pamięci pozostają głownie te pozytywne elementy. U nas też przecież zdarzają się żebracy przed większymi skrzyżowaniami, czy też światłami. Przykry to widok...

Drugi sms do dziewczyn wysłany. O 19:30 umawiamy się na Starym Moście w Mostarze.
Trzeba przyspieszyć!



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



Obrazek



(c.d.n.)
Ostatnio edytowano 22.09.2006 19:05 przez Janqes, łącznie edytowano 2 razy
lenka
Podróżnik
Avatar użytkownika
Posty: 25
Dołączył(a): 23.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) lenka » 20.09.2006 22:33

Ehhh... aż chce się krzyczeć: wrócimy tam!
:)
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 21.09.2006 13:38

Krzychu!!! Kiedy Ty wszystko notowałeś??? Te nazwy!!! No chyba że nie doceniam Twojej pamięci :) !

Nie jestem fachowcem od robienia zdjęć, ale sepie i czarno-białe bardzo mi do miast Bośni bardzo pasują (byłam aż w jednym - w Mostarze :) , ale dzięki Wam jesteśmy w czarno-białym Sarajewie i dlatego tak piszę :) )

Lenka - a co! Jasne, ze wrócicie! A my tam pojedziemy!!!
lenka
Podróżnik
Avatar użytkownika
Posty: 25
Dołączył(a): 23.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) lenka » 21.09.2006 14:23

shtriga napisał(a):Krzychu!!! Kiedy Ty wszystko notowałeś??? Te nazwy!!! No chyba że nie doceniam Twojej pamięci :) !

Mamy tajny zeszyt z notatkami :lol:
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 21.09.2006 16:44

shtriga napisał(a):Krzychu!!! Kiedy Ty wszystko notowałeś??? Te nazwy!!! No chyba że nie doceniam Twojej pamięci :) !


a widzisz, hę? :mrgreen: czy ja tylko za tragarza robiłem, co? :D też sobie skromnie po cichutku notowałem :lol:
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 21.09.2006 16:45

lenka napisał(a):Mamy tajny zeszyt z notatkami :lol:


ot i wszystko jasne! :P

Lena ile tego wyszło? 80 stron?
wiolak3
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 808
Dołączył(a): 28.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wiolak3 » 21.09.2006 16:49

A w tym tajnym zeszycieeeeeeee, pewnie utajnione info na nasz temat,hiiiii :wink: Az sie boję, co bedzie gdy wszystko zostanie ujawnione, bo wiesz, jak to teraz jest.....zlustrują nas od góry do dołu :wink: :wink: :lool:
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 21.09.2006 16:50

Nooooo - to się nam czytania do Wielkiej Nocy szykuje! My mamy chyba pięć stron. Z czego na Albanię przypada pół (pół strony małego notatniczka - dodam)
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 21.09.2006 16:58

wiolak3 napisał(a):A w tym tajnym zeszycieeeeeeee, pewnie utajnione info na nasz temat,hiiiii :wink: Az sie boję, co bedzie gdy wszystko zostanie ujawnione, bo wiesz, jak to teraz jest.....zlustrują nas od góry do dołu :wink: :wink: :lool:


Taaa, a przewodniczącym komisji będzie Jovan :lool:

A tak na serio to też pare stron tego mamy, tak z 10 może.
Janqes
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 361
Dołączył(a): 11.07.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janqes » 21.09.2006 16:59

shtriga napisał(a):Nooooo - to się nam czytania do Wielkiej Nocy szykuje! My mamy chyba pięć stron. Z czego na Albanię przypada pół (pół strony małego notatniczka - dodam)


Mhm, o palmtopie nie wspominając :D :mrgreen:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Czarnogóra. Ja, Magda & Ula i Wiola z BB. - strona 4
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone