Dzień 14 - Pag na PaguPo południu już wiedzieliśmy, że definitywnie nici z plażowania. Jak ustaliliśmy wcześniej, jedziemy do Pagu. Oczywiście po drodze zatrzymujemy się w wiadomym miejscu na kilka fotek:
Niedługo potem już przechadziliśmy się uliczkami Pagu. W porównaniu do Novalji, bardzo spokojne i senne miasteczko
Dziwiliśmy się, że jest aż tak duża różnica w ilości turystów! Pag wydawał się "po sezonie". Ale nam to w ogóle nie przeszkadzało
wręcz przeciwnie, chodziliśmy sobie "nieśpiesznie, bezładnie" jak to na Pagu robić się powinno (pozdrawiam
zibi.s)
Aż przestanę pisać bez sensu, dam tylko zdjęcia
Jedyna rzecz, która mogła być denerwująca... Jak pisałam, Pag wydawał się nam po sezonie. I my też poczuliśmy się "po sezonie". Sezonie wyjazdowym.
Niewiele otwartych straganów, turyści opuszczający to miejsce, dzięki czemu wyszło na ulicę więcej "tutejszych"... To wszystko przypominało nam o tym, że my jutro też będziemy wyjeżdżać i żegnać wyspę, żegnać Chorwację, a nasze wakacje już będą tylko wspomnieniem. Już teraz tak odległa nam się wydawała Albania, Lefkada... Nie mówiąc o pięknej Korčuli, nurkowaniu przy wraku w Mokalo
Kiedy to było?!
Wróciliśmy do Novalji w takich oto nastrojach (przynajmniej ja). Mój chłop już żył tylko meczem.
Szybko, bo nie zdążymy, ja jeszcze muszę miejsce zająć, matko, matko.
My dziewczyny miałyśmy więc babski wieczór
Okazało się, że w tej knajpie oczywiście nie będą pokazywać meczu, mężczyzna zdenerwowany, szuka na szybko innej miejscówki. Nie było łatwo. Ale udało mu się i z jakimś chorwackim kolegą kibicowali "naszym" i targali się za koszule jak Lewy strzelił gola
Jak to zazwyczaj bywa, Polacy przegrali i chłop stwierdził, że mógł nie oglądać, bo się tylko na...denerwował
Nie chcieliśmy bardzo, żeby nastał ten dzień, na który wszyscy nie czekaliśmy.... Mimo to poszliśmy wcześniej spać, bo męcząca podróż i Zagrzeb przynajmniej na kilka godzin w planach... I tak zasnęliśmy, a tymczasem o szyby zaczęło niepokojąco stukać... Miarowo, coraz mocniej, nieprzerwanie...
Ciąg dalszy nastąpi, już ostatni raz...
Pozdrawiam