Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Wyprawa na antypody - Patagonia

Nazwę Ameryki zaproponował w 1507 roku niemiecki kartograf, pochodzący z Alzacji, Martin Waldseemüller. Przypisywał on odkrycie Nowego Świata, jak wówczas określano nowo odkryty ląd, Amerigo Vespucciemu i na jego cześć nadał mu miano America. Jednym z najstarszych globusów, na którym pojawiła się nazwa Ameryka, jest Globus Jagielloński z 1508 roku.
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 01.02.2010 23:41

Przejście do Campamento Italiano

Daniel mnie budzi o 7:15. Na dworze ledwo szaro, ale dobra wiadomość jest taka, że nie pada. Zwijamy manele, schodzimy do budynku schroniska, by zjeść śniadanie. Zwykle nie jadam tak wcześnie, ale cóż - trzeba się dostosować do ogółu. Wewnątrz rejwach niewiele mniejszy od wczorajszego; niektórzy właśnie wyruszają, inni konsumują, ktoś się pakuje, spada jakaś menażka. Staramy się zanadto nie marudzić, ale i tak trochę nam czasu schodzi i w efekcie wyruszamy w trasę ok. 8:30.

Obrazek

Obrazek

Do Campamento Italiano mamy stąd dwie godziny marszu. Wiemy, że obozowisko jest nieczynne, mamy nadzieję jednak, że gdzieś tam będzie można zostawić bezpiecznie plecaki. Według pierwotnego planu mieliśmy dziś po prostu przejść do następnego schroniska, jakim jest Paine Grande i dopiero następnego dnia - już tylko z lekkimi bagażami - wrócić do tego obozowiska, by zagłębić się w Dolinę Francuza. Przyjęta jednak została bez większych protestów moja propozycja drobnej zmiany. Spróbujemy zmieścić się czasowo dziś zarówno z przejściem do Paine Grande Lodge jak i penetracją Valle del Frances.

Obrazek

Obrazek

Ścieżka się obniża na sam brzeg jeziora Nordenskjold. Idziemy plażą, usłaną kamolami o stępionych kantach. Zapewne wysoka fala stopniowo przemienia je w otoczaki. Ten odcinek trasy należy do mniej wygodnych. Na szczęście, nie trwa to długo i opuszczamy kamieniste wybrzeże, wspinając się ponad jezioro. Wyłaniają się małe wysepki, a za drugim jego brzegiem pokazują się fragmenty następnego jeziora. Nie mamy pewności, czy to Lagunas Mellizas, czy wąska północno-wschodnia zatoczka Lago Pehoe, z którym później zawrzemy bliższą znajomość.

Obrazek

Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 01.02.2010 23:44

Po prawej stronie zaczyna się stopniowo pokazywać otoczenie Doliny Francuza - potężne, w znacznym stopniu pokryte lodem ściany. Mamy jeszcze kawałek do wylotu doliny. Gdy robimy sobie odpoczynek, mijająca nas akurat inna czwórka turystów również wykorzystuje to miejsce na popas. Łapiemy więc okazję i prosimy o zrobienie nam fotki - to pierwsze wspólne zdjęcie na tym wyjeździe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oddalamy się od Los Cuernos, ale wkrótce będziemy je okrążać z drugiej strony. Niemniej, odwracam co chwila głowę w ich stronę, gdyż fascynują mnie kolorowe pasy skalnych ścian, ukształtowanych w ten sposób przez tysiące lat. Ścieżka prowadzi teraz przez nieco podmokły teren, ale zadbano o wygodę piechura - dobrze utrzymane drewniane pomosty zapobiegają przemoczeniu butów czy chociażby konieczności skakania po korzeniach i kamieniach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tak dochodzimy do koryta rzeki i teraz szlak prowadzi wzdłuż niej aż do campameto. Zrzucamy plecaki z grzbietów, a pierwsze, co robię - to wskakuję na mostek, by zajrzeć w głąb Valle del Frances. Tuż nad skrajną turnią dostrzegam wąski pasek błękitnego nieba...

Obrazek

Obrazek
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 02.02.2010 14:04

Nadrobiłam patagońskie zaległości, ale mam jedno pytanie (takie pewnie wścibsko - babskie :wink: ) związane z tą sytuacją:
Franz napisał(a):Wymieniamy spostrzeżenia i szczegóły na temat miejsca, gdzie nasze trasy się rozbiegły i teraz już wspólnie kontynuujemy dalszą wędrówkę.
Z czego wynikało to, że Wasze drogi się jednak rozjechały? mapa? oznakowanie trasy? nieuwaga?

A Laura faktycznie superancka :D Tylko znowu mam babskie pytanie - czemu ona taka osprzęcona była? Pies do zadań specjalnych - czy opiekuńczość właścicieli?

pozdrawiam
:D
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 02.02.2010 18:29

Tymona napisał(a):Nadrobiłam patagońskie zaległości, ale mam jedno pytanie (takie pewnie wścibsko - babskie :wink: ) związane z tą sytuacją

Cieszę się, że znalazłaś tyle czasu. :) Jak również cieszy mnie zainteresowanie, co do moich wypocin.

Tymona napisał(a):Z czego wynikało to, że Wasze drogi się jednak rozjechały? mapa? oznakowanie trasy? nieuwaga?

Mapy tamtejsze są nic nie warte - ich dokładność nie jest większa niż darmowych folderków. Oznakowanie jest nienachalne, ale w zasadzie wystarczające, gdyż rozgałęzień nie ma wiele. :)
To było takie miejsce, że się wychodziło z krzaków i na wprost, w górę biegła ewidentna ścieżka. A w prawo odchodziła dróżka, gdzie na drzewie dało się od biedy zauważyć coś na kształt szlaku. Mnie się nie chciało forsować pagórka, więc poszedłem na łatwiznę - szlakiem.

Tymona napisał(a): A Laura faktycznie superancka :D Tylko znowu mam babskie pytanie - czemu ona taka osprzęcona była? Pies do zadań specjalnych - czy opiekuńczość właścicieli?

Laura szła pod opieką dwóch dziewczyn. To była trasa na Wildspitze - najwyższy szczyt austriackiego Tyrolu i miejscami musiała być wręcz przeciągana - tam gdzie jej łapki okazywały się gorsze od obciążonych ludzkim ciałem butów z rakami.
Na szczycie pytałem dziewczyn, czy Laura często tak z nimi chodzi. Okazało się, że tak, ale Wildspitze jest jej rekordem wyokości. Widać było po niej, że nie była jakoś wyjątkowo tym faktem uszczęśliwiona - zwinęła się w kłębek i nic ją nie interesowało. Za to, jak zrozumiała, że nadeszła pora powrotu w doliny - dziarsko się zerwała. :)

Pozdrawiam,
Wojtek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 05.02.2010 18:14

Zastanawiamy się, co zrobić z plecakami. Chcemy je tu zostawić, ale bardzo chcielibyśmy je tu jeszcze odnaleźć, jak wrócimy. Najlepiej - dokładnie w tym samym stanie i z tą samą zawartością. Na ogół w takich przypadkach staram się zostawić swoje graty w takim miejscu, by absolutnie nie rzucały się w oczy - gdzieś między kamieniami, pod krzakami, czasem nawet przykrywam plecak jakąś gałęzią. Ale tu widzimy, że plecaki po prostu zostają oparte o zamknięty domek, należący do władz parku; w miarę możliwości blisko ścian, by niewielki okap dachu chronił je przed ewentualnym deszczem. Podczas gdy przepakowujemy się do małych plecaczków, ładując tam najpotrzebniejsze rzeczy oraz dokumenty i pieniądze, kolejni turyści ruszają w górę doliny, dostawiając swoje bagaże do już stojących. Cóż, nie będziemy wydziwiać i dostosujemy się do ogółu. Mamy nadzieję, że nie będziemy tego żałować.

Obrazek

Mijają nas też grupki, startujące ze schroniska Los Cuernos, idące z lekkimi bagażami - to ci, którzy wracają do schroniska na noc. Wśród nich jest też dwuosobowy zespół poznanych wczoraj Warszawiaków. Wkrótce i my zostawiamy nasze wielkie garby, zabezpieczone worami przeciwdeszczowymi i ruszamy w dolinę Francuza. Idziemy dróżką przez las i wkrótce dochodzimy do kaskady, gdzie startująca tuż przed nami liczna grupa tankuje akurat wodę. Szybko przeprawiamy się przez potok, uradowani że nie będziemy ich mieli przed sobą - na wąskiej ścieżce trudniej wyprzedzić ludzki tramwaj.

Obrazek

Obrazek

Wznosimy się stopniowo na zbocze po naszej prawej ręce, zostawiając w dole potok, a po chwili także mały, ale ładny zielony staw. Jego otoczenie jednak niezbyt mi się podoba, mimo obecności różnokolorowych, większych i mniejszych kamoli. Przekraczamy kolejny, rwący strumień, który tuż powyżej ścieżki spada lekko nachylonymi kaskadami po wymytych, potężnych głazach. Roślinność wokół nas składa się z coraz rzadszych i niższych drzew, zastępowanych stopniowo przez liczne krzaki, a ze strzelających ponad nie wyższych śmiałków pozostały tylko uschnięte kikuty. Coraz lepiej też widać ściany turni okalające wylot doliny, a chwilami dają się dostrzec w dali szczyty zamykające Valle del Frances.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dochodzimy do odpoczywających wędrowców, gdzie sami też przystajemy na moment. Po lewej otwiera się widok na Glaciar Frances - Lodowiec Francuza, spływający z najwyższej grupy szczytów w tej okolicy. Cerro Paine Grande, na którą składają się wierzchołki od najbardziej na południe wysuniętego Punta Bariloche przez przekraczający 3000m Cumbre Central aż po północny Cumbre Norte. Słowo "paine" w języku tutejszych Indian oznacza "niebieski", co dobrze uzasadnia nazwę całego parku. Wiele skał ma tutaj ten odcień.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 05.02.2010 18:17

Podczas, gdy rejestruję okolicę kamerą, Daniel zamienia kilka zdań z odpoczywającymi. Nawet nie słyszę dobrze, o czym rozmawiają i zaraz ruszamy dalej.
- Widziałeś? To ten blondyn ze swoją dziewczyną - informuje mnie po paru krokach.
Co? Naprawdę? Przy mojej fatalnej pamięci do ludzkich twarzy - oczywiście, nie poznałem. Odwracam się, by dojrzeć niedoszłą dziewczynę Daniela na jedną noc, ale już za późno. Tomek z Wiesią zostali trochę w tyle, za to doganiamy właśnie Alinę i Piotrka. Wyrównujemy kroki i wędrujemy dalej czwórką o zmienionym składzie, gawędząc po drodze. Ponad nami doskonale już teraz widoczne, rdzawe turnie Rogów oraz ich północne przedłużenie przez Cerro Mascara aż po Cerro Espada. Rzeczywiście, zgodnie ze swoją nazwą, oznaczającą szpadę, miecz - sterczy w górę, próbując rozciąć niebo.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy Campamento Britanico - zamknięte, podobnie jak i poprzednie i po chwili zanurzamy się w srebrny las. Upstrzona kamieniami dróżka prowadzi skrajem połaci uschniętych drzew, kontrastującej z zielonością otaczających krzewów. Zaraz dalej zaczynamy się stromo wspinać na zbocze po prawej; gdzieś tam w górze przed nami leży nasz cel - punkt widokowy na całą dolinę. Faktycznie, oprócz coraz bliżej nad nami wiszących turni po tej stronie doliny, zaczynają się stopniowo wyłaniać granie okalające ją z przeciwka. Raz za czas przychodzi nam przekraczać niewielkie cieki wodne, wprowadzające intensywnie zielone urozmaicenie w niebieskawo-rude otoczenie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niestety, czas płynie nieubłaganie. Spoglądam z niepokojem na zegarek - mogą być problemy ze zdążeniem na czas z powrotem. Nie ma tu już jakiejś wyraźnej ścieżki - zaczyna się plątanina mniej lub bardziej wyraźnych śladów. Wybieramy na chybił trafił, starając się utrzymywać kierunek na widoczne przed nami siodło, sprawiające wrażenie przełęczy. Spotykamy najpierw schodzących Hiszpanów, za chwilę dwóch Niemców, którzy mówią, że to jeszcze pięć minut. Pięć minut?? To pewnie myślą o widocznym tuż nad nami potężnym głazie. Gdy do niego dochodzimy, wyrażam głośno wątpliwości, co do sensu dalszej wędrówki. Ale Piotrek jest rozochocony.
- Walimy wyżej - woła - za kwadrans będziemy na przełęczy.
- Kwadrans? - śmieję się - Pomnóż to przez trzy.

Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 08.02.2010 20:26

Nie jestem pewien, czy miejsce, w którym właśnie stoimy, jest tym zaznaczonym na mapie miradorem - takich szczegółów po zupełnie niefrasobliwie przygotowanej i wydanej mapie nie można oczekiwać - na wszelki wypadek jednak pstrykam kilka fotek. Widoczność nie jest rewelacyjna; okalające dolinę granie raz po raz giną w chmurach, to znów odsłania się jakiś fragment, czasem zapłonie któraś ściana, oblana ostrymi promieniami słońca. Ruszam w ślad za Danielem, który zdążył odskoczyć ode mnie - chyba postanowił dokonać pierwszego wejścia na przełęcz, przynajmniej w ramach naszego małego zespołu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijam kolejne drobne strużki wody, czasem nawet niewidoczne na powierzchni, ale ich życiodajne działanie doskonale widać w ułożonych pasami, pstrokatych mchach, spośród których wystają chwiejące się na wietrze łodyżki drobnych roślinek. Właśnie - na wietrze. Coraz bardziej się go tu odczuwa i jego porywy przenikają do szpiku kości. Mimo, iż podchodzimy w górę, zakładam polar, a jego przewiewność i tak chroni mnie przed przepoceniem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Odwracam się i szukam wzrokiem Piotrka i Aliny. Są! Tyle, że już nie podążają za nami, ale wyraźnie schodzą w dół. No tak! To nas Piotrek przed chwilą wypuścił, a sam dał za wygraną. Tymczasem po prawej, nad nami chmury zaczynają się często rozrywać i ostre, skalne zęby nabierają rumieńców. Najpiękniej wyglądają, kiedy zdecydowanie odcinają się od klarownego błękitu nieba, co jednak trwa na ogół tylko chwilę. Kolejne obłoki pędzone są z olbrzymią prędkością i zdarza się, że nie zdążę nawet wyciągnąć aparatu, a już światło zmienia się diametralnie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 08.02.2010 20:30

Daniel też czasem przystanie i wkrótce go doganiam w pobliżu skalnego grzyba, skąd mamy już blisko do wysypanego kamieniami łuku, który wyprostowuje się w miarę, jak się do niego zbliżamy. Co chwila dochodzi do naszych uszu łoskot spadających lawin, jednak rzadko udaje się dostrzec sypiące się jeszcze odłamki lodu, tworzące trójkątne stożki na piargu pod ścianami, poniżej lodowych pól. Najczęściej głos dociera do nas w momencie, gdy już całe widowisko się kończy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Osiągamy wreszcie to, co z dołu wyglądało na przełęcz. Okazuje się, że to tylko przełamanie terenu, który nadal się podnosi, tyle że teraz już łagodniej. Jeszcze przez moment widać Torre d'Agostini - najbardziej na południe wysuniętą i najwyższą z turni Torres del Paine - ale właśnie nasuwa się na nią obłok, który przykryje ją zupełnie. Za to ponad wylotem Doliny Francuza widać oświetlone słońcem góry i jezioro Pehoe w dole. Trochę się od niego oddaliliśmy, a przecież nocleg mamy spędzić właśnie nad nim. Spoglądam na zegarek - no, chyba trochę przegięliśmy. Ciekawe, gdzie Tomek i Wiesia. Teraz jeszcze nie, ale zanim uda nam się z nimi ponownie spotkać, zdążą pewnie na nas psy wieszać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Lodowaty, porywisty wiatr zniechęca, zresztą, do dłuższego postoju. Szybko wchłaniam przygotowaną kanapkę, robimy z Dannym pamiątkowe fotki i spadamy. Oby tylko nie nazbyt dosłownie.

Obrazek

Obrazek
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 09.02.2010 10:20

Ale fajny grzybek na pierwszym zdjęciu. :)
Znaczy się pozostałe też są fajne :wink: ale zdecydowanie wolę Twoje drewniane opowieści.

Pozdrawiam
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107679
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 09.02.2010 10:42

No, no grzybek ogromniasty 8O
Wygląda mi na prawdziwka :wink:
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 09.02.2010 12:54

Janusz, Jacek - miło mi, że tu jeszcze czasem zaglądacie. :)

Na grzybach się nie znam. Bardzo lubię je jeść, ale tamten wyglądał mi na zbyt starego i twardego, by podniecić kubki smakowe. ;)

JacYamaha napisał(a):zdecydowanie wolę Twoje drewniane opowieści.

Popatrz, a w tamtych się specjalnie nie namęczę. Natomiast, tutaj każda kolejna odsłona wymaga ode mnie kilku godzin ciężkiej pracy...
Ale - po paru takich relacjach może nabiorę wprawy. :)

Pozdrawiam,
Wojtek
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 09.02.2010 13:15

JacYamaha napisał(a):Znaczy się pozostałe też są fajne :wink: ale zdecydowanie wolę Twoje drewniane opowieści.

Pozdrawiam


Całe szczęście, że odwiedzający ten wątek odwiedzają także ten rumuński... ( nie napisze jaki - brakuje mi synonimu) :)

...bo po przeczytaniu określenia "drewniane opowieści" mogli by pomyśleć, że Wojtek wpadnie w depresję ...;) :)

Pozdrawiam
Liliana
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 202
Dołączył(a): 06.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Liliana » 09.02.2010 16:42

W relacji zrobiło się bardzo zimno :? dorzucam drew do kominka, ciepły polar też się przyda :lol: ....i do czytania. Pozdrawiam
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 09.02.2010 18:40

mariusz-w napisał(a):po przeczytaniu określenia "drewniane opowieści" mogli by pomyśleć, że Wojtek wpadnie w depresję ...;) :)

I to taką... bez użycia nawet jednego metalowego gwoździa. ;)

Liliana napisał(a):W relacji zrobiło się bardzo zimno dorzucam drew do kominka, ciepły polar też się przyda

Cieszę się, że mimo tego chłodu, nadal podążasz naszymi ścieżkami. :)
Ale fakt, na tę pogodę lepsze są takie klimaty z ciepłymi kolorami: http://cro.pl/forum/viewtopic.php?p=479403#479403

Pozdrawiam,
Wojtek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 11.02.2010 21:59

Ruszam przodem, Daniel za mną. Wyciągam nogi, jak tylko się da; dochodzi godzina szesnasta i nie mamy szans zdążyć na siedemnastą do Campamento Italiano - tam gdzie czekają nasze plecaki. A to by była taka bezpieczna godzina, by na pewno przed zmrokiem dotrzeć do schroniska. Idziemy innym wariantem - jako że tu i tak żadnych ścieżek nie ma, więc trudno byłoby wrócić idealnie po swoich śladach. Najpierw skosem w dół, potem jakimś małym żlebikiem, a gdy go przekraczamy, jakiś człowiek z przeciwka macha rękoma i coś do nas woła. Kierujemy się więc w jego stonę, by się dowiedzieć, że nasi przyjaciele przekazują nam przez niego, że czekają poniżej. Upewniamy się, czy to na pewno o nas chodzi, ale jesteśmy zapewniani, że tak, jak najbardziej.

Trochę dalej rozróżniamy znajome postacie, siedzące na głazie ponad bardziej już zieloną częścią doliny. Tu już się wiatru tak nie odczuwa i tu właśnie Piotrek z Aliną spokojnie na nas czekają.

Obrazek

- Jak było - pytają.
- Ano, fajnie. Czemu spasowaliście?
Okazuje się, że jak tylko zdali sobie sprawę, że ten Piotrkowy kwadrans będzie istotnie dłuższy, od razu dali za wygraną i postanowili wycofać się w spokojniejsze rejony. Rozmawiamy tylko chwilę i się żegnamy. Oni mogą spokojnie schodzić, gdyż wracają do Los Cuernos; my zaś jesteśmy zapewne oczekiwani z niecierpliwością. A może Tomek i Wiesia nie będą na nas czekać? Może ruszą spokojnie, bez pośpiechu do Paine Grande Lodge?.. Cóż, wkrótce się dowiemy.

Daję z siebie wszystko - pędzimy jak strusie. Oglądam się co pewien czas za siebie, ale Daniel jest o dwa, trzy kroki za mną. Gdybym zauważył chociaż minimalne powiększanie się dystansu, mógłbym wreszcie zwolnić, odsapnąć nieco. Ale tak, jak on mi depcze po piętach? Pewnie szedłby szybciej, gdybym się nie wlókł przed nim. Nie ma rady - gnam dalej na złamanie karku, aż zaczynam odczuwać to tempo w stopach. Na szczęście, kolana wytrzymują ten szalony marsz bez szemrania.

Obrazek

Obrazek

Dopadamy srebrnego lasu, ale postój trwa zaledwie kilka sekund - tyle, ile trzeba na parę ujęć samego lasu i okolicy - i już pędzimy bez wytchnienia dalej. Teraz prawie nie odrywam wzroku od gleby, by nie zahaczyć o jakiś korzeń, których tu wiele. Wreszcie, nie wytrzymuję. Zatrzymujemy się jakieś pół godziny przed Campamento Italiano. Nie dam rady - muszę odsapnąć. Przysiadamy na chwilę, patrzę na Daniela.

Obrazek

Obrazek

- Ty to jesteś gigant! Ale ja nie dam rady szybciej.
- Gigant?! Wojtku, ja już nie daję rady za tobą nadążać! Ledwo zipię!
No, to się wyjaśniło. Śmiejemy się sami z siebie, obaj mocno wyczerpani. Ale trzeba się zbierać - czas nie stoi w miejscu. On nie musi odpoczywać.

Kiedy docieramy do plecaków - które spokojnie i nienaruszone czekają na nas - zastajemy resztę naszego składu. Tomek z Wiesią szli trochę wolniej, doszli do jakiegoś punktu, który na własny użytek uznali za mirador, rozglądali się, szukając nas bezskutecznie, po czym wrócili, nie mając pewności, czy będą przed nami, czy po nas. Trochę się już niecierpliwili, ale uznali, że jeszcze przez krótki czas mogą tu czekać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Ameryka Południowa



cron
Wyprawa na antypody - Patagonia - strona 7
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone