Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Wyprawa na antypody - Patagonia

Nazwę Ameryki zaproponował w 1507 roku niemiecki kartograf, pochodzący z Alzacji, Martin Waldseemüller. Przypisywał on odkrycie Nowego Świata, jak wówczas określano nowo odkryty ląd, Amerigo Vespucciemu i na jego cześć nadał mu miano America. Jednym z najstarszych globusów, na którym pojawiła się nazwa Ameryka, jest Globus Jagielloński z 1508 roku.
Liliana
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 202
Dołączył(a): 06.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Liliana » 17.01.2010 20:07

Franz napisał(a):
Liliana napisał(a):Ojej 8O wielkie dzięki za relację :lol: nawet dla mnie, czytającej przygoda na całego. Pozdrowienia :papa:


Ten piesek w okularach przypomina pewną Laurę, spotkaną wysoko w górach. Też miał okulary. Z filtrem UV. :D

:) :papa:
Pozdrawiam,
Wojtek


To na pewno nie ja :( mam okropny lęk wysokości :evil:
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 17.01.2010 20:46

Liliana napisał(a):To na pewno nie ja :( mam okropny lęk wysokości :evil:

:D Niee, piesek jest inny. Okulary na psim nosku mi Laurę przypomniały. Tak wyglądała:

Obrazek

Pozdrawiam,
Wojtek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 18.01.2010 17:52

Przejście do schroniska Los Cuernos

Słyszę ruch i szuranie, mimo iż Tomek z Wiesią starają się zanadto nie hałasować. Potem wszystko cichnie i można spać dalej. Kiedy znacznie później i my się podnosimy z legowisk, jest już zupełnie jasno, ale szaro i buro za oknem. Spokojnie się pakujemy, a śniadanie przyrządzamy sobie przy jednym ze stolików przy jadalni. Nie korzystamy ze schroniskowego menu, mamy przecież zapasy zabrane z Polski. Sadowimy się przy oknie, by się specjalnie nie rzucać w oczy - nie wiem, jak tu patrzą na takich samojadków. Natomiast, owszem - podchodzimy do lady przy kuchni po wrzątek, który jest na tyle ciepły, że herbata jeszcze się zaparza.

Po śniadaniu czas na lekturkę, od której odrywają mnie tylko ptaszki, lądujące na trawie za oknem i wyszukujące pożywienia - głównie zapewne pozostałego po turystach.

Obrazek

Pogoda zaczyna się poprawiać, stopniowo pokazują się góry i świat nabiera żywszych barw. Zmieniamy więc miejsce na bardziej przewiewne i przenosimy się na ławy na zewnątrz.

Obrazek

Przez chmury przebijają się już nawet Torres del Paine, ale aż do tej chwili były zupełnie zakryte - wiemy więc, że z ładnego wschodu słońca nic wyjść nie mogło. Ale gdzież ta Wiesia i Tomek?..

Obrazek

Zapowiedzieli powrót w południe, ale myślałem że z powodu kiepskiej pogody wrócą wcześniej. Nic z tego. Ruszamy z Danielem na krótki rekonesans. Najpierw podchodzimy na wzniesienie nad schroniskiem, by poszerzyć sobie horyzonty. Na łysej górze powyżej, częściowo pokrytej warstwą świeżego śniegu, widać wzbijane tumany śnieżnego pyłu - wiatr nie próżnuje.

Obrazek

Odrobinę lepiej widać stąd te turnie, nadal lekko przymglone. Po drugiej, południowej stronie dostrzegamy bliską taflę wody. Hmm, może by tak się przespacerować do tego jeziorka?

Obrazek

Obrazek

Schodzimy ze wzgórza, przekraczamy drogę i zanurzamy się w zielone trawy. Zanurzamy się... dosłownie. Coś chlupocze pod stopami. Podskakujemy, starając się wyszukiwać wyżej położone miejsca, potem chociaż kępy traw, ale jest coraz bardziej mokro. Ewidentne mokradło. Chyba jednak zrezygnujemy z tego jeziorka. Zawracamy, starając się w miarę możliwości nie napełnić butów nieco odstaną, patagońską wodą.

Obrazek

Znów zasiadamy przy stole przed schroniskiem i gdzieś po godzinie trzynastej doczekujemy się powrotu naszych rannych ptaszków. Oczywiście, żadnego wschodu słońca nie było, za to ślizganie się po zaśnieżonych kamieniach - jak najbardziej.
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 18.01.2010 17:58

Ładujemy nasze wory na grzbiety i ruszamy w trasę. Dzisiejszy cel: schronisko Los Cuernos, czyli po prostu Rogi.

Obrazek

Obrazek

Początek trasy identyczny z podejściem na mirador Torres del Paine, po czym na rozstajach obieramy wariant w lewo. Ścieżka prowadzi lekko tylko sfałdowanym terenem, pośród niskiej roślinności i pojedynczych krzaków.

Obrazek

Obrazek

Czasami trzeba przejść kamienisty, rozszerzający się jar, który tu już jest płytki, ale dalej w prawo wgryza się głębiej w miarę, jak stromieją zbocza gór.
Pogoda zrobiła się całkiem niezła, tylko chwilami dają się odczuć większe porywy wiatru. Idę ostatni, manipulując co chwila sprzętem. To pstrykam jakąś fotkę, to znów wyciągam kamerę, by i na taśmie co nieco uwiecznić.

Obrazek

Obrazek

Staram się potem doganiać peleton, ale znów coś przykuwa moją uwagę i ponownie przystaję, by przekładać sprzęt z pokrowca do rąk i z powrotem, a dystans wtedy się powiększa. Po kolejnej takiej operacji, wychodzę spod jednej z nielicznych w okolicy kępy drzew i widzę, że właściwa ścieżka prowadzi w prawo, a moja ekipa sunie równo przed siebie na jakiś pagórek. Nie zauważyli? Czy świadomie wybrali taką trasę?

Obrazek

Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 18.01.2010 18:03

Wołam, ale jest to ewidentne rzucanie słów na wiatr. Tu jestem jeszcze przez drzewa nieco osłonięty, ale widzę, jak wiatr tarmosi trawy na tym wzgórzu. Trudno, spotkamy się później. Ruszam ścieżką, osłoniętą z jednej strony krzewami, a z drugiej wyrasta omijany przeze mnie pagór. Trasa pnie się lekko w górę i nagle moim oczom odsłania się silnie pofalowana przez wiatr tafla jeziora. Przed sobą widzę dwie obładowane dziewczyny, podążające w tym samym kierunku, co ja, ścieżką biegnącą teraz skrajem jeziora. Poza nim, sterczą stożki niskich gór, a jeszcze dalej wysokie, ośnieżone góry giną, niestety, w chmurach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ścieżka wzniosła się na tyle,że spoza leżącego u stóp, turkusowego jeziora, wychyla się zwolna kolejne, większe jezioro, to z kolei o barwie seledynowej.

Obrazek

Obrazek

Trudno w tej chwili określić odległość do niego, tym bardziej, że leży najprawdopodobniej nieco niżej. Ale z mapy wiem, że szlak będzie prowadził między tymi jeziorami. Grzbiet mijanego pagórka się obniża i widzę już moją kompanię - nasze kroki wkrótce się zrównują.

Obrazek

Wymieniamy spostrzeżenia i szczegóły na temat miejsca, gdzie nasze trasy się rozbiegły i teraz już wspólnie kontynuujemy dalszą wędrówkę.

Obrazek

Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 21.01.2010 13:38

Wiatr jest tu taki gwałtowny, że aż przesuwa te dwie dziewczyny, które maszerują przed nami. Trochę zabawnie to wygląda, gdy są ewidentnie zrzucane ze ścieżki i potem z niejakim trudem na nią wracają. Za chwilę i my wkraczamy w tę strefę i rzeczywiście trzeba stawiać silny opór, by mu się nie dać. Nachylamy się ostro w jego stronę i w ten sposób pokonujemy strefę przeciągu. Po chwili ścieżka się obniża i wiatr zdecydowanie słabnie.

Obrazek

Obrazek

Po seledynowej tafli jeziora przesuwają się niebieskie cienie chmur - i to przesuwają się szybko, ale teraz jesteśmy chronieni ziemnym wałem z prawej strony. Wciąż się stopniowo obniżając w stronę jeziora Nordenskjold, obserwuję zmieniający się w przedzie układ zatoczek i półwyspów, tworzonych przez kolejne jary i rozdzielające je pagórki. Nasz szlak przecina potoki płynące tymi jarami, ale na ogół nie ma żadnych problemów z ich przeskakiwaniem. Są to drobne strumyki i jeśli już ich przekraczanie wymaga jakiejś gimnastyki, to bardziej z powodu krzaków rosnących na ich brzegach. Wtedy - łapiąc się gałęzi - trzeba przemknąć po kamieniach, unikając głębszego zanurzenia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy zwolna stoki Monte Almirante Nieto i zaczynają się za nim wyłaniać nasze Rogi, czyli Los Cuernos. Nie mają stąd jeszcze tego charakterystycznego wyglądu, znanego ze zdjęć z Internetu czy folderów, ale i tak ich poszarpane turnie przyciągają mój wzrok.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Szlak jest łatwy - wystające korzenie czy kamienie nie występują zbyt często, można więc podziwiać krajobrazy bez zatrzymywania się. Pojawia się coraz więcej wysokich krzaków, ustępujących co jakiś czas szerokim, wypełnionym obłymi głazami, płaskim żlebom, którymi ściekają z gór strumienie. Jest marzec, czyli koniec tutejszego lata; strumienie nie są więc specjalnie obfite, a kijki trekingowe znakomicie ułatwiają zachowanie równowagi podczas przeskakiwania po kamieniach.

Obrazek

Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 21.01.2010 13:41

Góry bezpośrednio nad nami przykryte są cienką warstwą świeżego śniegu - to efekt wczorajszych i dzisiejszych opadów. Ale w głęboko wciętych szczerbinach między kolejnymi turniami daje się też chwilami dostrzec inną biel. Lekko niebieskawą, tuż pod skałami jednolitą, a niżej już poszarpaną przez ciągły proces pękania, łamania się i obrywania lodowych pól.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy teraz pośród bujniejszej roślinności, tłumiącej wiatr prawie całkowicie i zaczynam odczuwać nadmiar ciepła. Toteż, widząc ładne miejsce, zatrzymuję się, by się nieco rozebrać, a przy okazji zboczyć ze ścieżki na intrygującą skałę o intensywnym czerwonym zabarwieniu. Daniel zostaje przy plecakach, a w czasie gdy ja doskakuję do skalnego grzbietu, dochodzi Tomek z Wiesią i również korzystają z przebieralni.

Obrazek

Obrazek

Daniel dołącza do mnie, a po chwili jest i Tomek - też nie mógłby sobie odmówić przyjemności spojrzenia z czerwonej skały na leżące u stóp jezioro. Robimy małą sesję fotograficzną, obsychając przy okazji na wietrze, który jest tu bardziej odczuwalny, niż na ścieżce.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 25.01.2010 21:42

Za jeziorem Nordenskjold, oprócz małych zbiorników wodnych, daje się chwilami dostrzec również Lago Sarmiento - większe od tego, wzdłuż którego idziemy. Na wzgórzach ponad nim widać wąską kreskę drogi, prowadzącą do Guarderia Pudeto i jeszcze dalej. Za parę dni tą drogą będziemy wyjeżdżać z Torres del Paine. Teraz jednak zarzucamy plecaki na grzbiet i ruszamy dalej szlakiem do schroniska Los Cuernos, a nad nami coraz śmielej strzelają w niebo turnie Rogów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaczyna się krótki, ale dosyć stromy odcinek podejścia na małą przełączkę. Po lewej ręce zostaje wzgórze, oddzielające nas teraz od jeziora. Na postoju sprawdzałem zgodność terenu z mapą, którą nabyłem. Okazuje się, że jej dokładność pozostawia bardzo wiele do życzenia, a ściślej mówiąc - w ogóle nie warto było tej mapy kupować. Darmowy folderek z mapką terenu oddaje jego rzeźbę z taką samą dokładnością. Jako, że nasz czteroosobowy zespół - chcąc się wyekwipować jak najlepiej - zakupił trzy różne mapy parku, to teraz mamy okazję porównać ich jakość. Każda mapa jest nieco inna, ale jedna cecha je łączy: fatalna jakość.

Obrazek

Obrazek

Los Cuernos nad nami ukazują już swój charakterystyczny wygląd - raz po raz zadzieramy głowy, wykorzystując fakt, że chmury się rozstąpiły i Rogi prezentują się teraz na tle, którego sporym fragmentem jest błękitne niebo. Bardzo strome, niektóre zupełnie pionowe ściany, schodzą się nisko, tworząc długie i wąziutkie szczeliny. Jednej z takich szczelin mamy okazję się dobrze przyjrzeć, zanim ją przesłoni inna turnia na bliższym planie.

Obrazek

Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 25.01.2010 21:45

Czujemy porywy wiatru, ale to zapewne nic w porównaniu z tym, co zaczyna się dziać na jeziorze. Coraz częściej pojawia się potężny biały tuman, gnający z zawrotną prędkością z jednego krańca na drugi. To kropelki wody porywane przez wicher i wznoszone na kilkadziesiąt metrów w górę. Zjawisko jest fascynujące, tylko czy nie wróży nam to rychłego załamania pogody? Pilnie obserwujemy niebo, ale nad Rogami wciąż pogodnie. Przed nami się chmurzy i góry znikają w obłokach - mamy nadzieję, że zdążymy dotrzeć do schroniska przed jakąś katastrofą meteorologiczną.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zabawa wiatru z wodą trwa jeszcze przez chwilę, po czym następuje uspokojenie. Teraz znów po prawej stronie się zaciąga - tutaj pogoda zmienia się diametralnie w ciągu zaledwie kilku minut. Mijamy z daleka cienką strużkę potoku, spadającego kaskadami z wysokiego progu i wychodzimy na lekkie wzniesienie, gdzie ścieżka skręca ostro w prawo.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W dole widać już zabudowania wchodzące w skład schroniska. Oprócz głównego budynku, jest tu kilka drewnianych domków kempingowych. Przechodząc poniżej nich, słyszę charakterystyczny szum i dostrzegam kątem oka wodospad. Później może się mu przyjrzę - teraz schodzimy do schroniska.

Obrazek
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 25.01.2010 22:11

... barwy , barwy i jeszcze raz barwy a wiaterek dodaje tylko dynamizmu już tak dynamicznym obrazom...

Taki wiatr unoszący wodę - ale w formie wiru trafił nam się za Rijeką - zdjęcie z auta - widać ten moment w dolnym lewym rogu.
Obrazek

Pozdrawiam
Ostatnio edytowano 26.01.2010 13:52 przez mariusz-w, łącznie edytowano 2 razy
woka
Koneser
Posty: 5458
Dołączył(a): 20.07.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) woka » 25.01.2010 23:03

Franz .... nie moge się oprzeć aby nie skomentować.

Przeglądnąłem zdjęcia od A-Z, czasami coś przeczytałem (czytam bardzo rzadko) i muszę Ci napisać że jestem pod cholernie dużym wrażeniem.
... spoko, to nie do końca pochwała.
Że "oryginalny" wypad to widać i czuć, że musiałeś się nieźle poświęcić i natrudzić to widać (i czuć). :wink:
Nie mogę tylko pojąć ... co Cię (Was) skłoniło żeby w takie "zadupie" jechać.
Nawet na zdjęciach, w zasadzie oprócz Was, jest tylko czasami ktoś inny. Lubisz, jak sądzę, mocne odludzia.
(proszę, nie trakuj tego jako chamskiej krytyki- jestem tylko ...sam nie wiem. Nie mogę pojąć. Szok :lol: ).

ps. dobrze że pojechałeś. Ja, tak przy okazji, wiem już, jak tam jest. :D
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 26.01.2010 00:38

Rogi w jednym z ujęć przypominają wieżę Saurona w Mordorze, tylko Oka brak. :wink:

Ja tam jestem fotograficznym laikiem, ale wszystkie zdjęcia wpadają w fiolet (śnieg nigdzie na zdjęciach nie jest biały). Tak jest tam w rzeczywistości, czy to jakieś przekłamanie?

Taaa... takie podnoszenie wody, czy też poziomy deszcz to fajne zjawisko, szczególnie gdy wiatr niesie słoną wodę ( Drasnice 2007 - ostatnie zdjęcie ) i obkleja wszystko lepką solą, łącznie z moim i tak już nadgryzionym zębem czasu Golfem III... :?

Wojtek, apropos kolorów wody z kilku postów powyżej. Przypomniałem sobie , jak to dostałem "pałę" z hydrologii, kiedy Pan dr nauk hydrologicznych wskazując taflę Jeziora Żywieckiego zapytał mnie o kolor wody. "Zielony!" trzasnąłem. "Proszę Pana! Przezroczysty! Przez-ro-czy-sty" :lol:
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 26.01.2010 14:35

woka napisał(a):Franz .... nie moge się oprzeć aby nie skomentować.

Co doceniam i - więcej powiem - cieszy mnie. :)

woka napisał(a):Że "oryginalny" wypad to widać i czuć, że musiałeś się nieźle poświęcić i natrudzić to widać (i czuć). :wink:
Nie mogę tylko pojąć ... co Cię (Was) skłoniło żeby w takie "zadupie" jechać.

Z tym poświęceniem i utrudzeniem to nie było wcale tak źle. ;)
Pomysł wyjazdu był autorstwa Tomka i on też przygotował wiele pod tym kątem. Moja rola sprowadzała się do ew. wybrzydzania i propozycji drobnych zmian w programie.

Co skłoniło?..
Tomek z Wiesią lubią takie ciekawe, oryginalne miejsca pozwiedzać. Zdarzyło mi się w poprzednich latach w parę interesujących miejsc na świecie z Tomkiem pojechać.
Daniel - dla niego to był pierwszy taki daleki wyjazd. Ale zapewne nie ostatni. :) Już od paru miesięcy Daniel zgłaszał akces do jakiejś wyprawy, którą miałem przygotować. Również myślałem o Ameryce Południowej, nawet o Argentynie i Chile, ale na przeciwległym końcu - tak by i o Boliwię jeszcze zahaczyć. No i wtedy Tomek wyskoczył z Patagonią.
A ja... hmm... dla towarzystwa. ;) W dobrym towarzystwie zawsze chętnie wyruszę w nieznane strony. :D

woka napisał(a):Nawet na zdjęciach, w zasadzie oprócz Was, jest tylko czasami ktoś inny. Lubisz, jak sądzę, mocne odludzia.
(proszę, nie trakuj tego jako chamskiej krytyki- jestem tylko ...sam nie wiem. Nie mogę pojąć. Szok :lol: ).

Nawet mi przez myśl nie przeszło, bym miał się czegoś negatywnego w Twoim komentarzu doszukiwać. :)
Co do odludzia - na szlaku spotykało się parę osób. Na szczęście nie za wiele - nie lubię przebywać w tłumie.
Ale już większą samotność mam do swojej dyspozycji podczas wędrówek po rumuńskich Karpatach. Tam się zdarza, że przez cały dzień nikogo nie spotkam.
A w tej relacji będą i miejsca, gdzie tych ludzi aż nadto było...

woka napisał(a):ps. dobrze że pojechałeś. Ja, tak przy okazji, wiem już, jak tam jest. :D

Fajnie tam było. Ale nie uważam Patagonii za jedno z tych miejsc, które koniecznie trzeba w życiu odwiedzić. Niemniej, też się cieszę, że pojechałem. :)

mariusz-w napisał(a):... barwy , barwy i jeszcze raz barwy

Interseal napisał(a):Ja tam jestem fotograficznym laikiem, ale wszystkie zdjęcia wpadają w fiolet (śnieg nigdzie na zdjęciach nie jest biały). Tak jest tam w rzeczywistości, czy to jakieś przekłamanie?

Zacznę od końca.
Na końcu jest obróbka. Jako, że ja też laik, więc ograniczam się do takiej najbardziej podstawowej, co ja sobie na swój użytek nazywam "czyszczeniem kolorów", a co się uzyskuje za pomocą 'poziomów' bądź 'krzywych'. 'Krzywych' nie stosuję bo są dla mnie zbyt skomplikowane. 'Poziomy' proszę o automatyczne wyrównanie i z rzadka tylko ingeruję ręcznie, kiedy automat proponuje mi jakieś fantastyczne ubarwienia. Od niedawna (konkretnie, od momentu, gdy się okazało że moje fotki są wyprane z kolorów) staram się również, by te kolory były obecne.
Czy efekt jest zgodny w stu procentach z oryginałem? Ha! Musiałbym tę obróbkę wykonać na miejscu i porównać od razu - tego samego dnia, przy tym samym oświetleniu.

A teraz wracam na początek.
Co do śniegu - to analogicznie, jak woda czy lód - potrafi przybierać barwy, wynikające z ugięcia i odbicia promieni świetlnych i często oddaje kolory występujące w otoczeniu w dużym nagromadzeniu. Im bardziej nieregularną ma powierzchnię, tym więszy efekt kolorystyczny. Dlatego często pogruchotane lodowce wydają się być zupełnie niebieskie.

Skały bywają fioletowe najczęściej wtedy, gdy posiadają krzemian o tym zabarwieniu. Zasadniczo, krzemian SiO2 jest bezbarwny (jak ta woda w jeziorze :)), natomiast potrafi przybierać różne kolory w zależności od wielu czynników. Najczęściej występujące, to dodatki innych pierwiastków, defekty struktury krystalicznej polegającej na braku atomów, czy też napromieniowanie radioaktywne.
Najbardziej znaną fioletową odmianą krzemianu jest ametyst. Zależnie od ilości żelaza, stopnia napromieniowania oraz czasu przebywania w podwyższonych temperaturach, może przybierać nawet intensywne zabarwienie fioletowe bądź purpurowe.

Czy tam akurat jest tego krzemianu dużo? Tego nie wiem.
Przejrzałem sporo zdjęć z tych okolic i gama barw jest olbrzymia. Ten sam fragment ściany bywa beżowy, różowy, szary, niebieski, fioletowy - zależnie od oświetlenia, pory dnia i roku. Nawet na moich fotkach będzie to widać.
Fioletowy kolor pamiętam też jeszcze z Grand Canyon i z Hawajów. A wertowałem teraz album ze zdjęciami gór z różnych rejonów świata i znalazłem jeszcze fioletowe góry na Svalbardzie. :)

Pozdrawiam,
Wojtek
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 26.01.2010 14:55

...mnie tam się akurat "mineral violet" podoba ... a chyba nie od parady występuje od "wieków" w palecie farb olejnych. :)

Pozdrawiam
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 29.01.2010 16:16

Zrzucamy nasze garby z niejakim uczuciem ulgi. Na zewnątrz sporo ludzi, ale zaglądając przez okno do środka widać, że tam dopiero jest jak w ulu! Tomek przebija się przez dziesiątki butów leżących przed drzwiami, dokładając i swoje do nich, po czym wchodzi - chociaż lepszym określeniem byłoby "wciska się" - do schroniska. My znajdujemy sobie kawałek miejsca do siedzenia i przyglądamy się harmiderowi wokół nas. Przez chwilę skupiam wzrok na Czechach, którzy oparci o ścianę budynku, studiują obrazek na puszce piwa, porównując go z wiszącymi nad nami turniami Los Cuernos. Okazuje się, że wizerunek Rogów zdobi puszki i butelki tutejszego złocistego napoju.

Naraz zgiełk gwałtownie narasta i orientujemy się, że tym razem to my jesteśmy w centrum uwagi. A dokładniej - Wiesia ze swoją czapką, która swoimi kolorowymi włoskami i różkami świetnie imituje głowę diabła. Zapanowuje ogólna radość, padają pytania o tę czapkę.
- Los Cuernos - moje krótkie wyjaśnienie przyjęte jest z natychmiastowym zrozumieniem.

Wreszcie Tomek wydostaje się ze schroniska i zapoznaje nas z sytuacją. Nie mamy rezerwacji noclegów, gdyż nie potrafili ściągnąć pieniędzy z karty kredytowej. Tłok jest spory, ale jakieś miejsca dla nas się znalazły. Ostatnie dwa łóżka mamy w schronisku, a dwa dodatkowe miejsca będą w jednym z domków kempingowych. Dobrą wiadomością jest fakt, że - podobnie jak i w poprzednim schronisku - opłata w chilijskich peso wychodzi korzystniej niż w dolarach. A o płaceniu w amerykańskiej walucie tu na miejscu należy zdecydowanie zapomnieć - stosują przelicznik 1 do 400, podczas gdy my wymienialiśmy po kursie 1 do 582.

No dobra, ale kto zostaje w schronisku, a kto idzie do domku? Z zewnątrz taki domek wygląda całkiem przyzwoicie, ale jak będzie z temperaturą? Widzę, że Tomek ma ochotę na domek - niech tak będzie. Już wychodzi ze schroniska ktoś, kto ma ich tam zaprowadzić, to i ja się z nimi zabieram, by zobaczyć gdzie będą mieszkać. W środku jest skromnie, ale całkiem schludnie. Wracam i zaraz ładujemy się z Danielem do budynku, gdyż i nam zostaną wskazane nasze łoża.

Prawie gonimy za człowiekiem z obsługi, który szybko zagląda do kolejnych pokoi, wreszcie pokazuje na jeden z nich.
- Tu macie jedno miejsce a drugie zaraz znajdę - i znika a my patrzymy na siebie. To już tak zupełnie porozdzielani?? Coś tam woła z korytarza, więc wyściubiam nos, ale okazuje się że pudło. Gość jeszcze chwilę sprawdza i wraca do tego pokoju. Wyrka są dwupiętrowe, co razem z parterem daje trzy kondygnacje. Następuje szybka kontrola podsufitowa - chyba robi to często, bo idzie mu to błyskawicznie - i zapada wyrok. Mamy spanie na najwyższych pryczach po obu stronach drzwi. Jest to ulga, gdyż przynajmniej będziemy w jednym pokoju, natomiast - jak się tam pod ten sufit dostać?..

Wyciągam graty z plecaka, by się dostać do żarełka i śpiwora, podczas gdy Daniel zgrabnym rzutem wzwyż polarem zajmuje swoje leże. Polar lekko odbijając się od sufitu, rozpościera rękawy i opada na wyrko. Do pokoju wchodzi jakiś blondyn i nawiązuje konwersację. Pyta, gdzie śpimy.
- Gdzie?! Na tych dwóch łóżkach?? Przecież tam śpię ja i moja dziewczyna! - woła.
Z ciekawości pytam, gdzie on, a gdzie dziewczyna. Okazuje się, że Daniel ma więcej szczęścia - mnie przypada na noc blondyn.

Ścigamy obsługę i wyjaśniamy nieporozumienie, wynikające z permanentnego bałaganu. Znów następują poszukiwania i wkrótce Daniel wspina się po swój polar. Nie ma miejsca w schronisku - dostaniemy domek. Akurat kolejni próbują załatwić nocleg; jak się okazuje, są to Polacy - Alina i Piotrek z Warszawy. Czekamy więc chwilę i zaraz jesteśmy całą czwórką prowadzeni w kierunku domków. Warszawiacy dostają jeden domek, my lądujemy blisko Tomka i Wiesi.
Rozpakowujemy się i schodzimy do schroniska coś przekąsić.

Ścisk jest niesamowity - trudno znaleźć miejsce przy stole. Gdzieś akurat się zwalnia i nasza trójka zajmuje te miejsca, ja sobie znajduję mały rożek stołu, by po kwadransie móc dołączyć do ekipy. Małe piwo kosztuje 2000, a litrowy kartonik wina 4000. Nie zastanawiam się więc ani przez chwilę, a że litr wina na czworo szybko schodzi, to wkrótce nabywamy następny. Próbujemy przekrzyczeć ogólny hałas - zapewne jak i wszyscy pozostali - by delektując się winem, kulturalnie podyskutować. Nie jest to proste, więc zwijamy majdan i kontynuujemy naszą małą biesiadę w domku. Wyskakuję jeszcze tylko uwiecznić wodospad, którego szum króluje tu niepodzielnie i wracam do naszych pogawędek w atmosferze podgrzewanej czerwonym płynem z kartoników. Robi się coraz milej, coraz senniej i kończymy imprezę, zapadając w błogi sen.

Obrazek

Obrazek
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Ameryka Południowa



cron
Wyprawa na antypody - Patagonia - strona 6
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone