Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Wyprawa na antypody - Patagonia

Nazwę Ameryki zaproponował w 1507 roku niemiecki kartograf, pochodzący z Alzacji, Martin Waldseemüller. Przypisywał on odkrycie Nowego Świata, jak wówczas określano nowo odkryty ląd, Amerigo Vespucciemu i na jego cześć nadał mu miano America. Jednym z najstarszych globusów, na którym pojawiła się nazwa Ameryka, jest Globus Jagielloński z 1508 roku.
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 08.03.2010 19:45

(c.d. z poprzedniej strony)

Wkrótce przypływa nasz środek transportu i po kolei, wykupując bilety po 11 tysięcy peso, wchodzimy na pokład. Tak naprawdę, to płacimy w dolarach, gdyż tu akurat przelicznik jest całkiem uczciwy, niemniej wywieszone ceny podane są w chilijskiej walucie. Za 19 tysięcy mogliśmy nabyć bilety na przejazd w obie strony, my jednak zamierzamy powrócić na piechotę, po zrobieniu długiego spaceru na południe, wzdłuż Rio Paine aż po Lago Toro. Razem z nami odbijają od brzegu Warszawiacy, a także trójka ze Szczecina.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wkrótce po rozpoczęciu podróży zostajemy poczęstowani kawą oraz słodkim drobiazgiem. Mimo, iż wolę kawę z fusami, a tu podają rozpuszczalną, muszę przyznać szczerze, iż bardzo mi ona smakuje. Widzimy jednak, że na zewnątrz przesuwają się coraz piękniejsze widoki. Staram się więc dosyć szybko i sprawnie delektować kawowym smakiem, po czym odstawiam filiżankę i wychodzę na pokład w ślad za innymi. Praktycznie, na dole zostaje wyłącznie obsługa katamaranu. Nic dziwnego - przy tej pogodzie grzechem byłoby tkwić pod pokładem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dziki tłum rozpasanych fotoreporterów - tak można by określić całą wielonarodową grupę, przeskakującą od jednej poręczy do drugiej, strzelającą obiektywami w każdą stronę, niemalże przepychającą się pomiędzy innymi w poszukiwaniu jak najlepszego ujęcia zwolna zmieniającego się krajobrazu. Zupełnie niepotrzebnie - i tak każdy ma okazję zrobienia tylu zdjęć, ile dusza zapragnie. Pasiemy oczy naprawdę wspaniałym widokiem - musimy przyznać, że tak pięknego poranka jeszcze tu nie mieliśmy.

Obrazek

Obrazek

W końcowej fazie mijamy widoczny w dali Salto Grande - wodospad pomiędzy jeziorami Pehoe i Nordenskjold. Mamy zamiar przyjrzeć mu się z bliska, ale to już w następnym dniu. Dziś na to czasu nie starczy. Robimy sobie jeszcze grupowe zdjęcia - nasza czwórka, Piotrek z Aliną i Szczeciniacy. Zatrudniamy w tym celu jakąś dziewczynę i kolejno wręczamy jej nasze aparaty. Wkrótce katamaran zwalnia i przybija do brzegu. Wszyscy ruszają w lewo, w stronę schroniska Pudeto, gdzie znajduje się pętla, na której zawracają autobusy. A nasza czwórka obiera przeciwny kierunek, oddalając się od gwarnego tłumu.

Obrazek

Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 08.03.2010 19:46

Cały rejs trwał około pół godziny. I znów mam porównanie mapki w darmowym folderku z zakupioną w sklepie, dużą mapą. Informacja w folderku zgodna z rzeczywistością, natomiast według mojej mapy czas przejazdu wynosi całą godzinę. Zastanawiam się, gdzie by tę mapę wyrzucić, ale akurat nie ma żadnego kosza pod ręką. Obserwujące nas guanako też by się chyba na nią nie skusiło - to jednak nie koza.

Obrazek

Obrazek

Maszerujemy na południe, wzdłuż wschodniego brzegu Lago Pehoe. Idziemy szutrową, szeroką drogą jezdną, ale na szczęście ruch jest znikomy. Raptem jeden pojazd przejeżdża obok nas, wzbijając tumany pyłu. W kierunku południowym sielskie krajobrazy koją wzrok - jezioro, niewysokie, łagodne wzgórza, brzegi porośnięte bujną roślinnością. Cóż z tego, kiedy raz po raz rzucamy spojrzenia w drugą stronę, gdzie strzelają w niebo potężne turnie Rogów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mamy zamiar dotrzeć na Mirador Condor. Nie spodziewamy się ujrzeć tam żadnego kondora, ale mamy nadzieję na rozległe, niczym nie ograniczone widoki. Kontrolujemy więc wszelkie ślady ścieżek, odbijające z drogi w lewo, by nie minąć możliwości wejścia od północnej strony, tak by później zejść zaznaczonym na mapie południowym wariantem. W ten sposób znajdujemy ukrytą w krzakach, mocno nadgryzioną przez ząb czasu, co tu dużo mówić - całkowicie zaniedbaną, kapliczkę. Nieco dalej odbija z drogi coś, co daje już nadzieję na względnie wygodne dotarcie na punkt widokowy. Zanim jeszcze sprawdzimy tę ewentualność mamy już za sobą wgląd w otwierającą się Valle del Frances.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Ostatnio edytowano 10.03.2010 12:13 przez Franz, łącznie edytowano 1 raz
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 08.03.2010 20:04

Franz napisał(a):Obserwujące nas guanako też by się chyba na nią nie skusiło - to jednak nie koza.



...i to się nadaje .. do wątku nomada by odpowiedzieć na jego apel :)
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 10.03.2010 14:26

mariusz-w napisał(a):
Franz napisał(a):Obserwujące nas guanako też by się chyba na nią nie skusiło - to jednak nie koza.



...i to się nadaje .. do wątku nomada by odpowiedzieć na jego apel :)

Nooo... nie wiem. To guanako nie na jakiejś ścieżce spotkane, tylko przy drodze jezdnej... ;)

Pozdrawiam,
Wojtek
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 10.03.2010 14:50

Franz napisał(a):
Nooo... nie wiem. To guanako nie na jakiejś ścieżce spotkane, tylko przy drodze jezdnej... ;)

Pozdrawiam,
Wojtek


...a te moje orły ?!! ... to nawet nie przy drodze jezdnej... no chyba, że Austrian Airlines.

:)
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 12.03.2010 13:15

Jeszcze ciekawsze widoki spodziewamy się zobaczyć z wierzchołka wzgórza. Rzeczywiście, przy ścieżce, prowadzącej pomiędzy drzewa, stoi słupek z tabliczką "Mirador del Condor". Po chwili drzewa są już za nami, a my pośród zielonych kępek wspinamy się w kierunku czerwono-brązowych skał. Oznaczona palikami trasa kieruje się najpierw w stronę szczytu, skręcając później w lewo na małą przełączkę. Obchodzimy niejako wzgórze i osiągamy wierzchołek od strony wschodniej. Moją uwagę zwraca coś w rodzaju rozstajów tuż przed ostrym skrętem w prawo. Może to wariant zejściowy?..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mamy teraz u stóp jezioro Pehoe z jego wyspami i półwyspami. Jedna z wysepek blisko wschodniego brzegu połączona jest mostem - znajduje się na niej Hosteria Pehoe. Dobrze też widać drogę, biegnącą wzdłuż brzegu - prawie od samego Pudeto, skąd startowaliśmy, zaś w kierunku południowym znikającą w przewężeniu przy zatoce południowo wschodniej. Nie widzimy stąd wodospadu Salto Grande, ale tafla wody za krótkim przesmykiem, w którym się znajduje, to już Lago Nordenskjold - jezioro, wzdłuż którego wędrowaliśmy parę dni wcześniej. Bezpośrednio nad nim stają dęba najwyższe szczyty: Cerro Paine Grande, Los Cuernos, Monte Almirante Nieto, a zza ich pleców wyzierają Torres del Paine.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po wschodniej stronie teren znacznie łagodniejszy - pośród niewysokich wzgórz, częściowo tylko skalistych, a w znacznym stopniu porośniętych krzakami i drobną roślinnością, rozrzucone są liczne drobne jeziorka, z których największe to Laguna Negra - Czarny Staw. Bezpośrednio na południe od nas teren opada stromo, by za wąską szczerbiną wypiętrzyć się w podobnym do naszego wzniesieniu. Gdzieś tam być może jest nasz wariant zejściowy. Penetruję okolicę, wypatrując możliwości zejścia, potem jeszcze schodzę odrobinę w stronę jeziora Pehoe. Zatrzymuję się w miejscu, gdzie spod stóp opada w dół kilkudziesięciometrowa ściana. Wracam do towarzystwa i robimy sobie pamiątkowe, wspólne zdjęcie. Tomek w międzyczasie próbował obiektywem aparatu upolować kondora, ale na zdjęciu uchwycił tylko skrzydło wielkiego ptaka, znikającego właśnie za załomem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 12.03.2010 13:17

Czas płynie szybko i pora ruszać w dalszą drogę. Zostawiamy nasz wspaniały punkt widokowy i sprawdzamy zejście, które udało mi się wypatrzyć. Nikła ścieżka sprowadza w kierunku wąskiego wcięcia przed kolejnym wzgórzem. Kwestia tylko, czy z tej szczerbiny da się zejść do drogi. Już po chwili okazuje się, że owszem, jest taka możliwość. Wprawdzie jest stromo i drobne kamyczki osypują się spod butów, ale próbujemy łapać się szorstkiej, chociaż obłej skały i ostrożnie pokonujemy problematyczny odcinek. Dalej już łatwo, ledwo widoczną ścieżyną pośród grubego dywanu zieleni.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tomek z Wiesią zostają nieco w tyle - całkiem prawdopodobne, że Tomek postanowił rozstawić ponownie statyw dla jakiegoś dobrego ujęcia - a my z Danielem maszerujemy już dalej. Gdy wchodzimy między krzaki, ścieżka się rozwidla. Bierzemy lewy wariant, a jak się później okaże, pozostała dwójka zdecydowała się na prawy. Niemniej, spotykamy się wkrótce na drodze, tyle że z Danielem zwiedziliśmy przy okazji jakiś ładny teren piknikowy ze stołami, ławami i ujęciem wodnym.

Obrazek

Obrazek

Dalsza trasa, to znów ta szutrowa droga. Musimy dojść do mostu na Rio Paine i przeprawić się na prawy brzeg, by rozpocząć powrót do schroniska. Ale gdzie ten most?.. Idziemy i idziemy, mijamy kolejne zakręty, a żadnego mostu nawet w oddali nie widać. Gdy spotykamy jakąś ekipę robotników, zasięgamy języka.
- To jeszcze dwa kilometry - pada odpowiedź.
Dwa kilometry?? Chyba jakieś chilijskie, bo widoczny teren oceniam na drugie tyle, a w zasięgu wzroku nie ma najmniejszej nawet kładki.

Obrazek

Jest gorąco i zapasy wody szybko schodzą. Gdy przejeżdża samochód, postanawiamy łapać stopa.
- Wiesiu, wystaw nogę!
Pierwsza próba autostopu się nie udaje - wóz omija nas, wzbijając tylko tuman kurzu. Wędrujemy dalej, rozciągając nieco naszą małą grupę. Słyszę znów z tyłu warkot silnika, ale pojazdu jeszcze nie widać zza wzniesienia. Po chwili warkot cichnie. Odwracam się i widzę, że Tomek z Wiesią prowadzą właśnie negocjacje z kierowcą. Hura! Wracamy pędem - Daniel pierwszy, ja za nim.

Obrazek
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18320
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 12.03.2010 14:25

:D . . . chilijskie 2 kilometry . . . :lol: , może to jest tak , jak z meksykańskim " jutro " :lol: . . .

Pięknie tam Wojtku , do oglądania tych widoczków włączyłem "Kurakas"
do kompletu . . .

. . . i spokojnie czekam na więcej :)

Pozdrawiam
Piotr
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 12.03.2010 15:41

piotrf napisał(a)::D . . . chilijskie 2 kilometry . . . :lol: , może to jest tak , jak z meksykańskim " jutro " :lol: . . .

"Manana" się dosyć szeroko rozpowszechniło. :lol:

piotrf napisał(a):Pięknie tam Wojtku , do oglądania tych widoczków włączyłem "Kurakas" do kompletu . . .

Muzyczka wprawdzie nieco inna bo taka bardziej środkowoandyjska, ale jeśli lubisz (a nie znasz tej stacji), to wrzuć sobie do winampa taki adres: http://74.55.180.162:8020

Pozdrawiam,
Wojtek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 16.03.2010 15:00

Gdy dopadam samochód, cała trójka wypełnia już szczelnie tylnie siedzenia, zostawiając mi honorowe miejsce obok kierowcy. Proponuję przetasowanie, ale moje usiłowania z góry skazane są na niepowodzenie. Cóż - mimo iż nie należę do ludzi bardzo rozmownych - przypada mi rola podtrzymującego konwersację.

Pan okazuje się bardzo sympatycznym Chilijczykiem, skorym do rozmowy. Na początku od razu konsternacja:
- Dokąd zmierzacie? Refugio Pehoe?? Toż to w drugą stronę!

Wyjaśniamy więc nasz ambitny plan dotarcia do schroniska od południa, zachodnim brzegiem jeziora. Teraz wszystko jasne. Nasz kierowca podwiezie nas do administracji CONAF, już za mostem, tuż nad brzegiem Lago Toro.
Mówimy, że zawierzając mapie, trochę się przeliczyliśmy z odległościami. Myśleliśmy, że to osiem kilometrów drałowania drogą jezdną.
- Nie, nie - słyszymy w odpowiedzi - to dwanaście kilometrów.
Później, przy wysiadaniu, na podstawie mijanych słupków z kilometrażem, ocenimy całość na szesnaście kilometrów - taka bardziej europejska, niż chilijska, miara.

Z kolei ja zaczynam go wypytywać o warunki życia tutaj. Mówi, że wcale nie jest ciężko i że bardzo lubi ten skraj Patagonii. Zimy nie są surowe i śniegu w dolinach leży niewiele. Dzika zwierzyna? Owszem, jest. Pumy daje się czasem zauważyć, ale trzymają się z dala od ludzi.
Pan mija zjazd do siedziby administracji, skręca w prawo, potem jeszcze raz i zatrzymuje się na skraju drogi, wskazując nam ścieżkę.

- To jest wasz szlak.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wyładowujemy się, dziękując bardzo za pomoc, a gdy nasz uczynny kierowca zawraca - bo okazuje się, że nadłożył drogi, by podwieźć nas jak najdalej - podbiega do jego auta jakiś wędrowiec z plecakiem, dochodzący akurat ścieżką do drogi jezdnej. Zarzucamy plecaki i wstępujemy na ścieżkę, widząc wędrowca pakującego się właśnie do samochodu.

Nasza ścieżka oddala się z wolna od drogi, najpierw w kierunku zachodnim, potem skręca stopniowo na północ. Idziemy pośród traw, zupełnie płaskim terenem - ot, taki szlak nizinny. Co jakiś czas mijamy palik z pomalowanym na czerwono zakończeniem, ale żwirowa ścieżka jest na tyle wyraźna, że oznaczenia nie są konieczne. Przynajmniej, póki nie ma śniegu.

Mijamy po lewej mały staw, gdzie bacznie przypatrują się nam takie same gęsi, jak te na przystani przy schronisku. Nasuwają mi się skojarzenia z gęśmi Nene, poznanymi na Hawajach. To jednak zupełnie inne szerokości geograficzne, już zupełnie abstrahując od faktu, że Nene jest hawajskim endemitem. Ale jakoś takie podobne. No dobrze - w moich oczach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 16.03.2010 15:03

Wieje potężny wicher - jego gwałtowne podmuchy przestawiają nas czasem na naszej drodze. Utrudniają również porozumiewanie się; mówiąc do kogoś, mam wrażenie, że rzucam słowa na wiatr.

Zbliżamy się do rzeki - to Rio Grey, odprowadzająca wodę z jeziora i topniejącego lodowca, którym mieliśmy okazję przyjrzeć się poprzedniego dnia. Teren się lekko wznosi, a potem nawet ścieżka bardziej stromym fragmentem pokonuje miejsce, gdzie ostra skarpa opada tuż nad rzekę. Wszyscy czujemy już głód, nawet sugeruję przystanek, gdzie stromizna i krzaki osłaniają nas od uciążliwego wiatru, ale propozycja nie zyskuje ogólnej aprobaty. Z tym większą radością witamy po kwadransie Campamento Las Carretas - zupełnie puste pole namiotowe. Stoi tu jednak drewniane, zadaszone pomieszczenie, kryjące wielki stół z ławami po bokach. Pora na piknik.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pokrzepieni, ruszamy w dalszy bój z nieustającym wiatrem. Wędrujemy nadal w bezpośrednim pobliżu rzeki, mając z prawej strony szerokie pastwiska. To Pampa Hermandad czyli Braterstwa. Już wcześniej widzieliśmy pasące się konie, tym razem prezentują się jeszcze piękniej z uwagi na turnie Los Cuernos, stanowiące ich tło. Wkrótce osiągamy miejsce, gdzie koryto rzeki ostrym skrętem zaczyna się od nas oddalać, a my wkraczamy na Pampę Los Baguales. I tu mamy problem. Bo o ile słowo "bagual" w argentyńskiej wersji języka hiszpańskiego znaczy "dziki", "nieoswojony" i najwyraźniej odnosi się do koni, to już w wersji chilijskiej może oznaczać ni mniej, ni więcej, tylko: głupiec, jełop, bałwan. Hmm... może lepiej pozostańmy przy tych dzikich...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Słońce chyli się już nisko, gdy wspinamy się na niewysokie wzgórza, bezpośrednio nad jeziorem Pehoe. Zaliczamy kolejny mirador, oferujący widoki tym piękniejsze, że pionowe urwiska Rogów prezentują się już w barwach wieczornych.

Teraz jeszcze krótka wędrówka grzbietami pagórków, trochę lawirowania pomiędzy ich zboczami i ostatnie, nieco skaliste zejście ponad przystanią, wprost na zabudowania Paine Grande Lodge. Schronisko zanurzone już w strefie mroku, podczas gdy ostatnie promienie słońca wydobywają głębokie cienie na wzgórzach po drugiej stronie doliny.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zrzucamy w pokoju buty ze zmęczonych nóg i od razu unosi się charakterystyczny zapaszek. W tym momencie wchodzi para młodych Francuzów, która została w międzyczasie do nas dokwaterowana. Stają jak wryci - nie wiem, czy bardziej na nich podziałał widok czterech osób, których pewnie się w tym momencie nie spodziewali, czy może ta woń.

- Ce n'est pas le meilleur moment - usprawiedliwiam nas, wskazując na buty.
Śmieją się - owszem, to nie jest najlepszy moment, ale oni też turyści i nic, co turystyczne, nie jest im obce.

Tego dnia na jadalni spory tłok. Ustawiamy się w długim ogonku, a kiedy przychodzi nasza kolej, okazuje się, że wrzątku już nie ma i dziś nie będzie. Wiesia i Tomek zamawiają obiad, a my z Danielem przenosimy się do kuchni turystycznej. Później spotykamy się w saloniku, ale Tomek dziś postanawia wcześniej dotrzymać towarzystwa śpiącej Wiesi, więc zostajemy tylko my dwaj, by przy dwóch kartonikach wina długo jeszcze kończyć ten ostatni wieczór w Torres del Paine.
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 19.03.2010 22:35

Zanim przejdę do ewakuacji z Torres del Paine, jestem przecież winien mapkę z ostatniej wędrówki. Oto ona:

Obrazek

Od Refugio Paine Grande do Guarderii Pudeto - katamaranem.
Od Guarderii Pudeto przez Mirador Condor aż do punktu nieco na południe od Salto Chico - na piechotę, w większości po drodze szutrowej.
Dlaej na południe, aż na dolny skraj mapki - autostopem.
Szlakiem oznaczonym czerwonymi kreskami z powrotem do Refugio Paine Grande - pod wiatr.
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18320
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 21.03.2010 14:32

Wojtku , mamy nadzieję , że ewakuacja z Torres del Paine nie jest równoznaczna z ewakuacją z Patagonii :roll: :wink: :)
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 21.03.2010 18:06

piotrf napisał(a):Wojtku , mamy nadzieję , że ewakuacja z Torres del Paine nie jest równoznaczna z ewakuacją z Patagonii :roll: :wink: :)
Tak, tak, mamy nadzieję... :D

No i jeszcze pytanie z innej beczki: w jakim języku nie jesteś w stanie się z kimś dogadać? :lol:

pozdrawiam
:D
trinity
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 421
Dołączył(a): 07.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) trinity » 21.03.2010 19:03

jednym tchem łyknęłam Twoją Superrelację :D
widoki zapierające dech, od tego podziwiania 8O aż mi gały wyszły na wierzch!
Jestem pod wrażeniem Waszej wędrówki i fascynują mnie piękne ostre szczyty i urocza niezaludniona przestrzeń :D
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Ameryka Południowa



cron
Wyprawa na antypody - Patagonia - strona 9
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone