Ruszamy dalej. Trasa jest piękna, prowadzi wąwozem, nadal wzdłuż Uny .Liczne zakręty, na wzgórzach nowiutkie meczety. W tle islamsko-bałkański nastrój głosu Dino Merlina. Do Polski stąd w linii prostej 600 km ...
Rzeka jest cudowna. Nie można nie stanąć i nie chłonąć jej urody.
Odpoczywamy chwilę w miejscowości Otoka, nastrój miejsca niesamowity.
Wjeżdżamy do Novi Grad. Tu zaczyna się Serbska Republika BiH. Zaczyna się cyrylica i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczynają się moje problemy z drogowskazami.To już tradycja, że choć raz muszę w tej "republice" pobłądzić. Po 5 km orientuję się, że jadę wzdłuż Sany , główną drogą do Prijedoru, zawracam w pierwszym dogodnym miejscu - nade mną malutka, nowa - cerkiewka. Drogowskaz ( cyrylicą ) w Novim Gradzie na Kostajnicę potraktowany po macoszemu, stoi za mostem w najbardziej niewidocznym miejscu, a droga wydaje się być zjazdem na plac budowy. Ale teraz już bez przeszkód docieramy do Bosanskiej Kostajnicy. Miasteczko spore, główna ulica zabudowana piętrowymi i dwupiętrowymi kamienicami, życie tętni, a przed samym przejściem granicznym wręcz wrze - stragany, sklepiki, kawiarnie. Parkuję z niemałym trudem po dwukrotnym objechaniu kwartału ulic. Siadamy w kawiarni, aby wydać ostatnie marki ( wcześniej nie udało się tego zrobić na stacji benzynowej ). Kawa, dwa soki pomarańczowe, woda mineralna i wszystko na nic, pomimo cen przygranicznych. W końcu dogaduję się z kelnerem, bez problemu wymienię u niego marki na kuny. Przelicznik pokazuje w gazecie. Zaokrąglamy go na korzyść marki konwertybilnej. Kolejny Bośniak miło wspomni polskich turystów.
Granica. Dziś wyjątkowo mały ruch, choć bywa, że tworzą się tu kilkusetmetrowe kolejki. Nad rzeką wielki most, w całości należący do Chorwacji, podobnie jak ładny zamek Zrinskich i Frankopanów. Una nie stanowi tu granicy - był czas, że nie musiała dzielić miasta na dwie połowy.
Może kiedyś ta granica nie będzie potrzebna i rzeka znów stanie się własnością ludzi po obu jej stronach ...
Bo przecież obie Kostajnice były kiedyś całością. I w obu tak samo chętnie jadano kasztany - od czego pewnie pochodzi nazwa miasta.
Od chorwackiej strony ...
I znów wjeżdżamy do Chorwacji - do Hrvatskiej Kostajnicy. I znów - dojmujące doznanie wymarłego miasteczka.
Na szczęście nieco dalej od granicy , w jego centrum, przechadzają się ludzie, widać zadbane domy i sklepy. Ale tak bardzo to inne od żywiołowości bośniackiej połowy.
W czasie Domovinskiego rata toczyły się tu krwawe walki . Widać mocno przechowywana była pamięć o niezagojonej "ranie" z drugiej wojny światowej, ranie zrobionej przez ustaszy. Kostajnica była świadkiem
okrutnych dni. Po tym wszystkim po bośniackiej stronie Uny - życie gorączkowe, jakby chciało nadrobić utracony czas, po chorwackiej - budzi się z wielkim trudem,chociaż i tu widać chęć powrotu do normalności.
Przed nami tereny Pogranicza Wojskowego. Droga wije się wśród wzgórz Banoviny. Krajobraz uroczy, trochę jak w Beskidzie Niskim, co znowu przywołuje na myśl losy Łemków. Nie da się jechać szybciej niż 30-40 km/h. Jesteśmy już znużeni, trochę żałuję, że nie wybrałem mniej ciekawej ale prostszej drogi przez Grabostani. Ale w końcu pojawia się Petrinja - ostatnie miasto Pogranicza Wojskowego. I ostatnie miasto w tej okolicy przed dotarciem do umownej granicy Bałkanów. Tą bowiem geografowie lokalizują wzdłuż rzeki Kupy, Petrinja leży po jej bałkańskiej stronie. Wzdłuż Kupy docieramy do Sisaka, miasta, gdzie rzeka ta wpada do Sawy, która od tego momentu staje się ( wg geografów ) granicą Bałkanów.
I tak kończy się nasza podróż przez krainy kontrastów - Krajinę i Bośnię.
Znajdujemy nasz hotel, o jakże niebałkańskiej już nazwie
Panonija. Idziemy rozprostować nogi i na własne oczy zobaczyć wodną granicę pomiędzy Europą Środkową a Południową.
Podoba się nam sławny sisacki Stari Most ( budowę zakończono w ... 1936 r ) , zwłaszcza że oglądamy go popijając kolejną już w tym dniu kawę i - po raz pierwszy - karlovacko !
Miasto jest bardzo stare, iliryjsko-celtycko-rzymskie. Lewobrzeżna, najstarsza i główna część miasta, nie należała do Pogranicza Wojskowego, w odróżnieniu od prawostronnej , bałkańskiej części. Sisak wsławił się bohaterską zwycięską bitwą z Turkami 22 czerwca 1593, nazwano go wtedy przedmurzem chrześcijaństwa. Nigdy nie był pod osmańskim panowaniem. Drugi raz zasłynął gdy zwycięsko opierał się bombardowaniom serbskiej armii, w latach 1991-1995. Ceną było 250 poległych obrońców. Ale ma w swojej historii i ciemną kartę. Znajdowała się tu filia obozu niedalekiego Jasenovaca ...
Nie mamy już siły poznawać miasta i jego kilku zabytków. Snując się po opustoszałych o zmierzchu ulicach z zaciekawieniem obserwujemy gromadzącą się młodzież. Dziś zakończył się rok szkolny ! Pokaz mody chorwackich nastolatek i nastolatków jest niezwykły! I chociaż mój gust jest jednak kilkadziesiąt lat starszy, bardzo podnosi mnie na duchu obecność tak wielu radosnych młodych ludzi . Wracamy do hotelu i tu ze "zgrozą" stwierdzamy, że będziemy uczestniczyć w chorwackim weselu !
Staramy się szybko zasnąć po wrażeniach całego dnia. Jednak o 3.30 nad ranem budzi mnie dobiegający przez dwie kondygnacje chóralny śpiew weselników -
Prijatjeli, cesto mislim na vas ! Nie mam siły się gniewać. Uśmiecham się do siebie, nucę i myślę o cro.pl.
Nadal, po tylu miesiącach nie mogę zapomnieć tego pustkowia i bezludności chorwackiego pogranicza. Po co państwu taka ziemia ? Czy ma być kordonem dla tych leżących głębiej, gdzie życie toczy się naprawdę ? Co dała operacja Oluja - skoro na te ziemie nie przybyli osadnicy, bo nikt tak naprawdę nie wie, czy nie trzeba będzie znowu przyjąć tu Serbów ?
Wierzę, że narody stać na współistnienie. Utwierdza mnie w tym przykład Alzacji i Południowego Tyrolu. Chciałbym, by zapatrzyły się w ten przykład ludzie z pogranicza polsko-litewskiego, polsko- ukraińskiego, słowacko-węgierskiego, ludy Bałkanów.
Bo przecież nie musimy się kochać - ale nie potrzebujemy się nienawidzić.
Prawie dwa lata temu Zawodowiec opowiadał o zimowym wejściu na Maja Jezerce.
W obozie pod szczytem na noclegu zgromadzili się ludzie z wielu bałkańskich narodów
i okazało się, że można być razem i można czuć - braterstwo ?
Modlitwa o wschodzie słońca - tak nazwał ten odcinek poświęcony marzeniom o utworzeniu
Balkans Peace Park. Więc może jednak jest nadzieja ...
Bo jak śpiewał Jacek Kaczmarski -
" Każdy Twój wyrok przyjmę twardy,
przed mocą Twoją się ukorzę ...
ale broń mnie, Panie, od pogardy !
Od nienawiści - strzeż mnie , Boże !"