Re: Jesteśmy na wczasach. W tych góralskich lasach..Tatry 20
Dzień 9, 27.08.2018
Palenica Białczańska-Wodogrzmoty Mickiewicza- Dolina Roztoki-Dolina 5 Stawów Polskich-Zawrat-Schronisko w Dolinie 5 Stawów-Dolina Roztoki-Palenica(+Orla Perć dla odważnych, czyli nie dla mnie
Nadszedł moment kiedy każde z nas pójdzie w swoją stronę. Ja mam do przejścia taką milutką ścieżkę:
S. idzie na Orlą Perć, której początek nie wygląda tak źle:
Muszę przyznać, że na początku zejścia trochę mi się trzęsły nogi. Nie ze strachu, bo nic strasznego tam nie było, ale bardzo nieswojo czułam się będąc po raz pierwszy samotnie tak wysoko.Ale po 20 minutach przyzwyczaiłam się i samotna wędrówka nawet mi się spodobała. S. obserwował z góry i nawet mi zdjęcie zrobił:
Miał też rzucać z góry kamieniami w ewentualnych samotnych panów, którzy by mnie zaczepiali
Panów zaczepiających było sztuk dwie, ale bardzo mili i raczej nieszkodliwi- na kamienie nie zasłużyli.
Prócz tego, że byłam sama miałam jeszcze jeden powód do stresu. Tyle się o Orlej Perci naczytałam strasznych rzeczy, że niby to taki krwiożerczy potwór na którym trzeba się mega koncentrować, żeby nie umrzeć
Z drugiej strony chodzą tam tłumy i zdecydowana większość wraca jednak cała i zdrowa, więc już sama nie wiem... W każdym razie stresowałam się, że S. gdzieś spadnie, co byłoby wielce niewskazane, bo to on miał przy sobie klucz do pokoju
Wejście na słynną drabinkę:
A tu mój pechowy szlak na Granaty:
Już 2 razy nie udało mi się tam dojść, za 3-cim musi się udać
A tu wejście na Kozi Wierch, prawda, że wygląda hardkorowo
S. twierdzi, że to tylko tak wygląda, a było łatwo. Za najtrudniejsze zaś ocenił Żleb Honoratki(bardzo stromo i z przepaścią) i zejście z Kozich Czub(brak wyraźnych stopni). Zresztą nic dziwnego, bo to są odcinki zejściowe, a zejście zawsze jest trudniejsze. Odwrotnie się niestety nie da, bo szlak na tym odcinku(Zawrat-Kozi Wierch) jest jednokierunkowy.
Widoczek ze szczytu:
W czasie gdy S. mierzył się z trudnościami, ja wesoło maszerując po kamiennych schodach dotarłam do schroniska. Było zimno, więc porzuciłam marzenia o piwie, na rzecz marzeń o herbacie. Dość pechowo w schronisku zlądowałam około godziny 14-stej- pora obiadowa spowodowała, że w kolejce po lemoniadę(bardzo mi się te marzenia zmieniały
) wystała pół godziny. Samo przejście od mostku do schroniska tez było wyczynem, ponieważ na każdym kamieniu stał ktoś z kijem do selfie
Dolinkowe partie:
Na podstawie mapy oraz doliczjąc czas na odpoczynki, korki itp. obliczyłam, że S. powinien dołączyć do mnie najpóźniej koło 17stej. Przylazł już o 15.30
Korków nie było, a samo przejście demonizowanego szlaku poszło gładko.
Posiedzieliśmy trochę przed schronem, zjedliśmy szarlotkę, pozostało już tylko zejść na dół. Idziemy tym razem czarnym szlakiem tuż obok schroniska- zdecydowanie wolę schodzić nim, niż zielonym obok Siklawy.
Trochę niżej chmurkowa atmosfera się zagęszcza:
Zaś poniżej 1500 m. npm. pochłania nas całkowite mleko
Okazało się, że w dolinach taka szara dupówa panowała cały dzień, a my wysoko mieliśmy taką piękną pogodę
Głupi jednak czasem ma szczęście.
Ten bardzo udany dzień kończymy piwem i kolacją w ulubionej zakopiańskiej "konobie"
Jutro wybierzemy się dla odmiany na lajtową wycieczkę.
cdn.