napisał(a) jan_s1 » 17.02.2010 15:42
Dość poczesne miejsce w moim życiu zajmowała (i zajmuje nadal) kawa.
Zastanawiałem się nawet swego czasu, czy nie założyć Klubu Miłośników Espresso.
W PRL-owskich biurach była obok herbaty jednym z ważniejszych atrybutów "urzędowania". Kawa, ale rzecz jasna nie espresso.

Takie gatunki, jak Orient, Robusta, czy Wyborowa (inna Wyborowa została do dziś i ma się nieźle

) były adekwatne do czasów, w jakich były spożywane, czyli podłe. Ale były okresy, kiedy nabywca takiego delikatesu mógł się uważać za wybrańca losu. Tak, czy owak, kawa w biurze musiała być. Zaraz po przyjściu sypało się do szklanki dwie łyżeczki i po zalaniu wrzątkiem rozpoczynała się prasówka, lub Wymiana Poglądów na Tematy Różne. Tematy te w ciągu dnia powracały, jak bumerang, ponieważ jeszcze parę razy piło się tzw dolewkę. Wyglądało to w ten sposób, że do fusów na dnie szklanki dosypywało się czubatą łyżeczkę kawy, zalewało wrzątkiem i tak w kółko Macieju. W końcu dnia przodownicy mieli w szklance 3/4 fusów. Byli tacy, co i te fusy zżerali. No cóż, w tamtych czasach wiele się mówiło o idei właściwego spożytkowania surowców wtórnych.
