W środę (10.06) wybraliśmy się zwiedzić miejscowości na Hvarze. Naszym celem był Stari Grad i Vrboska. Na początek Stari Grad. Po zaparkowaniu udałem się w miejsce, gdzie myślałem zastać Kasię, ale niestety nie było jej.
Udaliśmy się na spacer po Starym Gradzie.
Zjedliśmy lody w pobliskiej lodziarni, zrobiliśmy małe zakupy. Kolejny cel - Vrboska. Nie przypuszczałem, że tak szybko tu wrócę...
We Vrboskiej gdy zaparkowaliśmy, córka zobaczyła plac zabaw i nie było zmiłuj się. Trzeba było się zatrzymać. Po pół godzinie poszliśmy na spacer po Vrboskiej. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zrobić tego zdjęcia:
We Vrboskiej zjedliśmy pizze, a następnie skierowaliśmy się do Ivan Dolac.
Następne dni to znowu plażowanie.
A w czwartek wieczorem kolacja u naszych gospodarzy. Na pierwszy raz poszła rybka.
Dorada była przepyszna. Widziałem jak nasz gospodarz ją robił. Nacinał ją z boku i smarował oliwą z oliwek (oczywiście wyrabianą przez niego samego), następnie urywał gałązkę rozmarynu i nacierał rybkę. Dalszy krok to postawienie rybki na ruszcie i grillowanie. Ale uwaga grillowanie tylko na drzewie. Grill był duży (szeroki) i grillowanie wyglądało następująco. Z jednej strony układał kupkę drewna i podpalał. Gdy drewno przestało się palić żywym ogniem, a zaczynało się tlić kładł na nie ruszt z rybą. Tymczasem układał drugą kupkę drzewa i po jakimś czasie podpalał. Gdy pierwsza kupka przestawała się tlić a druga zaczynała przestawiał ruszt na drugą kupkę. Było tak dobre, ze nabraliśmy większej ochoty na dalmackie specjalności. Na niedzielę zamówiliśmy pekę z cielęciny (nie wiem czy dobrze napisałem).
Po kilku dniach brania Eurespalu i innych medykamentów nasza córka wróciła do pełni sił. Niestety my nie. Małżonka podjęła decyzję o wzięciu antybiotyku. Ja cały czas się wahałem i nie chciałem brać antybiotyku, pomimo że gardło mnie coraz bardziej bolało i praktycznie straciłem głos. Podjąłem ostatnią desperacką próbę wyleczenia gardła rakiją. Niestety ja chciałem wyzdrowieć, ale moje gardło miało inne plany. Po "leczeniu" się rakiją wstałem z bólem głowy i dziwnym uczuciem kaca. Gardło mnie paliło. Zmierzyłem gorączkę 37 stopni. Wziąłem paracetamol. Poszedłem na plażę, ale pływać za bardzo nie mogłem, bo było mi zimno. Po południu już miałem 38,5. Wziąłem antybiotyk. Na drugi dzień miałem 40 stopni gorączki:cry:. Niczym nie mogłem jej zbić. Gardło mi płonęło. W głowie mi się kręciło. Ledwo co chodziłem. W sobotę rano podjąłem decyzję - jadę do lekarza. Dobrze, że wcześniej wydrukowałem sobie gdzie znajduje się ambulatorium (dzięki Kasiu) i wyjechałem (oczywiście nie sam) do Starego Gradu. W tunelu Pitve mieliśmy niezłą przygodę. Światła dalej nie działały. Wjechaliśmy do tunelu. Nikogo nie było. W połowie tunelu z przeciwnej strony wjechał samochód. A za nim 4 następnych. Patrzymy się do tyłu za nami wjechało chyba z 6 samochodów. Sytuacja robiła się nie ciekawa. Stanęliśmy przed zatoczką i czekamy z przeciwka samochody jadą nie patrząc się na nic. Do zatoczki wjechał jeden samochód, drugi, trzeci, czwarty a piąty nie za bardzo miał miejsce. Na szczęście podjechaliśmy trochę i za nami się posunęły samochody i jakoś ten piąty się zmieścił. To był mój najdłuższy przejazd przez tunel. Dojechaliśmy do Starego Gradu. Znalazłem Ambulatorium. Wszedłem do lekarza. Po angielsku wytłumaczyłem co mi jest. Lekarz zaglądnął mi w gardło i powiedział: you have shit in your throat (or something like this). Pokazałem mu antybiotyk, który wziąłem (Azitrox). Zrozumiałem, że mogę go sobie w buty wsadzić. Wypisał mi Penicylinę. Wykupiłem antybiotyk. Przed wyjazdem sprawdziłem czy jest Kasia. Niestety jej nie było. Wróciłem do Ivan Dolac i poszedłem spać. Na drugi dzień tzn. w niedzielę poczułem się lepiej. Zresztą w niedzielę mieliśmy zamówiony obiad, więc musiałem być w miarę sprawny.
Peka to pieczona (przynajmniej 2 godziny w żarze na grilu) przykryta "miską" cielęcina (może być inny wsad) z ziemniaczkami i innymi warzywami. U nas oprócz ziemniaczków były to marchewki, cebulki i papryczki. Dodatkowo dostaliśmy pysznie przyrządzony w cieście bakłażan W oczekiwaniu na pekę zabijaliśmy czas popijając aperitif , czyli rakiję i prosek.Poprawcie mnie jak coś źle napisałem. Mogę tylko powiedzieć jedno - niebo w gębie. Oto "nasza" peka.
Niestety antybiotyk pomógł na gardło, ale dostałem uczulenia na całym ciele. W poniedziałek pojechałem jeszcze raz do lekarza. Dostałem inny antybiotyk - summaned. He, he. To przecież to samo, co Azitrox:). Wracając, w końcu spotkałem się z Kasią. Jak to się mówi do 3 razy sztuka. Kasiu serdecznie Cię pozdrawiam

.
cdn ...