Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Słowacja na weekend :-)

Słowacja może poszczycić się jednym z najdłuższych w Europie systemów tras turystycznych, które są oznaczone i przystosowane do ruchu pieszego. Łącznie w kraju znajduje się około 13 tysięcy kilometrów pieszych szlaków. Na terenie Słowacji znajduje się ogromna liczba zamków – jest ich tu ponad 200. W słowackiej miejscowości Herlany znajduje się jeden z niewielu gejzerów zlokalizowanych w kontynentalnej Europie. Gejzer ten jest wyjątkowy ze względu na temperaturę wody, która wynosi zaledwie 20 stopni. Do wybuchów wodnych dochodzi co około 30 godzin, a każda erupcja trwa pół godziny i pozwala na podziwianie dwudziestometrowego gejzera.
Użytkownik usunięty
Re: Nocleg w tatralandii

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 14.05.2007 19:10

Przepraszam, że w wątku Słowacja na weekend nadal ciągnę sprawę mandatu za prędkość, ale poniższe informacje mogą się komuś przydać. Po południu miałem trochę czasu i próbowałem w banku (PKO BP) załatwić przelew za mandat. Okazało się, że to wcale nie jest takie proste. Dowiedziałem się, że przelew kosztuje albo 25 zł, albo 80 zł - pani nie wiedziała, od czego to zależy. Kazała wypełnić wszystkie pozycje w formularzu wielkości A4 i zwracała szczególną uwaę na jakiś kod BIC. Dopiero w domu, w Internecie sprawdziłem co to jest. Na swej stronie Citybank informuje, że kod BIC/SWIFT to 8 lub 11 znaków identyfikujących bank - w przypadku Citybanku to CITIPLPX. Z instrukcji na odwrocie formularza wielkości A4 wynika, że gdy na zleceniu przelewu poda się tylko kod banku zagranicznego oraz jego nazwę i oczywiście numer konta, ale bez BIC-a, to PKO BP doliczy odpowiednią dopłatę - stąd pewnie 25 lub 80 zł. A na przekazie pocztowym, który dostałem od policjanta, nie tylko nie ma BIC-a, nie ma nawet nazwy banku słowackiego, jest tylko kod banku i numer konta.
Okazało się, że mandat płaci się nie na konto Urzędu Wojewódzkiego w Żylinie, jak wcześniej pisałem, lecz na konto Wojewódzkiej Komendy Policji w Żylinie. Na jej stronie internetowej szukałem nazwy banku i nieszczęsnego BIC-a, ale nie znalazłem. Znalazłem tam jednak odpowiedź na wątpliwości krakuscity
krakuscity napisał(a):Dla mnie powiedzenie iż za przekroczenie prędkości o 22 km Słowak traci na rok prawko to tylko sciema.
A tam w wyciągu z odpowiedniej ustawy stoi:
(1) Priestupku sa dopustí ten, kto
ako vodič motorového vozidla prekročí povolenú rýchlosť ustanovenú vo všeobecne záväznom právnom predpise o bezpečnosti a plynulosti cestnej premávky3a) alebo prekročí rýchlosť ustanovenú dopravnou značkou,
Za priestupok podľa odseku 1 písm. a) možno uložiť pokutu do 7 000 Sk a zákaz činnosti do jedného roka.

Z tego wynika, iż:
1. za przekroczenie prędkości można dostać mandat nawet 7000 koron, przy czym (tak tam wcześniej jest napisane) mandat gotówkowy nie wyższy, niż 2000 koron, a nawet "zákaz činnosti do jedného roka", czyli prawo jazdy z głowy na rok;
2. może warto wozić z sobą zaskórniak 2000 koron;
3. na pewno warto - o czym w stresie nie pomyślałem - podjechać do bankomatu i wyjąć z maszyny te 2000 koron, bo z przelewem są problemy, a żeby zrealizować przekaz pocztowy trzeba w następną sobotę jechać na następną wycieczkę na Słowację.
A więc krakuscity, do zobaczenia na słowackich szlakach w najbliższą sobotę.
krakuscity
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7912
Dołączył(a): 11.08.2003
Re: Nocleg w tatralandii

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakuscity » 14.05.2007 19:30

A więc krakuscity, do zobaczenia na słowackich szlakach w najbliższą sobotę.

W najbliższą sobotę będe [url=//www.cro.pl/forum/viewtopic.php?p=206335#206335]TU w Drewutni[/url] Zapraszam. :D
Pan Aogito
Podróżnik
Posty: 22
Dołączył(a): 12.05.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pan Aogito » 15.05.2007 21:51

Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 13.06.2007 02:00

Długi majowy weekend. Tak to tylko u nas - trzy dni urlopu dają dziewięc dni wolnego. Możnaby więc coś zaplanować...
Plany były ambitne. Najpierw miały być alpy Julijskie, potem słoweński Adriatyk (Piran) albo jedno z drugim... Do końca jednak nie było wiadomo czy dostaniemy urlop. Szczególnie żona, która na miesiąc przed tym planowanym wyjazdem zmieniła pracę. W końcu udało się załatwić te wolne dni w pracy. Kolejne komplikacje rodzinne spowodowały jednak, iż mogliśmy być poza domem tylko od wtorku do piątku. Z dziewięciu dni zostały cztery. Co robić? Może Słowacja?

Ostatecznie w niedzielę, podjęliśmy decyzję że spróbujemy pojeździć trochę właśnie po Słowacji. Z uwagi na to, że należało się spodziewać w przygranicznych miejscowościach sporego ruchu naszych rodaków, postanowiliśmy pojechać na południe. Wygrzebałem przewodnik "Słowacja na weekend", który kiedyś dostałem z atlasem narciarskim i po pobieżnym przejżeniu doszliśmy do wniosku, że będziemy z dnia na dzień decydować co robimy i gdzie jedziemy, posiłkując się treścią książki.
W poniedziałek rankiem jeszcze zakupy, porządna mapa, trochę koron, papmersy dla malucha etc.. i we wtorek wczesnym rankiem w drogę...

Chciałem o tym wyjeździe wspomnieć na forum już dużo wcześniej, jednak komplikacje w pracy sprawiły, że nie miałem jeżeli nie czasu, to na pewno ochoty i głowy ku temu.

Dzień Pierwszy
Do granicy na przełęczy Glinne dojechaliśmy około szóstej rano. Pusto, głucho, celnik leniwie zerknął w paszporty i już zjeżdżaliśmy w kierunku Namestova. W dali na bezchmurnym niebie majaczyły ośnieżone szczyty. Tatry? Mała Fatra? A może jeszcze coś innego? Nie najlepiej u nas z orientacją. Wybraliśmy drogę przez Lukcę i Hrustin, która łączy się z głowną drogą E77 u stóp Oravskiego Hrada, zamek ten mieliśmy okazję zwiedzić trzy lata temu. Polecam bo warto! Po drodze jeszcze Dolny Kubin i droga zaczyna piąć się w górę. Czym wyżej tym widoki ciekawsze, gdyż zza niższych porośniętych gór, wyłaniają się gołe, ośnieżone, ostre choć jeszcze nie do końca skaliste szczyty. Z mapy wygląda nam to na Małą Fatrę. Po kilku kilometrach zjeżdżamy do Rużomberoka. Zapada decyzja: Zanim pojedziemy na wprost na południe, zobaczymy Liptovski Mikulas. Kupiliśmy winietę za 150 koron i w drogę. Szybka trasa, kontrola winietek spowalniała tylko ruch na przeciwnym pasie. Kiedy już dotarliśmy do zjazdu w kierunky miasta, zamiast skręcić w prawo, pojechaliśmy w kierunku Chopoka.

Chopok.
Chciałem zobaczyć ten rozsławiony wsród znajomych ośrodek narciarski położony na północnych stokach góry. Wspinając się naszym Golfem III coraz mozolniej, wąską i pustą doliną, zauważyliśmy tablicę z napisem Demanovska Jaksinia Svobody (Trzeba ją zobaczyć w drodze powrotnej) Dociągnęliśmy na pusty parking pod hotelem. Zimno. Szary brudny śnieg na skarpie parkingu i mnóstwo drobnego żwiru na poboczu - pozostałość po "piaskarkach", pozostałość po zimie.
Rozczarował mnie brak śniegu na trasach i zamknięte wyciągi. Zima tego roku, dla nas narciarzy nie była łaskawa. (Przęd kilkoma laty w Wiśle na Stożku szusowałem 24 kwietnia).Wyciągi nieczynne, hotel Grand w remoncie, wezbrany nurt płynącego potoku świadczył o tym, że śniegu w górze ubywa w zastraszającym tempie. Pospacerowaliśmy okołó pół godziny po okolicy, kursowy autobus wysypał na parkingu sporą grupkę ludzi, która zniknęła zaraz w hotelu (pewnie obsługa) oraz kilku skialpinistów z nartami pod pachą, którzy żwawo ruszyli w górę. Na parking podjechało jeszcze kilka samochodów. Podeszliśmy do granicy drzew, by popatrzeć na wyciągi idące na szczyt góry. Zimą może być tutaj na prawdę ciekawie. Z dołu wygląda to poważnie, więc jaki musi być widok z góry?! I jaka jazda?!
Jednak teraz hulający zimny wiatr i czerwony mokry nos naszego syna skłoniły nas do zjazdu, ale samochodem z parkingu.
Obrazek
widok na Niskie Tatry z hotelu Grand

Demanovska Jaskina Svobody.
Minęła tylko godzina, a cicha i pusta dolina Demanovska zmieniła się w tłoczną ulicę. W rejonie parkingu pod jaskinią nie było już miejsc, więc zaparkowaliśmy pięćdziesiąt metrów wyżej. Zapakowałem malucha do nosidła i ruszyliśmy stromą ścieżką pod górę. Po kilku chwilach ścieżka połączyłą się z brukowanym, szerokim, zabezpieczonym solidnymi barierkami chodnikiem. Chodnik piął się w górę szerokimi serpentynami, po których niczym mrówki w dwóch kierunkach poruszały się dwa sznureczki ludzi. Źle rokowało to na sytuację na górze.
Wejście do jaskini w niczym nie przypomina wejścia do jaskini. Przyklejony do zbocza góry budynek przywodzi na myśl raczej stację jakiejś górskiej kolejki. Pod kasami sporo osób, nam udaje się kupić bilet na wejście za pół godziny. Czekamy zajadając się gotowaną kukurydzą. Ludzi przybywa w zastraszającym tempie. Po chwili hall budyku jest pełny. Ludzię tłoczą się i przeciskają. Jedni do drzwi jaskini inni do kas, gdzie kolejka sięga już połowy dziedzińca przed budynkiem. Koszmar pomyślałem. Co będzie w środku?
Wchodzimy.
A w środku...gęsiego i gęsiego, ciągłe przystawanie, blokowanie się ruchu, deptanie.... Widoki nacieków, stalagmitów, jeziorek i innych formacji wynagrodziły półtoragodzinne żółwie tempo oraz niewybredne komentarze niektórych podchmielonych (o tej porze?!) rodaków. W niektórych przewężeniach i obniżeniach musiałem zdejmować nosidło z synem i nieść w rękach przed sobą. Pomimo siedmiu stopni ciepła, byłem zlany potem i gdy już zabłysnęło światełko przy wyjściu, z ulgą zrzuciłęm z siebie wierzchnie ubranie wraz z "balastem", para buchnęła z podkoszulki i wyglądałem dość osobliwie na tle innych uczestników, zmęczonych raczej deptaniem z nogi na nogę niż forsownym marszem. Co niektórzy by jeszcze bardziej mnie wkurzyć, gratulowali mi, że dałem radę z dzieciakiem na plecach. Dałem, dałem... :evil: !!!
Schodząc w dół w kierunku samochodu, mijaliśmy już nie sznureczek, ale tłum ludzi maszerujących pod górę. Widać i tak najgorsze nas ominęło.
Reasumując. Bardzo ładna i łatwa jaskinia ale bardzo komercyjna. Warto tutaj przyjechać, ale nie pierwszego maja.
Obrazek


Obrazek
Z synem na plecach


Tatralandia
Liptovski Mikulas mnie rozczarował. Pewnie stało się tak dlatego, iż miałem błędne wyobrażenie że jest to miasteczko w stylu Zakopanego, tylko wciśnięte ciasno pomiędzy Tatry Zachodnie i Niskie Tatry. Nic bardziej mylnego.
Obiecaliśmy synkowi basen, więc chcąc słowa dotrzymać, podjechaliśmy do osławionej Tatralandii. Wiatr hulał niemiłosiernie na wypełnionym samochodami parkingu, usytuowanym nad niecką, gdzie znajdują się baseny. Z góry widać było las głów wystających z lekko parującej wody, na elementach parku linowego rozwieszonego nieopodal, jakaś dziewczyna przeklinała, że pozwoliła się namówić na taką atrakcję. Syn zasnął w samochodzie. Żonie zdawało się że jest za zimno. Mnie poniosły nerwy i pojechaliśmy dalej w kierunku Rużomberoka.

Besenova
W drodze syn wybudził się z drzemki i z miejsca pytał o basen, skręcamy więc w kierunku Besenovej. Znowu parking pelniusieńki jak przed Auchan w niedzielę. W Steak Hous'ie obok basenów termalnych zjedliśmy pysznego pstrąga, bo cóż można jeść w steak housie jeżeli nie rybę... no i postanowiliśmy popołudnie spędzić właśnie tam.
Spora kolejka do kas, sporo osób już na terenie ośrodka. Trochę zamieszania, gdyż numery na paskach mają się nijak do numerów na szafkach.... no i w końcu w strojach kąpielowych wybiegamy na spory dziedziniec z basenami o różnej temperaturze, kolorze i zapachu wody.
Baseny są z trzech stron osłonięte przez zabudowania, więc wiatr nie świszczy i nie jest tak dokuczliwy, a ponadto w części krytej jest sporo atrakcji dla maluchów i fajny basen dla starszych z normalną klarowną wodą.
Obrazek
Najmniejszy basen, z najcieplejszą wodą i "fontanną"

Wyjeżdżamy z Besenovej. Chcieliśmy jeszcze zaliczyć górę Malino Brdo w Rużomberoku, gdzie na szczyt prowadzi kolej gondolowa, ale niestety, innym razem, nie dzisiaj, jest już późno, trzeba jechać dalej być może aż do Bańskiej Bystrzycy i szukać noclegu.
Tuż przed wjazdem do Rużomberoka skręcamy na południe drogą nr E77. Ruch samochodów gwałtownie maleje, częstotliwość spotkania polskich tablic rejestracyjnych tak samo.
Droga prowadzi nas skąpo zaludnioną doliną, po drodze tak naprawdę jest tylko Liptovska Osada i długo nic. Droga zaczyna wspinać się serpentynami mocno w górę...

Donovaly.
Po prawej stronie stacja kolejki gondolowo krzesełkowej, pełno reklam serwisów i reklam wypożyczalni sprzętu narciarskiego świadczy o charakterze tego miejsca. Na szczycie przełęczy zatrzymujemy samochód na sporym parkingu i postanawiamy właśnie tutaj poszukać noclegu w Donovaly.
Jest jednak problem. Miejscowość o tej porze roku jest półprzytomna. Mniejsze pensjonaty nieczynne, albo remont, albo nie ma nikogo, albo nie chcą przyjąć na jedną noc. Informacja turystyczna zamknięta. Przewidywany termin otwarcia 15 maj. Hotel "Donly" tuż przy parkingu oferuje nam pokój za 750 koron od osoby, reszta pokoi zajęta... oferuje jednak też pomoc. Miła pani z recepcji obdzwania okoliczne znajome domy i znajduje dla nas pokój w malutkim pensjonacie po drugiej stronie przełęczy. Jedziemy się rozpakować, potem pyszna kolacja w drewnianej kolibie na parkingu i krótki spacerek po okolicy.
Obrazek
Donovaly. Wiadukty dla narciarzy nad E77

Obrazek
Wnętrze koliby

Obrazek
Pomnik psa Dino, inicjatora mistrzostw psich zaprzęgów w Donovaly

Robi się szaro. Trzeba iść spać. Plan na jutro - jeszcze przed zaśnięciem?: Wyjść na górę Zvolen, zobaczyć Bańską Bystrzycę, pojechać jak najdalej na południe i tam znaleźć nocleg. Nocleg tuż nad węgierską granicą, gdyż po głowie chodzi nam Eger...
(c.d.n.)
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 19.07.2007 14:59

Interseal no i gdzie ten ciąg dalszy :?: Czekam czekam :D
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 19.07.2007 17:41

Leszek Skupin napisał(a):Interseal no i gdzie ten ciąg dalszy :?: Czekam czekam :D


Ja też czekam(łem) aż ten mój post się w całości wyświetli - i jest!!!!

Pracuję w branży budowlanej - totalny zacisk, na nic czasu nie mam teraz, ale będzie Leszku będzie... cześć druga 2.05.2007(środa): Donovaly-Zvolen, Banska Bystica, i cygańskie tereny (Rimavska Sobota).

Na początek jedno zdjęcie:

Mój syn na Zvoleniu.
Obrazek

Pozdraviam!
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 11.08.2007 23:52

02.05.2007

Obudziło nas słońce, które śmiało wypełniło pokój czerwonym światłem. Pakowanie bagaży po jednej nocy zajmuje tyle samo czasu co po dwóch tygodniach pobytu (pampersy, ubranka, nasze ciuchy, kaszki i inne...), więc czas ten umilaliśmy sobie aktualnymi wiadomościami pogodowymi i obrazami on line z kamer w telewizji słowackiej. Jedna z kamer z której nadawano właśnie obraz w TV umieszczona była gdzieś vis a vis naszego apartamenciku i zaglądała niemal w okno. Temperatura + 4 stopnie, lekki wiatr. Zapowiadał się piękny dzień. Takim też był.

Wyjście na Zvolen (1402 m.n.p.m.)
Bagaże wrzucamy do samochodu, klucz do aparatamentu chowamy pod umówioną przysłowiową wycieraczkę i w drogę. Czerwonym szlakiem. Na trasie nie ma żywego ducha. Męczący i nudny odcinek szlaku przez las, a potem wzdłuż strumienia, którego zimna woda i omarznięte kamienie dają poznać, iż w górze pewnie leży jeszcze śnieg. Idziemy wciąż sami. Wychodzimy nad linię drzew skąd rozpościera się wspaniały widok na południową stronę. Przed nami, w sporej jeszcze odległości widać ustawiony tuż pod szczytem krzyż. Chłopak wypełza nam z nosidła i na sam szczyt podchodzi na nogach.

Obrazek
Odpoczynek w drodze...

Pojedyńcze łaty śniegu leżą w pełnym słońcu, nic nie robiąc sobie z tego że to już początek maja. Być noże to efekt wczesnej pory, gdyż śnieg jest zbity i zmarznięty.
Wchodzimy na przełęcz pomiędzy Zvoleniem a górką Nova Hola. Teraz rozciąga się niesamowity widok na północną stronę. Widać dymiący komin... to chyba Rużomberok. Tak... bo zaraz za nim wyrasta ten charakterystyczny masyw z odstającą jakby mającą się zaraz oderwać częścią zbocza. Jeszcze dalej już na granicy patrzenia i wyobraźni, we mgle majaczą białe szczyty, to Tatry. Za trzy dni powinniśmy się tam znaleźć... I patrząc bliżej... Niskie Tatry. W dole miasteczko schowane między zbocza, to chyba Liptowska Osada i jeszcze bliżej... góry... góry... góry... dookoła.. wszędzie.

To co mnie zdziwiło tutaj to roślinność, pomimo sporej wysokości nie ma kosodrzewiny. Zbocza i szczyty porasta jałowa trawa i pojedyńcze skarłowaciałe świerki, które rozsypane po polanach wyglądają jak nieruchome postaci, rzucające równie nieruchome cienie. Na próżno szukać tutaj pięter alpejskich, które można zauważyć podchodząc pod nasze Pilsko czy Babią Górę.
Na szczycie zatknięty drogowskaz, obok kilkadziesiąt metrów krzyż. Wiatr hula we wszystkich kierunkach. Wydaje się, iż stąd można pójść wszędzie. Jednak nie dzisiaj. Siadamy pod krzyżem i posilamy się czekoladą i gorącą herbatą. Nasz dwuletni brzdąc pobił właśnie swój rekord wysokości 1402 metry. Jak się później okaże, utrzyma go tylko przez kolejne dwa dni.

Obrazek

Drugie śniadanie...

Schodzimy. Odbijamy ze szlaku i idziemy na wprost do górnej stacji kolejki na sąsiedniej kopie.

Kolej gondolowo krzesełkowa Nova Hola, świeży obiekt, przy stacji górnej ślady niedawnych robót ziemnych. Snow Park Donovaly. Mocną ekipę klientów tego parku tworzą ponoć Chorwaci (informacja miłej Pani z aparatamentu). Oczami wyobraźni widzę zimę i narciarzy sunących na deskach. Kiedy w końcu u nas w Sczyrku czy Wiśle postanie podobny ośrodek? Głupie pytanie. Miał powstać taki ośrodek w Brennej ale jeden kupolog znalazł kupę zabłakanego wilka i okazało się nagle, że przez moją rodzinną wieś całe watachy przechodzą i o inwestycji nie może być mowy.
Ale pokraczujmy dalej...jak mówią tutejsi.

Obrazek
Śnieżne igraszki :wink:

Schodzimy wzdłuż wyciągu. Stromo, pewnie czarny odcinek trasy. Dopiero teraz zobaczyłem jak mógł skończyć się głupi pomysł z sadzaniem chłopaka do zdjęcia na krześle kolejki, gdyż nagle wszystko ruszyło, gondole i kanapy podjechały kilkanaście metrów i zatrzymały się ostro chybocząc na linie... Pewnie konserwacja. Tylko dlaczego na górnej stacji nie ma żywgo ducha z obsługi?!

Obrazek

Wracamy na szlak którym wchodziliśmy na górę. Nasz syn za nic w świecie nie chce wejść do nosidła i praktycznie na właśnych nogach schodzi do Donovaly. Po drodze spotykamy w końcu jednak kilka żywych duchów. Dwie rodziny z Polski ze swoimi wymeczonymi i marudzącymi pociechami. Nasz synek stawiany przez ich rodziców jako przykład ("Patrzcie jaki dzielny chłopczyk! Sam idzie... a wy co?") dostał parę miażdżących spojżeń od swych starszych kolegów, których zagryzione wargi i zaciśniętę w dłoniach patyki mówiły wszystko.
Schodzimy szlakiem do granicy lasu. Minęło południe.Kończymy wycieczkę.

Obrazek

Bardzo fajna trasa i miejsce na spokojne rodzinne wyjście. Kapitalne widoki. Nietrudna, choć początkowo mecząca przez las ścieżka i miejsce na górze pod krzyżem, gdzie o tej porze roku śnieg trzyma się w najlepsze. Cóż więc musi dziać się tu zimą...? Ah znów odezwał się mój narciarski zew...
C.D.N.
paolooo
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 449
Dołączył(a): 29.07.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) paolooo » 14.08.2007 10:16

ja osobiście polecam Besenową, ale najlepiej zimą, to moje zdanie, no i Demanowskie Jaskinie svobody...niezapomniane widoki jak na foto gdzieś powyżej
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 24.08.2007 23:29

dzień drugi C.D.

Z Donovaly serpentynami w dół. Sporo prac na tym odcinku drogi. Umacnianie skarp, remonty pobocza, sprzatanie żwiru i grysu po zimie...
Czas już zaciera i rozmywa szczegóły a nawet i chronologię, więc napiszę tak: Po jakimś czasie droga zmienia się w ekspresówkę i po kilku kilometrach wjeżdżamy do Banskiej Bystrzycy.
Niewielkie miasto, gdzie starą część, niedawno rozwiniętę, mocno zielone liście drzew, porastające okoliczne wzgórza otaczają miasto ciasnym kręgiem.
Wchodzimy na rynek. Od razu rzuca się w oczy fontanna z głazem przypominającym te jadrańskie zlepieńce, a w dalszej części rynku dziwny obelisk. Czarny, smukły ze złotą piecioramienną gwiazdą i złotymi literami, które cyrlicą przypominają o pewnym fakcie historycznym. U podstawy na schodach leżą świeże kwiaty... u nas to chyba nie do pomyślenia.
Obrazek

Spędzamy w mieście trochę czasu, trudno zwiedzać miasto nic nie wiedząc o nim, nie przygotowaliśmy się, to prawda. Zapuściłem się więc sam na jakiś stary cmentarz i pooglądałem tutejsze kościoły. Nie rozglądamy się za noclegiem, co wcześniej myśleliśmy zrobić. Zjadamy dobrą pizzę w jednej z bocznych uliczek i ruszamy w drogę. Opuszczamy Banską Bystrzycę i opuszczamy na jakiś czas góry.
Obrazek
Pomnik pamięci Armii Czerwonej

Myślałem że nie ma szans w tym kraju zobaczyć kilometra prostej drogi. Za miejscowością Zvoleń definitywnie wjeżdżamy w płaskie, rolnicze tereny. Nocleg planujemy albo w miejscowości Lućenec albo Rimavska Sobota. Po drodze spotykamy coraz więcej Cyganów. Albo idących wzdłuż drogi albo ciągnących jakieś wózki, albo wysypaną na przystanku z tutejszego „gimbusa” grupkę cygańskich dzieci z tornistrami na plecach (nie mają długiego weekendu? :) ). Do Lućenaca docieramy jeszcze dość wcześnie. Jako że na dzień kolejny planujemy Eger, to lepiej zatrzymać się gdzieś bliżej przejścia granicznego. Wybór pada na Rimavską Sobotę, małe miasteczko na rzeczką Rimavą

Pytamy o nocleg w motelu na wyjeździe z miasta. Nie pamiętam nazwy ale przed wejściem jest biały niedżwiedź, a w zasadzie to już żółty jak ten nasz zakopiański, hen lata temu. Cena w motelu przerażająca. Wjeżdżamy więc w peryferie miasteczka szukając tabliczki z napisem "ubytovanie". Nic nie ma. Jest jednak skręt na ośrodek wczasowo wypoczynkowy. Jedziemy. Zaczynają się domki kampingowe i wąskie uliczki, jakiś mały akwenik wodny i placyki, boiska jakieś korty... wszystko jednak głuche, zamknięte i nieprzytomne. Pytam jakiegoś miejscowego o noclegi (jakże trudniej tutaj się dogadać aniżeli na północy!) mówi że o tej porze roku nic...

Wracamy do miasta, a za nami jeszcze dwa samochody, które przyjechały w tym samym celu. Na skrzyżowaniu grupka Cyganów dywaguje na jakiś ważny temat, wymachując rękoma. Jedziemy na wprost w kierunku centrum miasta. Robi się późno ale nie jest jeszcze szaro. Jest i tablica "UBYTOVANIE". Moja żona widząc nację przeważającą na ulicach i chodnikach, mówi że wszysko, ale żeby nie u Cyganów. Oboje mamy chyba uprzedzenie, pięć lat mieszkania w Krakowie i tamtejsze przejście podziemne w kierunku dworca PKS/PKP zrobiło swoje.
Z balkonu głowę wystawia jednak Słowak. Zostajemy na noc w przybudówce przerobionej na kwaterkę z łazienką i możliwością skorzystania z kuchni. W powietrzu lekki stęchły zapach świadczy o małym ruchu turystycznym w tym rejonie i w tym czasie. Posesji strzegą dwa rottweilery, zastanawiamy się dlaczego. Czyżby aż tak...?

Idziemy do sklepu. 90% osób spotykanych na ulicy, w ogródkach i w sklepie to Cyganie. Wchodzimy do SAM-u, ostatnio takie SAM-y widziałem u nas z dwadzieścia lat temu. Czas w tej dzielnicy się zatrzymał. Obskurne chodniki, odrapana skrzynka pocztowa, wykręcony słup "zastavki", stare nie remontwane budynki. Szkoda że nie wziąłem aparatu. Ciekawe jak wyglada właściwy rynek? Dziś już nie zdążymy, jutro tym bardziej. Szkoda. Pewnie w głowach pozostanie tam taki właśnie obraz Rimavskiej Soboty.

Trzeba iść spać. Trzeba rano wczęsnie wstać.... no a skończyło się jak zwykle. Dziewiata rano jeszcze byliśmy w łóżkach.
Cyganie nie opuścili nas nawet w nocy. To zdjęcie przedstawia obraz zawieszony nad naszym łóżkiem...
Obrazek

CDN.
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 21.09.2007 14:02

Czy branża budowlana przestała już mieć "zacisk" :?:

Pozdrav i czekam na C.D. :papa:
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 21.09.2007 14:28

Leszek Skupin napisał(a):Czy branża budowlana przestała już mieć "zacisk" :?:

Pozdrav i czekam na C.D. :papa:


Oooo myslalem że już wszyscy o tym zapomnieli... :wink: . Teraz co? Pisać dwie relacje na raz? :wink: nocy mi braknie.
Leszku w branży budowlanej bez zmian. Budowlańcy na wyspach, ostatnio zatrudniliśmy historyka. Nie ściemniam.
Będzie będzie C.D.
Pozdrawiam!
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 21.09.2007 14:42

Jak od początku czerwca nie możesz napisać jednej relacji to teraz pisz dwie ;) :P :lol:
Ja skończylem niedawno z Grecji a zaraz będzie relacyjka z weekendu w Szczawnicy ;), ale to w innym dziale

Pozdrav :papa:
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 04.03.2008 14:44

Interseal napisał(a):...
CDN.

:twisted: No i CO :?: ObrazekObrazekObrazekObrazek
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 10.09.2009 10:19

Dawno zapomniany wątek spróbuję odświeżyć swoimi "mizernymi" wspomnieniami fotograficznymi z wakacji.

Piszę "mizernymi", bo w pierwszej kolejności wylądowaliśmy w uroczej wsi nad Jeziorem Czorsztyńskim, a nosiła ona właśnie nazwę - Mizerna ;)

Obrazek

Jezioro Czorsztyńskie
Obrazek

Po zachodzie
Obrazek

Tatralandia
Obrazek

U podnóża Tatr Słowackich
Obrazek

Krywań
Obrazek

Gerlach
Obrazek

Łomnica
Obrazek

Pozdrav :papa:
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 10.09.2009 10:36

No i oczywiście nie mogło zabraknąć moczenia nóg w górskim strumieniu

Obrazek

Wytrzymałem ponad 3 minuty ........ hipotermia :devil: :lool:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Słowacja - Slovensko



cron
Słowacja na weekend :-) - strona 9
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone