Teraz będzie przydługi wstęp
Planowanie podróży zaczynam co najmniej rok wcześniej. Może to dziwne, ale uwielbiam planować
Więc w styczniu 2018 miałam absolutnie wszystko zaplanowane:
urlop miał być we wrześniu , pierwszy tydzień w Primoštenie a drugi w Sutivanie. Miało być zwiedzanie, plażowanie i smakowanie.
Skupiałam się bardzo na tym planowaniu, żeby nie myśleć o zbliżającej się wielkiej uroczystości rodzinnej, której byłam współorganizatorką i sponsorką (tzn. z małżem byliśmy sponsorami)

.Strach mnie oblatywał , czy starczy nam kasy na wakacje.Uroczystość odbyła się w czerwcu-wszystko poszło dobrze.Nawet kasy nie poszło tak dużo

i coś tam na wakacje zostało

. Cieszyłam się ,że mam to z głowy .Nic tylko czekać na wrzesień.
Plany planami a życie pisze swój scenariusz
Przed czerwcową uroczystością małża zaczął pobolewać kręgosłup i.... pośladek
Początkowo starał się nie zwracać na to uwagi zgodnie z zasadą : samo wlazło, samo wyjdzie. Ale wyleźć nie chciało a bolało coraz bardziej. Zaczął się lipiec a mój małż wylądował na zwolnieniu lekarskim i był na nim do połowy sierpnia. Dolegliwości uniemożliwiały mu siedzenie i jazdę samochodem . Zapalenie mięśnia gruszkowatego

Ktoś może słyszał o czymś takim??
"No to chyba nigdzie w tym roku nie pojedziemy"- mówił. "A zaliczki zapłacone"- myślałam

.
Jak to nie pojedziemy , musimy pojechać! Żebym na rzęsach miała stanąć to pojedziemy.
Dwóch rehabilitantów, lekarz od leczenia bólu pochłonęli masę kasy , co uszczupliło nasz i tak nadwątlony budżet domowy.
Ale zdrowie małża jest najważniejsze. Trzeba go było doprowadzić do porządku , bo kto mnie zawiezie na urlop. Nie żebym nie miała prawa jazdy..... ale jak nie muszem to nie chcem, no nie lubię i już

1050km to dla mnie ..... no nie i koniec
Choroba minęła. No to jedziemy! Ale skutkami ubocznymi choroby były awersja małża do chodzenia i jeżdżenia podczas urlopu.
Dlatego nasz urlop był nieco inny niż zwykle.
Dzień pierwszy - wreszcie w drogęW środku nocy budzi mnie ... no budzik a nie chrapanie małża
Szybko się zbieramy , tankujemy samochód i o 4.15 startujemy.
Trasa podobna do tej sprzed roku: Boboszów-Brno-Bratysława-Lenti-Letenye-Zagrzeb-Primošten.
Nad ranem jest 15 stopni i nie pada- nieźle jak na wrzesień
Tradycyjnie sprawdzam prognozę i już wiem ,że po drodze jak zwykle dopadnie nas deszcz

Mam tylko nadzieję, że nie będzie go dużo.
Padać zaczyna po 100km a w okolicach Brna już leje jak z cebra . Jest poniedziałek przed 7 rano i ruch n autostradzie jest spory. Kilka kilometrów przed zjazdem na Bratysławę stajemy w korku a za nami słychać syreny . Jak nic wypadek i w korku spędzamy godzinę. Ładnie się zaczyna
W końcu za moją namową i po kłótni mój akuratny małż decyduje się skorzystać jak inni z pasa awaryjnego i w końcu docieramy do zjazdu na Bratysławę . Gdyby nie to pewnie byśmy tam stali kolejną godzinę. Dalszą trasę pokonujemy gładko. Na Węgrzech nie pada. Zjeżdżamy na stare przejście graniczne w Letenye i wreszcie Chorwacja

tu zatrzymujemy się drugi i ostatni raz .
Za nami 600km a przed nami 550km. I znowu siąpi


- Gdzieś w północnej Chorwacji
Ale im dalej na południe tym jaśniej
Moja i nie tylko moja ulubiona skałka
Tunel ciepło-zimno pokonujemy gładko, nie wieje ,nie pada i jest po prostu super

Przed tunelem 21 a za 27 stopni- jest dobrze.
I w końcu widok na który czekałam cały rok
