Hello!;) Bardzo dziękuję zainteresowanie, zapomniałam wczoraj dopisać - oczywiście dzisiaj ciąg dalszy! Jak już wspomniałam, zostawiliśmy plecaki w centrum Bol-u, na statku, który płynął po południu do Jelsy i deptakiem (przyjemnym, równym, ale zatłoczonym i zastawionym kramami do granic możliwości) ruszyliśmy w stronę najpiękniejszej i najbardziej zatłoczonej plaży w Chorwacji:
Widoczki - całkiem przyjemne, ale nam zdecydowanie bardziej podobałoby się bez tych parasolek
Sama miejscowość całkiem ładna - pochodzilismy trochę, bo mieliśmy bardzo dużo czasu, a nie potrafimy wysiedzieć dłużej niż 3 godziny w jednym miejscu.
Porcik:
Turystów bardzo dużo, ponieważ wszyscy zjeżdżają z całej Braci, czy z Hvaru na tą osławioną plażę z reguły takimi stateczkami:
O 17.15 (przeżyliśmy okropny stres, że nie odzyskamy już naszych plecakow, bo nasz stateczek się spóźniał, a na dodatek kompletnie nie pamiętaliśmy jak wyglądał) pomachaliśmy na pożegnanie Braci i ruszyliśmy w stronę Jelsy. Niestety ta nie zrobiła na nas zbyt dobrego wrażenia, wiec spontanicznie postanowiliśmy, że pójdziemy sobie piechotą do Vrboski. Przecież w naszym przewodniku to tylko 1,5 km przyjemnym spacerkiem! Niestety, okazało się, że autor machnął się o jedyne 3 kilometry i do Vrboski dotarliśmy grubo po 20, więc znaleźliśmy szybko nocleg, wykąpalismy się i... nie, nie poszliśmy spać zmęczeni tymi spacerami (z centrum Bolu na "złoty róg" też jest kawałek:)), tylko ruszyliśmy w dalszą drogę - zwiedzanie Vrboski.
Nazywanie jej jednak "chorwacką wenecją" to gruba przesada:
Mnie miasteczko bardzo się spodobało, okazało się później, że niestety nie trafiliśmy w najciekawsze rejony, ale mój chłopak trochę marudził, wiec postanowiliśmy, że następnego dnia jeszcze przed śniadankiem trochę poodlądamy...
(dzieci łowiące ryby w centrum miasteczka bardzo mi się spodobały:D)
...i złapiemy pierwszego lepszego busa, który okazało się zmierzał w kierunku Stari Gradu:)
W Starim Gradzie postanowiliśmy zatrzymać się na trochę dłużej i odpocząć po kilku intensywnych dniach, ale los nie był dla nas łaskawy i spędziliśmy dobre 3 godziny w upale szukając noclegu. Osobiście byłam w stanie spać na plaży bylebyśmy dalej nie chodzili, ale w końcu udało nam się znaleźć fantastyczny apartament (nie pokój) z własną kuchnią i łazienką oraz dużym tarasem i cudownymi właścicielami (na nasze nieszczęście wyrabiali własny prosek... i byli BARDZO gościnni)
Ponieważ mieliśmy trochę więcej czasu Stari Grad zwiedziliśmy od deski do deski, trochę też poplażowaliśmy (akurat jeśli chodzi o plaże - duży minus, bo niestety są wybetonowane - nie ma żwirku, my jak zwykle utrudniając sobie życie odeszliśmy bardzo daleko od siedlisk ludzkich i rozłożylismy się na dość ostrych kamolach) - jutro postaram się dodać trochę zdjęć:)! Pozdrawiam!