jamrys napisał(a):ubot czekamy na twoje wrażenia z pobytu na Hvarze.Prosze opisz pobyt.Ja właśnie wybieram sie z rodziną w ciemno na Hvar,opisz czy są kempingi.
Hvar.... Szkoda się powtarzać za przewodnikami, broszurami czy wszelkimi relacjami. Prochu nie wymyślę pisząc, że Bóg musiał ciut więcej czasu zadumać się przy tworzeniu świata nad tym miejscem.... I co tu dużo mówić - wyszło Mu
Moja tego roczna przygoda z Cro rozpoczęła się w piątek 22 czerwca o 16.20 kiedy to obklejeni naklejką CRO.PL wyjechaliśmy z Sosnowca.Postanowiłem tym razem zmienić troszkę trasę i nie jechać przez Cieszyn tylko przez Zwardoń. Zasadniczo, pobieżnie nie wiem czemu, gdyż nie narzekałem na drogę przez Cieszyn i dalej na Mosty do Żiliny. Już po pół godzinie byłem wściekły na tę opcję bo... stanąłem w korku przed Tychami i powolutku przesuwałem się w nim ponad kwadrans (a wyglądał nawet na godzinny korek). Potem już jakoś poszło.Piszę jakoś, bo dla wszystkich, którzy jeżdżą na Bielsko i dalej na Żywiec w weekend wiedzą czym to pachnie. Korki na światłach w Pszczynie i Czechowicach, milion świateł w Bielsku. Dobrze, że obwodnica Żywca szybciutko "wypluła" mnie w Węgierskiej Górce. Potem już poszło w miarę spokojnie. Tyle, że do przejścia w Zwardoniu jechałem lekko ponad 2 godziny

Na granicy byłem sam, pan strażnik był tak leniwy, że nie chciało mu się wyjść z budki ale równocześnie chciał obejrzeć paszporty, więc musiałem wyjść z auta aby mu je podać, bo ktoś mocno dowcipny wymyślił jego okienko jakiś metr wyżej niż okno mojego auta.
I tak wjechaliśmy do Słowacji.Droga do Żyliny minęła szybciutko. Postanowiłem, że winietkę zakupię na stacj w Powarzskiej Bystrzycy. I to chyba był błąd (na szczęście nie kosztowny) bo już za Żiliną wjechałem na autostradę, niby jeszcze nie gotową, nie do końca otwartą ale do dziś nie wiem czy nie należało już tam mieć winietki. Na szczęście nikt zainteresowany mnie nie zaczepił a ja szczęśliwie dojechałem do stacji OMV gdzie winietkę zakupiłem.
Droga do Bratysławy i przez Bratysławę to klasyczna nuda. Tym razem jechałem przez słynna drogę 86, czyliu zach. Węgry, więc jedynie większą uwagę musiałem zwracać na poziome (super!!!) oznakowanie odpowiednich pasów na rozjazdach. Ja jechałem na GYOR. Granica minęła bezproblemowo.Na Węgrzech zameldowaliśmy się o 22.15.
Chwilka dla rozprostowania kości i o 22.30 ruszamy w nieznane. Choć nie do końca to prawda, bo na CRO.PL droga jest opisana w najdrobniejszych szczegółach

. Oczywiście winietki nie są potrzebna na tym odcinku autostrady M15 jak i na 6 km odcinku M1 od łącznicy z M15 do zjadu na drogę nr 86!!
Droga nr 86 jest dobrze oznakowana ale denerwujące są ograniczenia prędkości, czasami nawet do 30 km/h. Ale ja miałem dużo szczęścia, bo spotkałem na swej drodze dwa tiry z... polski, jeden z Tychów drugi w Wa-wy.... i się zaczęła jazda. W mieścinkach ok. 70km/h poza 100-120. Ale jak się ma takich dwóch wariatów przed sobą to można śmiało jechać za nimi

Co niniejszym uczyniłem i po ok. 3 godzinach znaleźliśmy się na granicy H/SLO. Przejazd przez SLO to kilka chwil i już mamy kolejną granicę SLO/CRO. Na granicach praktycznie nikt nic ode mnie nie chciał. I tak ok. 1.20 powitałem CRO! To już był dla mnie pierwszy szok, gdy sobie uprzytomniłem jak to wyglądało w poprzednich latach gdy jechałem przez AUT i SLO (Maribor jakoś źle mi się kojarzy bo tam się zawsze korki zaczynały). Nie zjeżdżałem od razu na autostradę bo chciałem jechać przez Varażdin aby tam zatankować i odpocząć (oczywiście o tym , że tam jest stacja OMV wiedziałem z forum CRO.PL). Na stacji zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek (zasadniczo dopiero wtedy moi wierni towarzysze podróży obudzili się i zapytali czy to jeszcze Węgry?.... Taaa.... dobrze jest z kimś pogadać podczas podróży nocą - szkoda, że nie wiem jak to smakuje... Zaskoczenie, że jesteśmy już w CRO było ogromne... Ze stacji wyjechaliśmy o 2.00, zaraz wskoczyliśmy na autostradę. Do Splitu było ok. 500 km.... Wyjeżdżając z domu chciałem (optymistycznie zakładając) zdążyć na prom o 11.00 choć czułem w kościach, że zabiorę się tym o 14-ej. A tu sie robiła realna szansa, że może jednak zdążymy na 11.00. Początkowo jechałem złoty czterdzieści ale z czasem zaczęło padać i wjechaliśmy w sporą burzę. Podczas deszczu/ulewy jechałem już ok.90 - 100 km/h. Wyraźnie czułem, że jest bardzo ślisko. Przejazd przez LUCKO bez chwili zbędnego postoju. Była 3.00 i 400 km do przejechania... Już mi coś tam świtało pod czerepem, że zasadniczo za 4 godziny mogę być w Splicie ale... pamiętałem o Malej Kapeli i Sv. Roku, no i ten deszcz... Nie jechałem przez niego więcej niż 120 km/h. Dobrze się czułem więc kilometry leciały jak szalone. Naraz uświadomiłem sobie, że jadę ok. 90 km/h przez... Malą Kapelę. Wszyscy spali ( bo jakże inaczej) więc nawet nie mogłem się z nikim podzielić taką radosną informacją! Przestało padać, dorzuciłem jeszcze 20 i ciąłem ciemność w kierunku upragnionego Adriatyku. Zaczęły się góry, tunele, Sv. Rok (tu musiałem zwolnić do 70 km/h

:):) ) Zadar, Benkovac, Sibenik... Tu krótki postój na 15 minutowy letarg (ale i tak ciągle podniecony błyskawicznym przejazdem przez oba tunele nie mogłem oka zmrużyć). Tankowanie, ustawienie radia na HRV 2 i ... ostatnia prosta do Splitu. W Splicie był koniec autostrady - dalszą część otworzyli dopiero w następny czwartek.... Już wiedziałem, że może się ziścić coś wręcz nie do pomyślenia, mianowicie : szansa na prom o 8.30 !!! Ostanie 90 km autostrady to ok. 45 minut - poczciwa ta Thalia, mam ją 6 lat, 107tys. km raptem 75 KM a śmiga jak mały samolocik i jeszcze mało pali

. Bramki w Splicie (10 minut postoju - oczywiście wybór bramki automatycznej, której wszyscy się boją

) I jazda na trajekt. O godz. 7.15 wyłączyłem silnik w aucie ustawionym na dobrym miejscu w kolejce na prom "DUBROWNIK" do Stari Grad z zakupionymi biletami. Oczywiście kupno biletów to błyskawiczna decyzja o pozostawieniu samochodu akurat tam ...gdzie mi się podoba, sprint do kiosku Jadrolinji, dokonanie transakcji (można płacić kartą, euro, kuny) i powrót do auta zanim nie obrzucą Cię ku...mi (to nasi) lub wszelkiej maści przekleństwami w wielu innych pogańskich językach. Policja generalnie .... jest... ale nie chce nikomu przeszkadzać... bo jeszcze się zmęczą czy co. I dobrze, że mają takie podejście bo gdy szukałem właściwego końca ogonka do promu to musiałem 2 razy zawracać przekraczając ciągłą linię (zawracając). Ale jakoś w tym chaosie (w dużej mierze dzięki kolesiom od mycia szyb- rządzili aż miło i trudno im potem odmówić aby szyb nie umyli za parę groszy) znaleźliśmy swoje miejsce w ogonku. Prom o 8.30, wspomniany "Dubrownik" jest przeogromny - taki długi blok mieszkalny - 8 piętrowy co to po wodzie pływa i wozi różne rzeczy w tym auta i ludzi. Załadunek rozpoczął się o 8.15. Dostałem miejsce dla auta na górnym pomoście. Przesadne są opisy o stromych podjazdach czy nierównych wjazdach na prom. Po co straszyć? Górny pomost ma tylko jedną dużą wadę - przy wyjeździe jest tam potwornie gorąco i brak powietrza do oddychania z racji unoszących cię spalin. Po zaparkowaniu auta wszedłem na górny pomost. Moja rodzinka zajęła już miejsca na skrzyniach z kamizelkami - bardzo wygodne miejsce! Załadunek trwał i trwał. Ruszyliśmy o 9.03 zamiast o 8.30 - ale co tam, najważniejsze, że płynęliśmy już na Hvar. Stojąc tam na pokładzie, obserwując oddalający się Split wciąż nie mogłem uwierzyć, że dało się w 15 godzin dojechać w szczycie wyjazdowym do Splitu i nie stać tych cholernych korkach. A na HRV2 gdy zbliżaliśmy się do Splitu już mówili o ogromnych korkach przed tunelami.... VIVAT DROGA 86 !!! Dziękuję wszystkim, którzy mi ją polecili - świadomie i nie świadomie - dziękuję CRO.PL
Do Stari Grad przybiliśmy .... po równej godzinie!!! Tak zasuwał ten kolos! Z samego promu jedna wyjechałem dopiero ok. 10.30. Rodzinka czekała na lądzie. Ci co jechali w ciemno mogli już zacząć przebierać w ofertach noclegowych od wszelkiego rodzaju naganiaczy.
Wyruszyliśmy do Ivan Dolac. Droga jest dobrze oznakowana. Ale od skrętu z głównej drogi w kierunku na Pitve, Zavala, Ivan Dolac zaczyna być już jakoś ... ciaśniej. Tubylcy jeżdżą z ułańską fantazją obcy raczej zwalniają lub nawet zatrzymują się na mijankach. Ech piękna ta droga do tunelu Pitve. Sam tunel był sporym przeżyciem, zarówno wygląd jak i jazda przez niego. Oj dobrze, że są te światła

Jazda przez ten tunel to taka forma aportacji (to pojęcie z Harry Pottera) z jednego świata w inny... Piękne przeżycie... Wyjechaliśmy z ciemnego tunelu prosto w ... słońce i ... od razu skręt o 90 st. w lewo i .... kosmicznymi zawijasami jazda dalej. Potem zawijasów już coraz mniej ale droga szeroka na PRAWIE dwa auta. Z tym , że PRAWIE czyni wielką różnicę

Jadąc tą przepiękną widokowo drogą, mijając rozjazd do Zavali dojechaliśmy do upragnionego Ivan Dolac. Ostry zjazd w dół, znalezienie odpowiedniej odnogi i już jestem przy swoim domku:) Gospodarze państwo Franetović spokojni, nie narzucający się ludzie, miło nas przyjęli (było winko na powitanie) pokazali co i jak i... już mieszkaliśmy!!! A o 12.00 - w samo południe - bałtycki mors (znaczy się ja) zanurzył się w adriatyckim cieplutkim błękicie.... Ech, czułem się jak bohater z bajki - jakoś tak odbierałem to miejsce....
Na dziś chyba wystarczy...i tak się zastanawiam czy ktokolwiek ma ochotę czytać takie story...