Piątek, 2 październikaNiestety

mżawka… Ale na szczęście nie ulewa

! Tak czy owak, nie jest to pogoda na połoniny

.
Nie uśmiechało nam się jednak spędzenie jeszcze jednego dnia w pokoju, koniecznie trzeba było gdzieś ruszyć.
W planie na jakiś dzień miałam worek bieszczadzki, do którego w moich czasach harcerskich wstępu

nie było… Tym razem koniecznie chciałam tam się znaleźć, dotrzeć jeśli nie aż do źródła Sanu (umownego co prawda, ale jednak jednego ze źródlisk tej najważniejszej bieszczadzkiej rzeki), to przynajmniej do grobu hrabiny Stroińskiej w Siankach. Tyle, że w tak

nieprzewidywalną aurę aż tak długa wycieczka (22 km, przy moim tempie trasa zajęłaby na pewno więcej, niż 7 godzin) jakoś nie bardzo mnie pociągała

. Kierunek jednak został

, tyle że ze znacznym skróceniem trasy. Może jeszcze kiedyś wrócimy w Bieszczady i wówczas uda się dotrzeć do końca szlaku?
Skoro trasa miała być okrojona, aż tak bardzo nie śpieszyliśmy się. Dlatego też, chociaż siąpiło, przed Mucznem zatrzymaliśmy się przy
plenerowym muzeum wypału węgla drzewnego zorganizowanym przez Nadleśnictwo Stuposiany. Prawdziwy

wypał już widzieliśmy, tam jednakże już nie wypala się w mielerzach, które jak przez mgłę pamiętałam z młodych lat. Już wówczas bowiem mielerze były rzadkością, zastąpiły je retorty…
Wystawa niestety bez snującego się dymu

, umiejscowiona jednakże w miejscu (
Przełęcz pod Czerenną), w którym wypalano drewno przez ponad 30 lat. Dla tych, którzy nie mieli okazji zobaczyć, jak powstaje węgiel drzewny, przystanek wręcz obowiązkowy. Zwłaszcza, że w bliżej nieokreślonej przyszłości, dymiące retorty całkowicie znikną

z bieszczadzkich lasów. Dla nas wystawa to usystematyzowanie wiedzy o tym, co widzieliśmy…
Pierwotnie węgiel drzewny wypalano w ogromnych mielerzach
Stos (mieszczący nawet 240 metrów sześciennych drewna) ustawiano na ziemi w miejscu, w którym gleba zawierała dużo wapna i piasku (wówczas wilgoć wsiąkała w ziemię oraz blokowany był dostęp powietrza). Pośrodku miejsca wyznaczonego na stos wbijano pal, do którego przywiązywano sznurek. Przy jego pomocy wyznaczano obrys mielerza. Teren przeznaczony pod wypał pozbawiano darni , modelowano niewielkie spadki w zależności od wilgotności gleby w danym miejscu. W środku mielerza umieszczano łatwopalne żerdzie mające pomóc w rozpaleniu stosu, na ziemi układano zaś tzw. „duszę” mającą umożliwić podpalenie mielerza po zakończeniu jego konstrukcji. Następnie układano szczapy drewna i przykrywano je mchem i darnią formując stos. Krótkimi drągami -podporami zabezpieczano stos przed osuwaniem się na czas wypału. Proces wypalania trwał 7 - 10 dni. Po około dwóch dniach od wygaszenia ognia rozpoczynano wybieranie węgla z wnętrza mielerza.


Gdy mielerze zastąpiono retortami, praca przy wypale stała się mniej pracochłonna, chociaż wciąż trudna… Wydajność procesu zwęglania wzrosła o około 30%. Zwiększyło się też bezpieczeństwo smolarzy, nadal jednak jest to zajęcie wymagające siły i wytrwałości. No i przeznaczone dla tych, co lubią samotność i przebywanie w leśnych ostępach. Retorty mają też tę zaletę nad mielerzami, iż można je przewozić w dowolne miejsce i używać bez przygotowania terenu.
Na terenie wystawy zobaczyć można przykładowy barak, w jakich mieszkają smolarze zajmujący się wypałem.
Jest też kadź do wyrabiania potażu.