Dzień 7, ciąg dalszy: Trochę lawendyPo dwóch w miarę głębokich nurkowaniach należało nam się trochę przerwy, więc zaraz po tym jak opłukaliśmy sprzęt w słodkiej wodzie (co zajmowało zawsze dobre pół godziny) ucięliśmy sobie krótką drzemkę.
Powoli kończyły nam się zapasy i popołudniu musieliśmy zrobić zwykłe codzienne zakupy, tym bardziej że na śniadanie dnia następnego zamarzyła nam się jajecznica na boczku i cebulce

Więc tak jak zwykle... zakupy wygoniły nas na wycieczkę

Stwierdziłam, że w tym roku jesteśmy strasznymi ignorantami jeżeli chodzi o lądowe zwiedzanie, ale w planach na rok następny jest również Hvar i Jagodna więc nie można było tak wszystkiego zaliczyć za pierwszym razem
I tak można zauważyć jakiś postęp, bo na zakupy nie pojechaliśmy do Jelsy, ale do Starego Gradu... dodatkowo przejechaliśmy kawałek starą drogą do Hvaru i pozrywaliśmy trochę lawendy

Po zatunelonej stronie Hvaru słońce szalało na całego, skwar taki że nie da się wytrzymać, a po drugiej stronie lekkie chmurki. Szkoda, bo zdjęcia powychodziły trochę zamazane... a może to mi ręka drżała







Stara droga St. Grad- Hvar jest naprawdę bardzo malownicza, w sumie teraz żałuję, że nie przejechaliśmy jej całej
Można zauważyć pierwsze większe skupiska lawendy








Dojechaliśmy tutaj:



Widoczki nawet ładne



Kawałeczek przeszliśmy ścieżką i w oddali zauważyliśmy lawendę...









Zebraliśmy dwa male bukieciki, które teraz dumnie stoją w wazonie na półce w domu



Jeszcze trochę kręcimy się po okolicy i zawracajka, marzyła nam się pizza









Wracamy tą samą trasą, zatrzymując się na chwilę przy lawendzie, która rośnie praktycznie przy samej drodze


Nasza choinka zapachowa


Jeszcze krótki postój przy wapiennikach.






No koniec odcinka zdjęcie czerwonych kuleczek


Ależ byliśmy już wtedy głodni
Przed nami zjazd do St. Gradu i upragniona pizza
