Całkiem ładnie tu było, posiedzieliśmy więc dłuższą chwilę kontemplując widoki. Ale przy takiej pogodzie i o tej porze bardzo chętnie znaleźlibyśmy się już na którejś z tutejszych plaż

. Schodzimy.




Aloesik drzewiasty

….


...w towarzystwie trochę bardziej pospolitego pnącza.



Dziurkowane kamienie mogą służyć za ozdobę posesji






I w ten oto sposób pozwiedzaliśmy anafijską Chorę. Zaskoczyła nas tym, że jest bardzo zadbana, co nie jest w wyspiarskich miasteczkach regułą. Nurtowała nas jeszcze tylko jedna sprawa – skoro na dole, w Agios Nikolaos, wszystko jest na głucho pozamykane, nie ma tam żadnej agencji, a podobnie jest na górze, w stolicy, gdzie zatem kupimy bilety na prom?

Ron wspominał coś, że podobno można je kupić w którymś sklepie, większym markecie, ale nam żaden z tych które widzieliśmy większego marketu nie przypominał

. Jedno miejsce może i wyglądało na punkt sprzedaży biletów, ale było nieczynne raczej na stałe.

Jak widać, reklama linii Anek splendoru biuru nie przyniosła

Tuż obok mieścił się tutejszy „Ratusz” w postaci budyneczku podobnego wielkością i kształtem do domów mieszkalnych. Było otwarte więc postanowiłem tam zasięgnąć języka... wewnątrz w niewielkim pokoju za biurkami siedziało dwóch młodych mężczyzn. Dowiedziałem się, że bilety bez problemu będzie można kupić na godzinę przed odpłynięciem promu, na dole w porcie. No to fajnie

.
I pewnie za kilkanaście minut już wędrowalibyśmy na plażę, gdyby nie to, że wracając do samochodu natknęliśmy się na naszą znajomą Angielkę. Anafi jest małe

a i turystów można by pewnie policzyć na palcach obu rąk.. Mary właśnie wybierała się do sklepu, ale oczywiście nie mogła sobie odpuścić pogawędki, zresztą my też nie

. Spytaliśmy jak mężowi udała się wycieczka na Kalamos, okazało się, że wrócił dopiero przed chwilą (właśnie minęła 14). Nasi znajomi mieszkali tuż obok, w apartamentach Panorama i po chwili zostaliśmy zaproszeni na oględziny ich lokum do środka. Zajmowali nieduży pokoik z tarasem, łazienką i mini kuchenką, warunki dobre choć nie luksusowe, ale też cena zupełnie niewygórowana – 25 euro. Spędziliśmy tam dłuższą chwilę oglądając m.in. zdjęcia z Kalamos i wymieniając się doświadczeniami z wyspy, naprawdę byli to bardzo mili i sympatyczni ludzie...
c.d.n.