Noc po długiej podróży przespaliśmy jak zawsze jak dwa kamienie

Do leżącego nad jeziorem Dojranu dojechaliśmy w kilka zaledwie minut. Jeszcze sto lat temu było tu całkiem spore miasto zamieszkałe głównie przez Turków i Bułgarów... na skutek zawirowań historii, decyzji podejmowanych gdzieś, tysiące kilometrów stąd, zmian granic, wysiedleń, miasto najpierw opustoszało, następnie, z końcem I wojny światowej zostało całkowicie zrównane z ziemią. Dziś nad brzegiem jeziora, podzielonego po połowie pomiędzy Macedonię i Grecję, znajdują się po macedońskiej stronie dwie wsie. Nowy Dojran, przy nieco wyższym, niezbyt dostępnym, zarośniętym trzcinami odcinku to zwykła wieś jakich w okolicy wiele. Stary Dojran to miejscowość, którą na macedońską miarę można nazwać kurortem... jak zauważyliśmy jest tu jakiś hotel, są kwatery do wynajęcia... na chwilę się zatrzymaliśmy.
Poranny spokój, cisza, sielankowe widoczki na unoszące się bez ruchu na tafli otoczonego górami jeziora łódki – tak właśnie zapamiętaliśmy to miejsce







Jak kurort, musi też być i plaża i coś w rodzaju promenady

Tu sezon się już skończył, pozostały tylko stojaki na parasole... ciekawy patent

Tyle piachu w butelkach, nic dziwnego, że na plaży za dużo go nie ma
Pospacerowaliśmy chwilkę po nabrzeżu, uzupełniliśmy zapasy butelkowej wody z napotkanego kraniku. Widać było, że to miejsce jest z pewnością dość popularne na lokalną skalę, może gdyby była inna pora i potrzeby poszlibyśmy się wykąpać w ciepłej wodzie jeziora o kamienistym dnie... ale teraz pojechaliśmy dalej. Przejście graniczne było tuż obok a na nim kilka samochodów, po paru minutach stało się to, o czym marzyliśmy przez cały prawie rok... witaj Grecjo
c.d.n.

.png)

.png)
.png)
.png)





































.png)

