Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Gdzie wampir mówi dobranoc - Rumunia 2006-2007

Niepodległość od Imperium Osmańskiego Rumunia uzyskała 9 maja 1877 roku. Połowa ludności Rumunii zginęła w II wojnie światowej. W Rumunii w 1917 roku wydano najmniejszy na świecie banknot o nominale 10 bani (10 groszy) - ma on 2,75 cm szerokości i 3,8 cm długości. Timisoara było pierwszym europejskim miastem, które wprowadziło konne tramwaje w 1869 roku i elektryczne oświetlenie ulic w 1889 roku.
janusz.w.
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1672
Dołączył(a): 21.07.2005
Re: Smutek SpeŁnionych BaŚni

Nieprzeczytany postnapisał(a) janusz.w. » 17.02.2009 22:11

Jo_Anna napisał(a):
Janusz Bajcer napisał(a):
No to poczekamy, a jak się przyrządza "to to" to wiem, bo moja Mama często to robi.


Byłam pewna, że kto jak kto, ale Ty doskonale wiesz, co to mamałyga :)

:)


Mamałyga :?: Ależ to oczywista oczywistość :wink: :lol: Mój Tata robi najlepszą :!: Nie ma co się rozpisywać :wink:
Zasiadłem i czytam :D

pozdr
Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006
Re: Smutek SpeŁnionych BaŚni

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 23.02.2009 13:46

janusz.w. napisał(a):Mamałyga :?: Ależ to oczywista oczywistość :wink: :lol: Mój Tata robi najlepszą :!: Nie ma co się rozpisywać :wink:
Zasiadłem i czytam :D

pozdr


:) A myślałam, że tego się w Polsce nie je. Albo bardzo rzadko. Ja tam niestety nie potrafię zrobić tak pysznej, jak ta w Rumunii ;)

pozdrav :)
Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 23.02.2009 14:03

Pszczoły i święci w Monastyrze Turnu

Nasze wędrówki po Rumunii mamy zacząć od zdobycie niewysokiego, ale dość ostrego szczytu Cozia (1668m.n.p.m). Dojeżdżamy do Manastirea Turnu (Wieża Monastyru) i znów podziwiamy przełom Aluty.

Obrazek

Już w pełnym górskim ekwipunku dochodzimy do leżącego u podnóża góry monastyru. Za bramą - świat ciszy. Przed kaplicą, siedzi pielgrzym, hołdujący chyba zasadzie: Omnia mea mecum porto. Zasłuchany w siebie, a może w głosy sączące się ze słuchawek, które ma w uszach. Przegląda jakieś obrazki, notatki, książeczki. Spod kapelusza wyczołguje mu się na plecy jakaś ozdoba (może amulet?) upleciona ze sznurków i szczurzej skórki. Chwilami wraca do naszego świata i przewierca nas zaskakująco bystrym i ironicznym spojrzeniem. Faktycznie, co my tu robimy?

Obrazek

A tuż za nim cmentarzyk - pasieka. Między ulami krąży brodaty mnich i dogląda uli bez żadnych pszczelarskich zabezpieczeń - wiadomo, pszczoły nie ukrzywdzą świętego...

Obrazek

Bo rzeczywiście spotkani tam mnisi mają w sobie światło. Tu można zobaczyć czym jest uduchowiania twarz. Najprostszymi czynnościami zajmują się z jaką naturalną łagodnością, spokojem, pokorą.

Obrazek

Czarni, szczupli, brodaci, z długimi włosami związanymi w pętelkę. A dookoła pełna harmonia: złocenia fresków, surowość kamienia, ład różanego ogrodu. W skale przy cerkwi dostrzegamy celę - zupełna asceza: dwie ikony, krzyż i mała poduszeczka na ziemi. Za to w cerkwi bogactwo fresków, ikon, rozświetlony żyrandol. Na chwile przysiadam w ławce, aby poczuć tę atmosferę i ją zapamiętać w sobie, bo za chwilę będę już w zupełnie innej rzeczywistości.

Obrazek

Cozia (1668m.n.p.m)

Szlak na Cozia (Kozia górka ;)) jest jak film Hitchcocka: zaczyna się ostro, a potem jest już tylko gorzej. Stromizna wiedzie aż do szczytu. Decydujemy się z Basią, że dojdziemy tylko do punktu widokowego, a potem wrócimy, aby zobaczyć jeszcze dwa monastyry. Nie tyle bowiem atrakcją jest zdobycie szczytu co droga nań. Po drodze mijamy ogrójec - małą kapliczkę zbitą z krzywych desek, a w środku ikonki, obrazki, ręczniki, krzyże.

Obrazek

Wspinamy się dalej rozglądając się za szczególnie atrakcyjnymi okolicznościami przyrody: tu kwiatek, tam motylek, niebiesko-turkusowa jaszczurka (niestety uciekła przed obiektywem), jaszczurka miedziana (uwieczniona), rzadki raczej dyptam....

Obrazek

Właśnie ten dyptam narobił Basi sporych kłopotów: pełna poświęcenia zaległa na zboczu, aby go sfotografować, i maznęła ręką o listki. To maźnięcie po kilkunastu godzinach stało się bolesnym poparzeniem, z bąblami, gorączką, ogólnym rozbiciem. Było to na tyle paskudne, że konieczny okazał się antybiotyk.

Obrazek

Wtedy jednak nie uświadamiałyśmy sobie zagrożeń ze strony krwiożerczych roślin i wesoło sobie maszerowałyśmy w kierunku szczytu. Do punktu widokowego dotarłyśmy szybko (ok. 1h), popodziwiałyśmy Ałutę wśród gór i ruszyłyśmy z powrotem z górki na pazurki.

Szosa

Z ulga zmieniwszy buciory górskie na sandałki udałyśmy się w stronę miasteczka uzdrowiskowego Caciulata. Wreszcie mogłyśmy w spokoju napawać się widokiem przełomu Aluty, zwisających skał, rozlewiska rzeki. Przeszłyśmy przez most biegnący grzbietem zapory i dotarłyśmy do szosy. Co nas przeraziło. Brak pobocza, wizg aut, klaksony, stada tirów. Szczególnie przerażające było to trąbienie, bo nie wiedziałyśmy, czy robią tak ze zwyczajowej południowej fantazji, czy też może naruszamy jakieś przepisy i jesteśmy ciągle zagrożone przejechaniem..

Obrazek

Z duszą na ramieniu dotarłyśmy do małej, przydrożnej, czerwonej cerkwi zamkniętej na głucho. Przywitał nas tylko odpoczywający w cieniu pies. Zawróciliśmy więc tą samą drogą. Z narażeniem życia przebiegliśmy przez skrzyżowanie na moście i już nieco szerszym poboczem dotarliśmy do monastyru Cozia.

Podróże w czasie czyli Monastyr Cozia

Znów inne miejsce i inny czas. Cofamy się do XIVw. Pewnie tak samo tu było i wtedy.

Obrazek
Obrazek

Za bramą przy drodze siedziały i siedzą dwie babiny, ni to .żebraczki, ni święte, cerkiew wyłania się jak wyłaniała spod szpaleru bujnych zielenią drzew, widać malowidła te, co od zawsze - niebo i piekło. Szpalery świętych, a z drugiej strony wychudzone diabły pastwiące się nad grzesznikami. Każdy szczegół jest dopracowany jak u Boscha.

Obrazek
Obrazek

Dookoła cerkwi różane klomby i czarne sylwetki mnichów (całkiem dużo musi być tu powołań, bo we wszystkich monastyrach jakie odwiedzimy - i męskich i żeńskich widać sporo mieszkańców). Obok studnia, tak ważna w monastyrach, chyba ze świętą wodą (podobnie jak na Bałkanach, zresztą klimat jest bardzo podobny jak w dolnym Ostrogu), niektórzy tylko wrzucają monety, a nawet banknoty, inni obmywają twarze, ktoś pije wodę, czy napełnia nią butelki. Też jesteśmy strudzonymi pielgrzymami, więc wierząc w moc tej wody płynącej prosto z gór czerpiemy ze studni.

Obrazek

Wnętrze cerkwi tylko potęguje wrażenie podróży w czasie - półmrok, z którego popatrują mroczne twarze świętych zajętych swoimi heroicznymi czynami, męką i chwałą. Malowidła zachowane są od XIVw. Ciekawa jest dekoracja zewnętrzna - ściany wykonano z naprzemiennych poziomych pasów otynkowanego kamienia i cegły, co nadaje budowli malowniczości, szczególnie w otoczeniu wielobarwnych róż.

Obrazek

Wrócimy tu jeszcze pod wieczór, akurat będzie trwało nabożeństwo wyśpiewywane potężnymi, ciemnymi głosami przez mnichów. Wierni rozmodleni, żegnający się szybkim ruchem, a szczególnie nabożne kobiety padają na twarz i przesuwają się w kierunku carskich wrót. Gdy nabożeństwo się kończy spotykamy białobrodego mnicha, który kiwa ręką, abyśmy poszły za nim. Zdziwione ruszamy; prowadzi nas do monastyru, do swojej izdebki (skromna, ale kolorowa) i wręcza każdej z nas po świętym obrazku.

Obrazek

Zachodzimy jeszcze na wzgórze po drugiej stronie drogi, gdzie wznosi się pośród cmentarzyka, mniejsza cerkiew szpitalna, pochodząca z XVIw., miała służyć starym i chorym członkom wspólnoty, wewnątrz ponoć są piękne malowidła z XVI w, ale jest zamknięta. Za to na tyłach świątyni znajdujemy więcej niż skromny baraczek, gdzie krząta się ubrana jak mniszka kobieta. Może nadal jest tu przytułek dla starców?

Obrazek

Idziemy jeszcze kawałek polna drogą przez chaszcze z widokiem na Cozia. Taki tu spokój i tak by się chciało tu być, ale już musimy wracać do naszego czasu.


Podziemne wody w basenie

Obrazek

Zmierzamy ku restauracji, gdzie obok jest basen z wodą termalną. Woda jest faktycznie ciepła, aż za bardzo jak na zmęczenie upalnym dniem (woda ma ok. 38st.C, ale i tak jest chłodzona, bo podziemna ma jakieś 90stC, tak więc mieszkańcy używają jej do ogrzewania domów). Trochę można popływać, ale tylko rekreacyjnie - powierzchnia jest nieduża, głębokość ok. 1,5m.
Pływam sobie leniwie, nawiązuję znajomości z tubylcami, raczymy się kawą i piwem, totalny relaks.

Obrazek


:)
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 23.02.2009 15:32

Jak zwykle fajna opowieść - tym razem o czasie i przestrzeni - okazuje się, że jednak względne są ...
pozdrawiam
:D :D :D
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 23.02.2009 17:20

Doszedłem do końca pierwszej relacji :D

Jo_Anna napisał(a):Dla mnie jednak uwielbianym i jedynym Wampirem jest Regis Sapkowskiego. Chociaż też lubię Księżniczkę Monikę Pilipiuka. Heh, dopiero teraz, pisząc uświadomiłam sobie, co ich łączy - oboje raczej brzydzili się ludzką krwią ;)

No to razem lubimy niepijącego Regisa :lol: Od Pilipiuka na razie znam tylko Jakuba W. ale do innych pozycji też stopniowo dojdę...

Jo_Anna napisał(a):Tym razem było z Krościenka na Lubań

Niesamowite tamte zimowe widoki. Znam ten szlak tylko z lata, jak i całe Gorce zresztą, ale ile to lat temu było :D

Jo_Anna napisał(a):Górski plan był ambitny: zdobycie Omul (2505mnpm).
(...)
Napięcie rosło, gdy wypatrywaliśmy ich na granicy lasu. Wreszcie są! Cali, żywi i szczęśliwi!
Bo właśnie o to chodzi, aby każdy miał takie szczęście, jakie jest mu potrzebne...

Fajna ta góra z tego co znalazłem. Jak już pisałem przy okazji Waszej włoskiej wyprawy, szczegóły techniczne i geograficzne sobie sam znajduję a w relacji dla mnie najważniejsze jest Twoje osobiste spojrzenie :)

Jo_Anna napisał(a):Cieszę się, że spodobał Wam się Brasov.

Brasov, i wieś i miasteczko też, i wszystko razem. Magia zamka (-ów) i klucza :D

Jo_Anna napisał(a):Zakonnice nie zawiodły nas - pogadały z kierowcą, pouśmiechały się, cokolwiek ścieśniły i już jedziemy do Bran częstowane klasztornymi cukierkami.

Najfajniejsze takie wspomnienia :)

Jo_Anna napisał(a):Trzeba było bowiem wydać resztę lei, czyli wyleić się.

Skąd my to znamy :lol: My się wydrachmialiśmy i wykunialiśmy. A w Albanii (tam są leki) trzeba było się wyleczyć, albo jak mówili moi kumple Czesi "vylekat se" czyli wystraszyć :lol:

Teraz czas przejść do następnej rumuńskiej opowieści - sama przyjemność! :D
plavac
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4893
Dołączył(a): 11.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) plavac » 23.02.2009 22:17

Trudno jest wskoczyć w klimat Wschodu po doświadczeniu przez tydzień Zachodu . Chociaż Rumunia to brama między tymi światami.
Ale rozczulił mnie widok Jej i Jego z białą kurą pomiędzy - aż czuć przelewający się przez palce - czas ...
jacky6
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 893
Dołączył(a): 14.12.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jacky6 » 23.02.2009 23:23


rok wcześniej skrzyżowały się nasze ścieżki w Cozia...
moich kilka przypadkowych fotek zostało wykonanych tutaj telefonem komórkowym...
atmosfera prawosławnych monastyrów bije ciszą, spokojem refleksją...
mam wielką ochotę w tym roku wreszcie skosztować u prawosławnych mnichów z noclegu i uczestniczyć w jutrzni...

a Ty nawijaj swoje obrazki i skojarzenia, bo wzajemna kompozycja niespotykana...
zachęcasz wiele osób do rozsądnego podróżowania przez "straszną" Rumunię...
i pomyśleć, ile tracą jadący nocą ...
Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 03.03.2009 17:19

jacky6 napisał(a):
atmosfera prawosławnych monastyrów bije ciszą, spokojem refleksją...
mam wielką ochotę w tym roku wreszcie skosztować u prawosławnych mnichów z noclegu i uczestniczyć w jutrzni...


Oddają te zdjęcia telefoniczne atmosferę - a przy okazji - ciekawe tamto Forum :) Zauroczył mnie Twój pomysł pt. "Dzień i noc w monastyrze" Też może kiedyś... tylko pewnie u mniszek ;)

plavec napisał(a):Trudno jest wskoczyć w klimat Wschodu po doświadczeniu przez tydzień Zachodu . Chociaż Rumunia to brama między tymi światami.
Ale rozczulił mnie widok Jej i Jego z białą kurą pomiędzy - aż czuć przelewający się przez palce - czas ...

A ten Zachód to taki Zachód-Zachód? Totalnie cywilizowany? A mnie zawsze ciągnie na Wschód. Jakieś archetypy? Jak Oni z kurą... Tam nie tylko czuło się czas, ale i SPOKÓJ, za jakim często tęsknię.

zawodowiec napisał(a):
Doszedłem do końca pierwszej relacji icon_biggrin.gif


Cieszę się, że mi towarzysz :) Wprawdzie ja taka mało zawodowa górsko, ale widzę, że i tak mamy wiele wspólnej optyki. Zachwyciło mnie "wyleczenie" w Albanii - chociażby tylko dla tego doświadczenia muszę się tam udać ;) Nie ma to jak odpowiednia motywacja :lol:

Tymona napisał(a):Jak zwykle fajna opowieść - tym razem o czasie i przestrzeni - okazuje się, że jednak względne są ...


Zdecydowanie względne! Tylko, żeby się o tym przekonać, trzeba trafić w odpowiednie Miejsce i Czas ;)

pozdrawiam serdecznie :)
plavac
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4893
Dołączył(a): 11.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) plavac » 03.03.2009 18:31

Wschód jest rzewny i gwałtowny jednocześnie, można tam zaznać i spokoju i gniewu. Zachód jest znudzony sobą i zapętlony w książkę przychodów i rozchodów. Ale są też takie miejsca na Zachodzie - no dobrze, na południowym Zachodzie :) , gdzie góry zniewalają, pęd powietrza oszałamia, ludzie mówią śpiewnie i nawet wydawane euro mają smak dolce vita :wink:
Jest to Zachód zepsuty pieniądzem do szpiku kości - ale ocalił w sobie radość z życia. A góry wielkie, ogromne i choć wyciszenia w nich za bardzo nie ma, to psychika odżywa. Chociaż mówią, że gdy mocno poszukać - znajdziesz w tych górach ciszę. Ale to tak naprawdę o Góry chodzi, nie o Wschód czy Zachód.
Za to ludzie na Wschodzie - prawdziwsi. Jeszcze ...
Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 03.03.2009 20:30

plavac napisał(a):Wschód jest rzewny i gwałtowny jednocześnie, można tam zaznać i spokoju i gniewu.
Za to ludzie na Wschodzie - prawdziwsi. Jeszcze ...


Mmmm... Pięknie piszesz... Rzeczywiście, uświadomiłam sobie, że wiecznie szukam tej mieszanki rzewności i gwałtowności. Przeczuwam w tym moich przodków, szukam korzeni, i czuję siebie. To inne doświadczenie, niż zachodnia estetyka, która też daje wiele wzruszeń, ale innego rodzaju. Ech, chyba wszędzie można znaleźć coś dla pięknego. No, może poza MacDonaldsem ;)
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 05.03.2009 08:35

Jo_Anna napisał(a):...Pływam sobie leniwie, nawiązuję znajomości z tubylcami, raczymy się kawą i piwem, totalny relaks...

Rozumiem, pora reraksu :wink: ale ile można?
Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 05.03.2009 13:00

JacYamaha napisał(a):Rozumiem, pora reraksu :wink: ale ile można?


Eeee... długo można! :P Niektórzy to maja nawet taki sposób na życie ;)
jacky6
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 893
Dołączył(a): 14.12.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jacky6 » 05.03.2009 14:50

Jo_Anna napisał(a):Podziemne wody w basenie
Obrazek

Zmierzamy ku restauracji, gdzie obok jest basen z wodą termalną. Woda jest faktycznie ciepła, aż za bardzo jak na zmęczenie upalnym dniem (woda ma ok. 38st.C, ale i tak jest chłodzona, bo podziemna ma jakieś 90stC, tak więc mieszkańcy używają jej do ogrzewania domów). Trochę można popływać, ale tylko rekreacyjnie - powierzchnia jest nieduża, głębokość ok. 1,5m.
Pływam sobie leniwie, nawiązuję znajomości z tubylcami, raczymy się kawą i piwem, totalny relaks.


zajrzałem tam kilkakrotnie, ostatnio na początku września...
widoczny w tle hotel oferuje w sezonie noclegi po ca 140 lei za 2kę, poza sezonem cena spada...
cała Cozia ( okolice w szerokim tego słowa znaczeniu też )- to bardzo dużo miejsc noclegowych dla pielgrzymów i podróżnych, tudzież wypoczywających w pobliskich kurortach... można znaleźć naprawdę przystępne ceny...
tak się akurat składa, że ten region leży w zasięgu przejazdu "beznoclegowego" z PL do BG i vice versa...
namawiam wielu do dołożenia sobie jednego lub 2 dni urlopu albo zmniejszenie o tą ilość plażowiska w BG...
...
można sobie ten przystanek darować tylko w sytuacji, gdy nad Karpaty nadciągają chmury deszczowe, wtedy normalnym staje się zjawisko powodziowe, więc lepiej uciekać dalej...
trochę dalej są pensjonaty z miejscami parkingowym, autka też sobie mogą wypocząć - bez stresu o ich "uprowadzenie"...
Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 05.03.2009 20:30

Owce, niedokończony szlak i mamałyga czyli Paring

Rankiem następnego dnia wyruszamy wcześnie, o 7 rano, aby zdobyć Virful Parangu Mare (2519m.n.p.m). w górach Paring. Tym razem nie miałyśmy w planach dezercji, zdecydowane wspiąć się na najwyższy planowany szczyt.

Obrazek
Ja tak artystycznie nie focę - to mój kolega złapał konei na szlaku

Tradycyjnie, jak to bywa przed szczytowaniem, grupę ogarnia radosne podniecenie, które jednak szybko gaśnie, gdy okazuje się, że przejazd na przełęcz Groapa Seaca (1598m.n.p.m) (skąd mamy przejście przez szczyt Virful Gauri (2243 m.n.pm) na przełęcz Taiata i dalej na szczyt Parangu Mare) zajmie nam 3 godziny, powrót tyle samo, więc wyjście na szlak obliczone na ok. 11 godzin jest raczej niemożliwe. Żeby to zrobić należałoby wyjechać ok. 4. Dlatego też nastroje opadły, za to padła inna propozycja - jedziemy na przełęcz Taiata i stamtąd ruszamy szlakiem ile się da - wpieriod! Szczytu nie zdobędziemy, ale się przejdziemy, no bo jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

Obrazek

Droga, która jechaliśmy była bardzo malownicza, wiodła przez bezludzia wzdłuż jeziora, wspinała się na 1600mnpm, meandrowaliśmy po serpentynach otoczonych górami. W pewnym momencie drogę zatarasowało nam stado owiec, które pasterze pędzili z góra. I było wszystko, co być powinno: morze wełny, pasterz z jagnięciem w ramionach, odpowiedzialne psy i objuczony osioł.

Obrazek

Zderzenie światów: autokar z innej rzeczywistości wśród stad, wypasających się tu od wieków. Pasterze, których życie jest proste i naturalne i my, z naszą technologią cyfrową usiłujący ich złowić do naszych aparatów. Nas to spotkanie podniecało jak Japończyków zabytki, ich irytowało naruszenie normalnego rytmu.

Obrazek

Szybko jednak minęło przemieszanie czasów i światów i ruszyliśmy swoimi szlakami.
Nas wiódł przez Paring czerwony szlak. Poszliśmy szeroka drogą, przez las, początkowo nieomal po płaskim terenie.

Obrazek

Szlak doskonale oznakowany czerwono-białymi kółkami. Właściwie to spacer wśród lasu, a nie mozolna wspinaczka. Gdzieś tam szemrał strumyk, gdzieś majaczyły wierzchołki gór.

Obrazek

Ambitni pogonili naprzód, zgłodniali urządzali sobie piknik, spragnieni wrócili do schroniska na piwo, maniacy obfotografowywali wszystko wokół.

Obrazek

Gdy zaczęła się mżawka, to i my zawróciłyśmy do Cabany. Dziwna ta wieś, a może turystyczne osiedle u podnóża gór; zwykłych domów niewiele, tylko jakieś gospodarstwo turystyczne, no i nasza Cabana Groapa Seacă, gdzie już siedzą nasi.

Obrazek
Obrazek

Schronisko jest duże, wygodne, z bardzo sympatycznym właścicielem. Zachęcone wyglądem potrawy zamówiłyśmy mamałygę* z bryndzą. Podglądałam w kuchni jak jest przygotowywana- każda porcja osobno, pieczołowicie, ze świeżutkich składników. I jaka pyszna! Delikatna, słonawa, puszysta. Warto było czekać 20 minut. (Później będziemy też jeść mamałygę w hotelu, ale nie ma żadnego porównania do tej)

Obrazek

*Mamałyga - potrawa z mąki albo kaszy kukurydzianej (pierwotnie z gryczanej) popularna w krajach południowo-wschodniej Europy, znana m.in. w kuchni węgierskiej, rumuńskiej, Sasów siedmiogrodzkich, bułgarskiej i ukraińskiej.
Sposób przyrządzenia mamałygi jest bardzo prosty - wystarczy zagotować w wodzie lub mleku mąkę kukurydzianą. W zależności od stosunku płynu do mąki uzyskuje się ciasto o różnej konsystencji i twardości.
Dawniej mamałyga stanowiła podstawowy pokarm biedoty. Spożywano ją na śniadanie lub wieczerzę jako główne danie, zaś na obiad jako dodatek. W twardej odmianie używano ją m.in. jako prowiant na drogę oraz wałówkę dla drwali.

Obrazek
Pani przygotowuje mamałygę w schronisku

Chwilę jeszcze snujemy się po okolicy, pasterze schodzą w gór, deszcz znika za górami, a my znów wędrujemy w czasie - do cywilizacji.

Obrazek
plavac
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4893
Dołączył(a): 11.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) plavac » 05.03.2009 23:23

Wędrujecie wg reguł najprawdziwszej górskiej wyrypy :) Wiecie, że wyjdziecie rano w góry, ale gdzie dojdziecie, co będziecie po drodze widzieć, gdzie odpoczywać i co jeść - jest znane tylko losowi ...
Mało już takich ludzi. A szkoda.
Z pewną nieśmiałością się przyznam i podziękuję jednocześnie - nie wiedziałem do tej pory, co to mamałyga, choć słowo używane w naszym domu od setek lat :wink: Może nawet i jadłem toto kiedyś - ale nie wiedziałem 8O
A wołoski "Dobry Pasterz" - symboliczny ...
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Rumunia - România



cron
Gdzie wampir mówi dobranoc - Rumunia 2006-2007 - strona 5
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone