Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Gdzie wampir mówi dobranoc - Rumunia 2006-2007

Niepodległość od Imperium Osmańskiego Rumunia uzyskała 9 maja 1877 roku. Połowa ludności Rumunii zginęła w II wojnie światowej. W Rumunii w 1917 roku wydano najmniejszy na świecie banknot o nominale 10 bani (10 groszy) - ma on 2,75 cm szerokości i 3,8 cm długości. Timisoara było pierwszym europejskim miastem, które wprowadziło konne tramwaje w 1869 roku i elektryczne oświetlenie ulic w 1889 roku.
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14750
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 02.02.2009 16:33

plavac napisał(a):O - nie przypuszczałem, że takie mogą być Karpaty ! Przypominają bardziej Sudety, ale są piękne.

Ja też jestem zdziwiona. Formy skalne podobne do tych z Gór Stołowych i z Karkonoszy.

Jo-Anno, Twój uśmiech na zdjęciu świadczy o tym, że szczęście nie zależy od zdobycia szczytów. Liczy się, jak sama kiedyś powiedziałaś, sama droga, wysiłek podejmowany wciąż na nowo... :)
jacky6
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 893
Dołączył(a): 14.12.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jacky6 » 02.02.2009 23:31


macie fart...
bo oglądałem reportaż z telewizji rumuńskiej ( satelite ) AD bodajże 2005 jak śmigłowcami ( helikopterami ) ściągano z szlaku górskiego w rejonie trasy Transfogaraskiej sporą grupę klienteli turystycznej...
a było to na przełomie lipca / sierpnia...
załamania pogody są nie tylko w naszych górkach ...
ku przestrodze nierozważnym...

Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 03.02.2009 05:23

jacky6 napisał(a):
macie fart...


Góry uczą pokory. A my nie mamy fartu, tylko właśnie rozwagę :P Chociaż - jak się zastanowić, to fartu też sporo ;)

maslinka napisał(a):Twój uśmiech na zdjęciu świadczy o tym, że szczęście nie zależy od zdobycia szczytów.


W moim przypadku - zdecydowanie. Jestem z tego znana (negatywnie! ;)) że nie kolekcjonuję szczytów i jestem w stanie parę metrów przed wierzchołkiem zawrócić, aby np. poleźć za jakąś kolorową jaszczurką ;)

plavac napisał(a):A winę za pogodę ponosi Drakula - zdecydowanie zastawił tam na Was pułapkę ! Dobrze, że nie dałyście się na nią nabrać icon_smile.gif


Tak, tak! Masz rację! W Rumunii ciągle się czuło jakieś niecne moce, które aranżowały nam przygody ;)
Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 05.02.2009 20:17

WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO BRASOWA

Po doświadczeniach w Bucegach, zdecydowaliśmy, że piątkowe plany dostosujemy do pogody - jeśli będzie ohydnie, odbędzie się spacer po dolinkach Piatra Craiului, jeśli się wypogodzi - realizujemy pierwotny plan, czyli zdobycie Om. Nam to akurat było wsio rawno, bo od początku zdecydowałyśmy, że w tym dniu realizujemy plan alternatywny. Nie brałyśmy więc rzeczy w góry, w lekkich butach wsiadłyśmy do autobusu. Ruszamy, gdy dowiadujemy się, że plany zmieniły się całkowicie. Ponieważ ludzie są zmęczeni wczorajszym dniem, dzisiaj jedziemy do Brasova, a potem idziemy w góry Ciukas. Zaskoczenie totalne, szlag nas trafił lekki, bo w te góry chciałyśmy pójść, no, ale nie mamy butów, a trudno zawracać całą grupę. Cóż było robić, można było tylko znaleźć pozytywne strony tej sytuacji: spokojnie, dokładnie zwiedzimy Brasov, zobaczymy panoramę miasta z góry Tampa, znajdziemy targ i poczujemy zapach Rumunii.

Obrazek

Tak więc właściwie to świetnie się złożyło :) Okazało się, że duża część grupy też zdecydowała się zostać w Brasovie. Warte bowiem zobaczenia było to miasto. Braszów, Brasov, Kronstadt, Corona - miasto symbol, archetyp, brama między Wschodem a Zachodem. Ład i chaos. Jak ogród za którego murami zaczyna się dziki, pogański świat. Wielki, czarny kościół i górująca nad miastem, nieomal dotykająca rynku góra Tampa (955mnpm).
Dużo było do zobaczenia. Zaczęłyśmy od targu - ku naszemu rozczarowaniu nie było serów, za to piękne owoce: czereśnie, wiśnie, truskawki. Trochę ziaren, kwiatów i pęczki ziół - to wszystko dawało specyficzny zapach, którego szukałam. Starówka braszovska przypomina każde zadbane, zabytkowe miasto: piękne kamienice, bruk (właśnie robiony), sklepy z pamiątkami, turyści.

Obrazek

Jak w każdym europejskim mieście. Trochę kolorytu przydawali lokalni dziwacy, outsiderzy, czy mniejszości. Jak w każdym europejskim mieście...

CZARNY KOŚCIÓŁ

Najpierw poszłyśmy zwiedzić czarny kościół. Potężny gotyk. Prawie 90m długości. Tak budowali mistrzowie z praskiej strzechy.

Obrazek

Ponoć jest największym gotyckim kościołem między Wiedniem a Stambułem i najdalej wysuniętą gotycką katedrą Europy. Nietypowy kolor zawdzięcza pożarowi, który miał miejsce w XVIIw i pokrył mury trwałą warstwą sadzy. Wnętrze kościoła okazało się równie imponujące jak jego mury. Mocno dawało się tu odczuć powiew orientu dzięki wyeksponowanym w jego wnętrzu licznym anatolijskim kobiercom. Znalazły się tam jako wota, które przywozili braszowscy kupcy ze swoich wypraw na Bliski Wschód. Wyrazem ich wiary było ofiarowanie kościołowi najpiękniejszych zdobyczy.

STRADA SFORI

Po wyjściu z kościoła postanowiłyśmy odnaleźć najwęższą uliczkę Europy: Strada Sfori. Szukając jej dotarłyśmy do pustych i pięknych zaułków, nieco oddalonych od zgiełku turystów.

Obrazek

Sfori to zaledwie przesmyk szeroki na wyciągnięcie rąk (1,32m). Pusta uliczka o specyficznym średniowiecznym klimacie. Nic dziwnego, że komuniści jej nie lubili i dopiero niedawno środowiska artystyczne Braszowa postanowiły ją ożywić ustalając nawet jej święto.

SYNAGOGA

Zaglądając w bramy, snując się po zaułkach i uliczkach natknęłyśmy się na wielką i stosunkową nową synagogę. Wyróżniająca się białą cegłą, otoczona licznymi budynkami gospodarczymi zdawała się być ważnym miejscem żydowskiej diaspory.

Obrazek

Szukając możliwości wejścia, trafiamy do jakiejś żydowskiej instytucji, tam robimy dobre wrażenie, pozdrawiając napotkanego rabina szalom. Ucieszył się, ze jesteśmy z Polski, z Krakowa, chętnie otworzył nam świątynię. Wkrótce dołączyła wycieczka rumuńskich Żydów. Powiało specyficzną atmosferą żydowskich modłów, spokojem i nostalgią, ale dla nas to tylko przystanek, już zbierałyśmy się, żeby ruszyć dalej.

TAMPA

Teraz celem była góra Tampa wznosząca się pośrodku miasta. Dróżka na szczyt prowadziła przez las, żadnych więc widoków na widoki, postanowiłyśmy więc wjechać kolejką (strasznie wygodne te rumuńskie góry). Cena biletu całkiem do przyjęcia (6 lei w obie strony). W wagoniku luzy - sami turyści, trzech niemieckich emerytów, dwóch wyszczerzonych Amerykanów i my. Przy wjeździe pięknie rozszerzała się panorama miasta, ale kiedy dotarliśmy na górę widok został zasłonięty przez budynek stacji i kawiarni (gdzie nasi towarzysze od razu się rozsiedli nad coca-colą). My natomiast ruszyłyśmy na poszukiwanie punktu widokowego. Najpierw zwiedziłyśmy łomoczącą na szczycie flagę. Tam jednak oprócz flagi widać było jedynie krzaki. Więc to nie tu. Ruszyłyśmy ścieżką zwiedzając drugi stok, gdzie spotkałyśmy miejscowego tatusia z córeczką. W żadnym ze znanych nam języków nie mówił, więc za pomocą rozmówek polsko-rumuńskich wyłuszczyłyśmy nasz problem. Nie wiedział, gdzie jest taras widokowy, ale odkrywczo poradził, aby zwrócić się do obsługi kolejki. Byłoby to jednak za proste. Jednakowoż dostrzegłyśmy jakieś strzałki. Wiedzione intuicją domyśliłyśmy się, że Belvedere to jest to, czego szukamy.

Obrazek

Rzeczywiście, po 10 minutach, w porywach wiatru mogłyśmy podziwiać panoramę Brasova. Piękny widok: uliczki, budynki, wyróżniający się gmach fary, cytadela jak na zielonej wyspie, a w oddali wzgórza poprzecinane drogami. Plan okolicy z lotu ptaka. Chwilę kontemplujemy i czas wracać, bo jeszcze trochę chcemy pozwiedzać.

OBIAD

Znów zagłębiłyśmy się w zaułkach. Właściwie jednak to można by coś przekąsić; jednak nie byle jak i nie byle co. Chcemy, żeby lokal miał klimat, a jedzenie regionalny smak. Wertujemy przewodnik - polecają parę restauracji, zlokalizowałyśmy je sprawnie, niemniej ceny nas z lekka osłabiły (wychodziło ok. 30-50 lei za obiad) W końcu znalazłyśmy jakiś mniej ekskluzywny lokal z artystycznymi ambicjami: antresola, pianino, obrazy, rzeźbione meble , dyskretny jazz przeplatany z etniczną muzyką. W kącie zatopieni w rozmowie mistrz i uczeń o awangardowej prezencji. Klimacik całkiem miły. Ceny mniej miłe, ale na zupy było nas stać.

Obrazek

Pyszne zresztą - Basia jadła gulasz, a ja rasol z kluseczkami i całkiem sporą ilością mięsa. Podali nam to w głębokich miseczkach, ręcznie malowanych, co w pełni usatysfakcjonowało nasze poczucie estetyki. Toaleta obaliła kolejny stereotyp, że niby w Rumunii jest brudno. A gdzie tam! Piękna łazienka, pachnąca i czysta, ozdobiona świeżymi, ogrodowymi kwiatami. Pewnie, że to miasto turystyczne i lokal z wyższej półki, ale i w takich w Polsce znajdowało się WC pozostawiające wiele do życzenia...

CERKWIE

Nabrawszy nowych sił ruszyłyśmy znowu na podbój miasta. Na rynku zaszłyśmy do IT, gdzie zaopatrzyłyśmy się w foldery i mapy. Okazało się, ze o rzut kamieniem mieści się cerkiew wciśnięta między witryny sklepowe. Wystarczy jednak wejść w bramę, a już ogarnia inny świat - fresków, witraży i tlących się świec. W środku ciemno, tajemniczo i pachnąco. Widać, że jest wielu wiernych - ktoś się modli, ktoś rozmawia z popem, ktoś kupuje pęczek świec. Cichutko się wycofujemy nie chcąc naruszać sacrum.

Obrazek

Znów wychodzimy na rozsłoneczniony rynek. Na chwilę zatrzymujemy się w kawiarnianym ogródku, gdzie wypijamy kawę i zjadamy kupione wcześniej ciastka (orzechowo-miodowe, aż lepkie od słodyczy). Doenergetyzowane ruszamy parę przecznic dalej, aby zobaczyć cerkiew św. Mikołaja.

Obrazek

To już inna dzielnica: Schei , mniej turystów, mieszkańcy oczekujący na autobus, nudzący się taksówkarze, niewielkie spożywcze sklepiki. Na środku głównego placu urzekającej urody kapliczka, nieopodal zaś cerkiew z XVIw, do której prowadzi okazała aleja. Wydłużona sylwetka cerkwi nosi ślady stylu bizantyjskiego, widać i wpływy saskie, urzeka przepięknymi freskami na elewacji i duchową atmosferą wnętrza. Tuż obok wejścia do świątyni jest bogato zdobiona brama cmentarna. Groby są ulokowane gęsto, na niewielkiej przestrzeni, tuż za murem widać domy. Oglądamy fotografie zmarłych, epitafia.


Obrazek

Pod jednym murem zgromadzono w podcieniach krzyże, stare nagrobki, tablice - być może w ten sposób przechowuje się pozostałości starych grobów?


ETNOGRAFICZNIE

Wracamy do centrum - chcemy jeszcze zobaczyć muzeum etnograficzne, a pora jest już późna, Zdążamy w ostatniej chwili, tuż przed zamknięciem. Muzeum jest nieduże, ale ciekawie urządzone: stroje, rzemiosło, fotografie. Oprowadzająca nas pani puszcza w ruch maszynę hafciarską, która wypluwa różnokolorowe haftowane krajki - dostajemy po kawałku na pamiątkę.

Obrazek

Już jesteśmy nieco zmęczone, teraz można spokojnie posnuć się po bocznych uliczkach. Nagle pogoda się gwałtownie zmienia - na upalne, czyste niebo nachodzi burzowa chmura: grzmi, wieje, leje, robi się zimno i nieprzyjemnie. Chronimy się pod parasole McDonaldsa (fuj), gdzie szybko znajdują nas Cyganiątka złaknione pieniążków. Pieniążków nie dajemy, zwyczajowo częstujemy słodyczami. Dzieciaki widząc aparat fotograficzny życzą sobie zdjęć, a my na to jak na lato. Teraz szczególnie widać jak zmienia się wyraz ich twarzy zależnie od tego, czy są "po cywilu" czy właśnie oddają się żebraczej pracy wzruszając przechodniów rzewną pieśnią, która zapewne traktuje o ich złym losie...

Obrazek

Po powrocie do Predeal nadal mamy okazję do etnologicznych obserwacji. Jesteśmy świadkami jakiegoś obyczaju - jedzie wóz z muzykantami, za nim idą chłopcy i parę dziewczyn, niosą jakieś drzewa (czubki świerków?), coś śpiewają i rytmicznie pokrzykują. Może to jakiś wieczór kawalerski (właśnie jest piątek wieczorem), albo pożegnanie kolegi idącego w sołdaty? A może jeszcze coś zupełnie innego?
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14750
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 05.02.2009 20:41

Piękny ten Brasov :) I ile do zwiedzania :!: Nic tylko spacerować, odwiedzać kościoły i cerkwie, zanurzać się w atmosferze miasta. Miseczki wyglądają bardzo "apetycznie", myślę, że zupy z takich ręcznie malowanych naczyń musiały smakować wybornie :)
plavac
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4893
Dołączył(a): 11.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) plavac » 05.02.2009 21:08

Bardzo pięknie opowiedziana Rumunia - coraz więcej widać za bramą, która już wiem do czego prowadzi. Jest czarodziejska - prowadzi w obie strony - raz na Wschód , raz na Zachód. Wszystko zależy od tego, kto ma klucz ... Czy Brasov to brama - czy Brasov to klucz ...
Czy klucz jeszcze przed nami ?
krakuscity
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7912
Dołączył(a): 11.08.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakuscity » 05.02.2009 21:10

maslinka napisał(a):. Miseczki wyglądają bardzo "apetycznie", myślę, że zupy z takich ręcznie malowanych naczyń musiały smakować wybornie :)
Samą zupą bym nie pojadł. :lol: :D
jacky6
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 893
Dołączył(a): 14.12.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jacky6 » 05.02.2009 22:21



Braszów mam na tapecie od kilku lat, niestety pech pogodowy zniechęcał...
Twoja relacja daje sporą dawkę motywów do zrealizowania...

a najważniejsza atmosfera...

PS - w Braszowie wina i piwa nie podali ?

PAP
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1349
Dołączył(a): 21.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) PAP » 06.02.2009 10:54

Jo_Anno,

Nie żebym miał wcześniej wątpliwości, ale ten twój odcinek jeszcze mnie utwierdza, że Brasov trzba 'zrobić' techniką 'na Sarajevo' albo 'na Bucuresti' :wink: , czyli dwa noclegi w okolicy i cały dzień na zwiedzanie :D ... bo miasto trzeb przejść ze spokojem, zaglądając w rożne zakamarki, spokojnie chłonąc jego klimat :) ... a nie tak 'na biegu' jak nam przypadło to uczynić podczas naszej wyprawy :( ...

By the way ... patrząc na twoje zdjęcie z Tampy, mam wrażenie, że w oddali po prawo widać równienę, na której znajduje się Bran i Rasnov, a po lewo pasmo górskie i kontur drogi, którą z Poiana Brasov jechaliśmy do Brasov :) ...

Pozdrawiam,

PAP

Obrazek
twój widok z Tampy

Obrazek
nasz widok z przeciwległej przełęczy na trasie Poiana Brasov - Brasov ...

Obrazek
... i widok w tą samą stronę co twój, tyle że z drugiej strony zbocza widziany z zamku w Rasnov
Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 06.02.2009 16:59

Cieszę się, że spodobał Wam się Brasov. Zwłaszcza, ze miałam wrażenie, że to taki nudniejszy odcinek... Nic, tylko włóczenie się po uliczkach ;)

maslinka napisał(a):Piękny ten Brasov :) I ile do zwiedzania :!: Nic tylko spacerować, odwiedzać kościoły i cerkwie, zanurzać się w atmosferze miasta. Miseczki wyglądają bardzo "apetycznie", myślę, że zupy z takich ręcznie malowanych naczyń musiały smakować wybornie :)


Baaardzo smakowały, zwłaszcza, że ponoć głód jest najlepszym kucharzem ;)

krakuscity napisał(a):Samą zupą bym nie pojadł. icon_lol.gif icon_biggrin.gif

A my tak! :D Zwłaszcza, że to była taka bardziej potrawa jednogarnkowa niż typowa zupka. No i zaraz doprawiłyśmy ciachem ;)

jacky6 napisał(a):PS - w Braszowie wina i piwa nie podali ?

Się nie prosiło, to i nie podali. Piwo będzie za rok :P A palinka chyba w następnym odcinku ;)
Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 06.02.2009 17:04

plavac napisał(a):Bardzo pięknie opowiedziana Rumunia - coraz więcej widać za bramą, która już wiem do czego prowadzi. Jest czarodziejska - prowadzi w obie strony - raz na Wschód , raz na Zachód. Wszystko zależy od tego, kto ma klucz ... Czy Brasov to brama - czy Brasov to klucz ...
Czy klucz jeszcze przed nami ?


Widzę, że już jesteś w Rumunii, bo tylko tam pojawiają się takie pytania i poczucie przemieszczania w czasie i przestrzeni, gdzie nigdy nie wiadomo do końca, czy to co widzimy jest tym, czego się spodziewamy, czy też zupełnie czymś innym... A Klucz? Zawsze przed nami. Tych drzwi jest wiele ;)
Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 06.02.2009 17:10

PAP napisał(a):Jo_Anno,

Nie żebym miał wcześniej wątpliwości, ale ten twój odcinek jeszcze mnie utwierdza, że Brasov trzba 'zrobić' techniką 'na Sarajevo' albo 'na Bucuresti' :wink: , czyli dwa noclegi w okolicy i cały dzień na zwiedzanie :D ... bo miasto trzeb przejść ze spokojem, zaglądając w rożne zakamarki, spokojnie chłonąc jego klimat :) ... a nie tak 'na biegu' jak nam przypadło to uczynić podczas naszej wyprawy :( ...


Też zawsze mam niedosyt z takiego szybkiego zwiedzania... Czasem inaczej się jednak nie da. Ale Brasov faktycznie wart jest zatrzymania. Bystzre wypatzryłeś z naszej panoramki Rasnov i okolice (będziemy tam jutro) W ogóle - depczemy Wam po piętach :)
Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 10.02.2009 17:12

RASNOV

Następnego dnia nie było wątpliwości co do pogody - zdecydowanie słonecznie i ciepło. Przyda się zarówno dla zdobywców Om, jak i dla nas, realizujących plan alternatywny.
Pojechałyśmy ze wszystkimi w kierunku Piatra Crauili, ale wysiadłyśmy wcześniej, na rogatkach Rasnova. Wreszcie! Wreszcie jesteśmy same na rumuńskiej ziemi i teraz już wszystko zależy tylko od nas.

Obrazek

Ruszyłyśmy poboczem w kierunku miasteczka, nad którym górował chłopski zamek. Droga do niego nie była prosta, ale jakoś udawało nam się znaleźć informatorów, z którymi udało się dogadać. Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze do małego sklepiku, gdzie zaopatrzyłyśmy się z napoje i precle, aby nie paść z głodu.

Obrazek

I tak sobie szłyśmy ulicami miasteczka mijając stada gołębi przy gołębniku, plotkujące kumoszki, ludzi gdzieś niespiesznie podążających, przeszłyśmy przez mostek, trafiłyśmy na coś na kształt targu ze sklepami typu szwarc-mydło-i-powidło i dwoma straganami - na jednym metalowe niezbędniki, a na drugim - ziarna. Po wyjściu z miasteczka znalazłyśmy się na pustej, leśnej drodze, która powinna nas była doprowadzić do zamku. I doprowadziła.

Obrazek

ZAMEK CHŁOPSKI

Obrazek

Zamek chłopski, to prawdziwy zamek: z solidnymi murami, koncepcją obronną, zapleczem. Imponujące. Jak to się stało, ze właśnie tutaj, a nigdzie indziej w Europie, chłopi skrzykiwali się w parę wiosek i budowali obronne zamki, gdzie mogli się schronić w czasie najazdów?

Obrazek

W Transylwanii sporo jest takich budowli. W Rasnovie mieli ułatwione zadanie, bo osadę na wzgórzu założyli w XIIIw. Krzyżacy, dopiero po ich odejściu zamek został przez chłopów udoskonalony. To właściwie jest mała osada z podwójnymi murami, pełna pomieszczeń mieszkalnych, co przypomina raczej małe miasteczko niż zamek. Przeznaczony był dla mieszkańców trzech wsi. Obrona takiego zamku była bardzo skuteczna, raz tylko udało się zdobyć tę twierdzę, gdy odcięto mieszkańców od wody. Potem jednak wykopali studnie i stali się samowystarczalni, Znów oblężenia były nieskuteczne, a czasem mieszkańcy byli oblegani bardzo długo. Raz mieszkańcy musieli się schronić aż na 3 lata, więc nic dziwnego, że w obrębie murów była i kaplica, i szkoła, a także ogrody.

Obrazek

Chodziłyśmy więc po tych murach, zaglądałyśmy do cel, wyobrażając sobie jak chłopi zjeżdżali wozami (teraz wyeksponowanymi na dziedzińcu), jak organizowali sobie życie. W końcu wspięłyśmy się na najwyższą wieżę, z której dookoła rozpościerała się panorama okolicy - widać było Rasnov jak na dłoni, okoliczne wzgórza, no i wspaniałe Piatra Craiului, gdzie nasza gromadka właśnie dzielnie się wspinała.

Obrazek

Na zamku była garstka turystów, a szczególnie w oczy rzucała się grupa zakonnic. Rozmawiały oczywiście po rumuńsku, ale wyłapałam, że często powtarza się "Bran", a w planach miałyśmy właśnie Bran i już kombinowałyśmy jak się tam dostać. Obmyśliłyśmy więc sprytny plan - zaczaimy się na siostrzyczki na parkingu, przy busiku (bo już wcześniej zauważyłyśmy, że tam stoi). Tak też zrobiłyśmy. Byłyśmy na parkingu odpowiednio wcześnie i wyliczyłyśmy, że w busie jest 9 miejsc. Teraz pytanie: ile jest pasażerek (zakonnice chodziły po zamku rozproszone i nie widziałyśmy całej grupy).

Obrazek

Wreszcie zaczęły nadchodzić: 3, 5, 8, i jeszcze przewodnik czyli dokładnie 9 osób... Mimo to próbujemy: czy może jadą do Bran, bo my też byśmy chciały.... Tak, jadą, ale nie ma miejsc. Wiemy o tym doskonale, niemniej wiemy też, że jest to przeszkoda do obejścia; robimy więc nieszczęśliwe miny (jak Cyganięta z Brasova) i stoimy nadal targane bezradnością niby to czekając na inny samochód albo jakiś cud. Zakonnice nie zawiodły nas - pogadały z kierowcą, pouśmiechały się, cokolwiek ścieśniły i już jedziemy do Bran częstowane klasztornymi cukierkami. Konwersacja jest szczątkowa, bo po angielsku mówi tylko przewodnik, a on siedzi daleko od nas. Mówimy tylko, że jesteśmy z Polski, Krakowa (cieszą się, że to miasto Jana Pawła II) jest miło i serdecznie. Nie ma to jak siostrzyczki i braciszkowie (słowaccy, ale to zupełnie inna, Levocka, historia) - zawsze nas wspomogą!



BRAN

W Branie rozstajemy się z zakonnicami, serdecznie dziękując i żegnając się, po czym nurkujemy w targowisko pamiątek, kulinariów i dóbr wszelakich. Bluzki, kubki, T-shirty z wampirem, futra, biżuteria, a w końcu sery, bryndza i palinka plus całe odpustowe barachło.
Docieramy do zakątka babuszek, które sprzedają haftowane bluzki, serwety i obrusy i o dziwo mówią po rosyjsku.

Obrazek

Nie wygląda to jednak na efekt edukacji typowej dla byłego bloku. Tak jakby była tu jakaś rosyjskojęzyczna (te hafty!) mniejszość. W dodatku spotykamy staruszkę handlującą dewocjonaliami (kupuję śliczny krzyżyk), która wygląda zupełnie jak rosyjska prawosławna mniszka. Nikt nam jednak nie potrafi wyjaśnić co to za mniejszość...

Obrazek

Są też tutaj ludowi sprzedawcy serów i palinki. Degustujemy te sery zawzięcie (już zrobiłyśmy się głodne), palinkę z umiarem (fuj, fuj, fuj!). Sery i byndze (zawinięte w korę) przepyszne, więc kupujemy jako prezenty do Polski - oj, ciężkie się robią plecaki!

Obrazek

Sam zamek wyłaniający się zza drzew nie robi wstrząsającego wrażenia - znów jakby makieta z Disneya. Przewodniki też raczej nie zachęcają do zwiedzania, a że cena wstępu jest wysoka (15 + 15 za fotografowanie) rezygnujemy z wejścia (jednak z pewnym żalem). W słuszności tej decyzji utwierdzają nas jednak chłopcy z Warszawy, (których już spotkałyśmy w Brasovie), którzy po wyjściu z zamku nie kryją rozczarowania.

Obrazek

AUTOSTOP

Teraz przed nami kolejne zadanie, dostać się do Zarnesti, a po drodze zobaczyć prawdziwą wieś. Najpierw próbujemy zagadnąć tubylca o ichniejszy PKS. Okazuje się, ze jest połączenie Maxi-Taxi (bus?), ale dopiero za pięć godzin. To zdecydowanie za późno.

Obrazek

Decydujemy się więc na autostop. Dosyć szybko zatrzymuje się furgon z wesołym młodzieńcem, z którym kulawą angielszczyzną dogadujemy się, gdzie chcemy wysiąść - na krzyżówce w kierunku Zarnesti. Nasze obawy, że w wyniku nieporozumienia językowego dojedziemy do samego Brasova, okazały się płonne - wysadził nas dokładnie tam, gdzie chciałyśmy.

PRAWDZIWA TA WIEŚ

Idealnie! Mamy wieś, Zarnesti w odległości 7 km, możemy więc spokojnie pokonać tę odległość per pedes, chyba, że w międzyczasie wpadniemy na inny pomysł. Na razie ruszamy przed siebie - jest pięknie i spokojnie: konie stukają kopytkami, ptaszki śpiewają gardziołkami, ludność traktuje nas sympatycznymi uśmiechami.

Obrazek

Wieś sielska - anielska, we wsi cmentarz i cerkiew, którą oczywiście idziemy zwiedzić. Akurat spotykamy wychodzącego ze świątyni popa, który upewniwszy się, że jesteśmy chrześcijankami woła żonę (młoda, atrakcyjna dziewczyna), aby nam pokazała wnętrze. A w środku - aż dech zapiera: wspaniały ikonostas, freski, chorągwie, a pośród tych wspaniałości bawią się popięta. Przy wyjściu wisi ikona Matki Boskiej Częstochowskiej - zwracam na nią uwagę, mówię, że to polski cudowny obraz. Popadia nie wiedziała o tym, cieszymy się, że mamy taki łącznik. Podziękowawszy pięknie ruszamy dalej przez wieś.

Obrazek

Słońce praży, więc czas na chwilę relaksu. Znajdujemy plac zabaw z ławeczkami (chyba przy szkole) i tam robimy sobie sjestę. Na placu bawią się dzieci, które co rusz machają do nas, a obok stoi dacia, w której trzy typy o wyglądzie mafiozów (ciemny okular, złoty łańcuch, szerokoskrzydły kapelusz) popijają piwko, potem się okaże, że to tatusiowie pilnujący pociech. My też popijamy, ale mineralną i kefir. Gdy odchodzimy, dzieci serdecznie coś pokrzykują i machamy sobie na pożegnanie.
I już jesteśmy za wsią, na drodze z widokiem na Karpaty. Chętnie skorzystałybyśmy z zaprzęgu konnego, ale jak na złość akurat tą drogą jadą auta, a nie wozy kolorowe. W końcu decydujemy się podjechać. Tubylec zatrzymuje się bardzo chętnie - dacia ma swój klimacik: z kasety leci etniczna muzyczka, z tyłu są dwie skrzynki z piwem, czarniawy kierowca uśmiecha się szeroko błyskając złotym zębem.

ZARNESTI: TRZY WESELA I POGRZEB (ORAZ CHRZCINY)

Tak trafiamy do Zarnesti. To już nie wieś, a nieco senne miasteczko. Sennością jaka bywa w miasteczkach w sobotnie popołudnie. Senne jednak tylko na pierwszy rzut oka, bo dzieją się tu ważne sprawy, trzeba tylko znaleźć się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Ktoś się rodzi, ktoś kocha, ktoś umiera. Chrzciny, wesele, pogrzeb... Zwykłe koleje losu.

Obrazek

Kiedy zbliżamy się do cerkwi już widać, że coś się dzieje - wygarniturowani młodzieńcy stoją przed wejściem, z boku przygotowują się muzykanci (w liczbie trzech), biegają podekscytowane dzieci. Nieśmiało zaglądamy do środka, zatrzymujemy się jednak w przedsionku, bo nie chcemy być intruzami, ale już nas weselnicy wypatrzyli i już zapraszają gestami, żeby wejść i usiąść z nimi w ławach. I nagle jesteśmy zupełnie w. Prawosławne śpiewy jak zawsze i wszędzie potęgują nastrój.. Młodzi piękni i wzruszeni, gdy pop nakłada im korony.

Obrazek

Potem życzenia, obrzucanie monetami i cukierkami, pamiątkowe zdjęcie i wreszcie wołają: "Hora! Hora!" i zaczynają wspólny taniec przed cerkwią. Już i my jesteśmy prawie swoje, sypią się żarty od muzykantów, gdyby nie termin spotkania z grupą, pewnie wesele by nas nie ominęło. A tu już kolejny orszak weselny czekał przed wejściem, a i w drugiej cerkwi też się odbywał ślub. Więc trzy wesela...

Obrazek

Po opuszczeniu weselników leniwie przemierzamy uliczki. Pstrykam zdjęcie dziecku siedzącemu samotnie na wozie, na co jego babcia woła kogoś i już ustawia się do zdjęcia cała rodzina. Za chwilę ojciec wyprowadza konia i zachęca mnie, żebym się do niego przymierzyła - owszem, bardzo chętnie, tylko, ze koń jest nieosiodłany i bez strzemion. Dla uczynnego tubylca to nie problem: podstawia mi ręce, żebym mogła dosiąść gniadosza. Oczywiście przy tym wiele radości i krzyku.

Obrazek
Obrazek

Umawiamy się z babcią, że odbitki jej przyślemy. A ja słowa dotrzymuję.
W kolejnej cerkwi chrzciny- niemowlę zanurzone w dużej ocynkowanej wanience, znów śpiewy i śpiewne modlitwy, w końcu spotkanie rodziny przed świątynią.

Obrazek

Na razie mamy dość wrażeń- musimy odpocząć i coś przekąsić. Jedyna restauracja przygotowuje się na przyjęcie weselników, więc mimo zachęt i zaproszeń jednak się wycofujemy - nie chcemy przeszkadzać, a z drugiej strony nie mamy czasu na biesiadowanie. Kupujemy rogale, kaszkawał i kefir, udajemy się w ustronne miejsce nad potokiem, żeby się posilić. Smakuje rewelacyjnie. Jednak nie jesteśmy całkiem same. Przechodzący młodzieńcy coś zagadują, a staruszka dyskretnie obserwuje zza krzaka.

Obrazek

Po powrocie do miasteczka snujemy się coraz leniwiej, upał nieco słabnie i w tym zachodzącym dniu wyłania się pogrzeb - pełna żałoba konduktu, kobiety z nakrytymi głowami, na lawecie otwarta trumna z doskonale widocznym zmarłym, którego twarz okryto tylko celofanem. W ciszy przeszli do cerkwi, a stamtąd na cmentarz...

Obrazek

Takie siedzenie przy głównej uliczce i obserwowanie codzienności też miało swój urok: matki bawią dzieci, staruszkowie zmierzają do domów, ktoś jeszcze idzie na zakupy, jakaś kobieta niesie na głowie mocno wyładowany karton, chłopiec wiezie w wózku zepsuty rower, turyści schodzą z gór. W końcu zeszli i nasi. Zabrali nas z centralnego placu (i chyba jedynego) Zarnesti i pojechaliśmy do hotelu via Tesco w Brasovie.

Obrazek

Trzeba było bowiem wydać resztę lei, czyli wyleić się. Tesco jak Tesco, ale dział serów mógł przyprawić o zawrót głowy. Samego kaszkawału kilkanaście gatunków. Czemuż my tego nie sprowadzamy do Polski?!
A więc zakupy na drogę, pakowanie, pożegnalne wino i ostatnia noc w hotelu na Przełęczy Predeal.

HOMOROD

Rano, po śniadaniu ruszamy w drogę powrotną. Pierwotnie planowane było jeszcze zwiedzanie Sibin, ale już widać, ze nie będzie na to czasu (musimy zdążyć w poniedziałek do pracy). Jedziemy więc tą samą trasą co poprzednio. Zatrzymujemy się jedynie w Homorod,, żeby zobaczyć kościół warowny, budowany na podobnych zasadach jak zamki chłopskie. Niestety, jest zamknięty na głucho, pewnie w niedzielę nie ma zwiedzania.

JADĄ WOZY KOLOROWE

Obrazek

I znów jedziemy, powoli opuszczając Transylwanię. Opuszcza ją też tabor Cygański, który mijamy po drodze. Oni tu pewnie wrócą. A my? W następnym roku w okolicach Bożego Ciała?



:papa:
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 10.02.2009 20:06

Jo-Anna napisał(a):Oni tu pewnie wrócą. A my? W następnym roku w okolicach Bożego Ciała?

Skoro w temacie Twojej relacji są 2 daty to pewnie tak........ :D :wink:

Było pięknie, nastrojowo, bardzo bogato we wrażenia, zarówno Wasze, jak i te mnie przekazane.

Dziękuję za tę część.
Jo_Anna
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 274
Dołączył(a): 27.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jo_Anna » 10.02.2009 20:27

kulka53 napisał(a):Skoro w temacie Twojej relacji są 2 daty to pewnie tak........ :D :wink:

Było pięknie, nastrojowo, bardzo bogato we wrażenia, zarówno Wasze, jak i te mnie przekazane.


Dziękuję :) A daty właściwie powinny być trzy, tylko 2008 nawalił. Cóż, zbliża się Boże Ciało 2009 ;)

pozdrawiam :)
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Rumunia - România



cron
Gdzie wampir mówi dobranoc - Rumunia 2006-2007 - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone