Podróż.
To był zupełnie inny wyjazd niż wszystkie dotychczasowe! Któregoś dnia, po przeliczeniu kasy, jaka została nam po czerwcowym urlopie na Korsyce, wpadłem na pomysł, że trzeba wyskoczyć na 7 dni do Chorwacji! Co roku we wrześniu bywałem w Tatrach... W tym Chorwacja kusiła bardziej. Poza tym od powrotu z Korsyki zdążyłem już trochę połazić po polskich górkach, byłem na Skrzycznem, Śnieżniku, Pilsku, Babiej Górze - praktycznie każdy wolny dzień spędzałem na krótszych lub dłuższych wędrówkach. Z moim urlopem nie było problemu. Natomiast Asia praktycznie do ostatniej chwili nie była pewna czy uda się wywalczyć te 5 dni wolnego, ale udało się
Około godziny 20 ruszyliśmy w trasę. Na pamięć: Krnov, Olomouc, Brno, za Wiedniem godzina snu. Przed granicą ze Słowenią już nie na pamięć, zjazd na Mureck! Piękne to miasteczko, wymuskane! Wąski, stary most i już jesteśmy w Słowenii. Lenart, potem Ptuj, w którym trochę się pogubiłem, bo naokoło miasta sporo rozkopów, a ja bałem się żeby nie wpakować się w płatną drogę. Ale to tylko moment i już byliśmy w Chorwacji. Na autostradzie ruch tylko w okolicach Zagrzebia, a im dalej tym bardziej pusto. Tylko przy jednonitkowych tunelach stały spore korki, na szczęście w odwrotnym kierunku. Jechało się świetnie, słońce przygrzewało. Po rozjeździe na Split autostrada była już zupełnie pusta! Rzadko zdarza się taki widok, że poza naszym samochodem nie widać innego. Koniec autostrady i zjazd na Makarską, kilka serpentyn i mój ulubiony widok na Jadran
Rozbiliśmy namiot, prysznic i ruszyliśmy nad morze, do "naszych", małych zatoczek. Ludzi nad wodą było sporo, myślałem, że we wrześniu będzie pusto. No ale to była sobota, więc było dużo miejscowych weekendowych. Prawie do zmroku leżeliśmy sobie na żwirku rozkoszując się słońcem i cieplutką wodą. Wieczorem poszliśmy na spacer do Baski. Na promenadzie kręciło się trochę ludzi, a w samej miejscowości przeżyłem szok - tłumy! Przeważał język czeski, w sklepach, przy straganach i w knajpach czarno od kupujących! W zeszłym roku w greckiej Leptokarii już pod koniec sierpnia było pusto! Jak oni to zrobili, że tutaj sezon nadal w pełni?! Wymieniliśmy trochę kasy i znaleźliśmy miejsce w knajpce, właśnie rozpoczynał się mecz Chorwacja - Kazachstan. Popijając Karlovacko wysłałem kilka denerwujących sms-ów do znajomych
Plaża, Baska Voda, Brela.
Niedziela, rano, lenistwo... Świeży kruch, pekara czynna od 7 do 21!!! Ze dwa samochody na polskich blachach. Niestety ani po drodze, ani w Basce, ani na kempie nie widać naklejek Cro.pl. Po śniadaniu spakowaliśmy nasz codzienny bagaż podręczny i poszliśmy leniuchować dalej, na plaży. W "naszej" zatoczce siedział już jakiś Czech, sam, rozłożył 4 maty i parasol i czekał... Ale co tam, my zajęliśmy drugi koniec zatoczki. Około południa, czyli po jakiś 2 godzinach od naszego przyjścia do Czecha dołączyła żonka i dwoje dzieci. Kurcze, pomyślałem sobie, że ten facet to niemowa! Zupełnie nie rozmawiał z rodzinką... No dobra, to tylko takie obserwacje z nudów
W Basce, podobnie jak wczoraj gwar, usiedliśmy na ławeczce w porcie obserwując innych... Nie bardzo chciało się nam iść dalej, ale w końcu nastąpiła częściowa mobilizacja
Plaża, Baska Voda, Brela, ponownie.
Poniedziałek wyglądał bardzo podobnie, plaża, Czech, 4 maty... Z tym, że wieczorem wcześniej ruszyliśmy na spacer do Breli. W Basce zjedliśmy rewelacyjną makrelę z grila w małej restauracyjce przy końcu basenu portowego. Promenada w Breli jest naprawdę świetna, powykrzywiane wiatrem drzewa, skałki. Fale były dosyć duże, co dodawało uroku zatoczkom. W Breli usiedliśmy w knajpce, zachód słońca był piękny, zrobiliśmy kilka kiczowatych zdjęć i kiedy było już ciemno ruszyliśmy w kierunku słynnej, a znanej nam tylko ze zdjęć, skałki - wysepki.
Ale skałka nie była podświetlona no i klops! W samej Breli królował język polski, masa rodaków, masa samochodów na polskich blachach. Długaśny wyszedł nam ten spacer!

.png)
.png)

.png)

.png)
- tylko spróbuj nie napisać