......Wtorek
Dzisiejszy dzień postanowiliśmy spędzić na całkowitym lenistwie. Jutro zamierzamy zrobić wyprawę do Dubrownika i trzeba wreszcie odpocząć od samochodu. Dzień zaczęliśmy tradycyjnie od śniadania i ustaleniu miejsca plażowania. Wybór padł ponownie na SuperStar. Wszystkim jakoś się spodobało to kąpielisko.
Po pld. uskuteczniliśmy jeszcze małą rundkę na skuterach i trzeba było je odstawić do miasta.
Wieczorem przy grilu okazuje się, że na wyprawę do Dubrownika jadę sam z rodzinką. Resztę towarzystwa przeraziła odległość 150 km i serpentyny na drodze z dnia pierwszego.
Wcześnie kładziemy się spać. Rano pobudka o 4:00!!!!
.........Środa i Dubrownik
Tak jak zaplanowałem pobudka nastąpiła o czwartej rano - było jeszcze ciemno. Pierwszy prom z Sumatrinu do Makarskiej odpływa o 6 rano. Równo o piątej ruszamy do odległego o 40 km portu Sumatrin. Optymistycznie wyliczyłem, że godzina na 40 km jest zupełnie wystarczająca. Po pól godziny jazdy serpentynami dojeżdżamy do drogowskazu i tu zaskoczenie! Do portu zostało drugie tyle co przejechaliśmy do tej pory!! Czyli wszystko na styk. Kazałem więc wszystkim dobrze zapiąć pasy a sam wcieliłem się w rolę rajdowca. Do Sumatrinu docieramy dziesięć minut przed wypłynięciem. Uff...... spóźnienie oznaczało przełożenie całej wyprawy na następny dzień. Koszt przeprawy taki sam jak ze Splitu do SuperStaru czyli 170 kun kierowca i samochód + 30 kun kolejna osoba. O 7:00 jesteśmy w Makarskiej i ruszamy w kierunku Dubrownika oddalonego o 150 km. Droga dość przyjemna mały ruch i wszystko idzie po myśli. Docieramy do Bośni i Hercegowiny. Oddzielnym pasem drogi przeznaczonym dla ruchu tranzytowego wjeżdżamy do kolejnego państwa na naszej drodze ( kraj nr 7 - dzieciaki to skwapliwie liczyły) pokazując tylko przez okno, że mamy paszporty. Z wcześniejszych informacji wyczytanych na tym forum wiedziałem, że w tym kraju jest najtańsze paliwo. Postanawiam się więc zatankować. Nie mam jednak przy sobie żadnych pieniędzy jedynie karty kredytowe. Pierwsza stacja idę do okienka żeby się zapytać czy można płacić kartami, a Pan do mnie, że coś mu nie działa terminal. Mówię nie chcesz - nie zarobisz i ruszam dalej. Na następnej stacji już jest wszystko OK. Tak się wydawało do momentu realizacji transakcji kartą. Obydwie moje karty terminal odrzuca, wołam żonę, jej kartę też odrzuciło..... stoimy, modlimy się do terminala żeby się opamiętał i przyjął nasze karty. W międzyczasie podchodzą Niemcy, Chorwaci, Bośniacy i też nie mogą zapłacić kartą........... Rodzina zostaje w roli zakładnika na stacji, a ja wracam się do miasta żeby wypłacić kasę z bankomatu. Wstępnie mi Pan powiedział gdzie się znajduje bankomat i prawie trafiłem. Po dojechaniu do miasteczka Neum, najpierw idę na pocztę w której podobno można wypłacić kasę z karty. Pani przeciąga plastik przez terminal i....... znowu odmowa

Ciśnienie zaczyna się podnosić. Ostatnia nadzieja bank. Tutaj jednak wszystko poszło sprawnie i serce mi zaczęło bić szybciej jak zobaczyłem bankomat wypłacający mi wymarzoną kasę. Wracam więc wykupić rodzinkę. Zapłaciłem a Pan sprzedawca bardzo mnie przepraszał za powstałe problemy. Tego dnia Chyba całe wybrzeże BiH miało problemy z terminalami płatniczymi.
Nie zrażamy się problemami i przemy do przodu w kierunku Dubrownika. O godzinie 9:30 zaczynam szukać miejsca do zaparkowania pod murami miasta. Droga 150 km z przeszkodami, w godzinach porannych, zajęła mi 2,5 godziny. Uznałem to za dobry wynik i na powrót zaplanowałem 3 godziny. Jak się później okaże dużo za mało...................
Szybko znajdujemy miejsce do zaparkowania prawie pod samymi murami.
Taka uwaga: warto mieć moniaki przy sobie żeby wrzucić do parkomatu. Ja miałem tylko dwa razy po 5 kun i po dwóch godzinach musiałem ponownie iść wykupić bilet parkingowy.
Miasto piękne i warte było poświęcenia porannej pobudki i odległości.
Dzisiejszego dnia temperatura biła chyba wszystkie rekordy i o godzinie 13:00 już miałem dosyć Dubrownika. Wsiadamy do samochodu, włączam klimatyzację na maksa i zaczyna być lepiej. Ruszamy w poszukiwaniu miejsca na obiad. Jedziemy, jedziemy i kontem oka zauważyłem, że do granicy z Czarnogórą pozostało 30 km. Zaczyna świtać w mojej głowie plan na obiad. Zjemy go w Czarnogórze! Po 20 minutach dojeżdżamy do granicy i ustawiamy się w sznurku do odprawy. Podchodzi miła Pani i każe nam zapłacić 100 kun za winietę. Nie mogłem się z nią dogadać za co mam tyle zapłacić, ale skoro już tu jestem płacę, nie dyskutuję i czekam dalej cierpliwie aż nadejdzie moja kolej odprawy. Ważne dla wszystkich: wnikliwie sprawdzają "zieloną kartę".
Eldorado tak może nazwać europejczyk zasady ruchu w tym kraju. Króluje VW golf rocznik `90. Klakson to jedyna sygnalizacja. Nawet na miejscową policję się trąbi. Chyba znalazłem się w innym świecie. Nie jest już czysto na ulicach, na parkingach pozostawione samochody przykryte centymetrowym kurzem. Ciągle się zastanawiam jaka tu obowiązuje waluta.......
Znajdujemy knajpkę. Z pewną dozą nieśmiałości wchodzimy na jej teren. Wygląda obiecująco.
Obsługa przesympatyczna! Nie mogliśmy się porozumieć więc Pan przyniósł nam surowe ryby zademonstrować co będziemy jedli. Płacimy 60 "oiro" i ruszamy w drogę powrotną. Jest godzina 16:00. Prom mamy o 20:00 z Makarskiej więc 200 km w 4 godziny da się zrobić......
W całym dzisiejszym dniu wszystko idzie nie po mojej myśli i nie zgodnie z planem. Dojeżdżamy do granicy Czarnogóra/Chorwacja. Dawno czegoś takiego nie widziałem. Kolejka na 45 minut stania. Niektóre samochody są "trzepane" czyli wnikliwe sprawdzanie. Człowiek szybko się przyzwyczaja do dobrego i zapomina jak to kiedyś było również na naszych granicach. Jest godzina 17:00 pozostało 3 godziny do dotarcia na prom. Gaz do dechy i jedziemy. Wcześniej tego nie zauważyłem, bo się nie śpieszyłem, ale w Chorwacji króluje na drogach linia ciągła. Ciągle natrafiam na jakieś zawalidrogi i trzeba się za nimi wlec 30-40 km/h bez możliwości wyprzedzenia. Tam gdzie nikt mi nie przeszkadza cisnę ile się da - oczywiście w granicach rozsądku. Wszelkie rekordy pobili turyści z Niemiec. Jechali kemperem 30 km/h i na odcinku chyba 30 km i nie szło ich wyprzedzić. Czas naglił. Musiałem zacząć łamać przepisy. Wyprzedziłem ich na ciągłej. Na niewiele się to jednak nie zdało, po pięciu minutach jazdy trafiłem na kolejną zawalidrogę. Ruch był ogromny. Chyba wszyscy właśnie wracali z Dubrownika.
O godzinie 19:55 mijam tabliczkę Makarska i mam nadzieję, że prom na mnie poczeka. Zonk!! W Makarskiej korek gigant i w tym momencie zdałem sobie sprawę, że trzeba uruchomić plan "B". Do Splitu mam ok. 60 km i dwa promy. Pierwszy o 21:00 drugi o 23:59. Szybko wyliczam średnią i wychodzi mi, że wynosi ona niewiele ponad 40km/h. Myślę sobie dam radę na ten o 21:00. Znowu gaz do dechy, ale do tej "dechy" to ani razu nie wcisnąłem. Przyszło mi jechać przez te wszystkie sławetne kurorty w których życie zaczyna się wieczorami. Korki, korki i jeszcze raz korki. Jakie szczęście, że ja wypoczywam daleko od tego zgiełku. Do Splitu docieramy przed 22:00 i jako pierwsi ustawiamy się do promu. Wszyscy są "padnięci", ale dzieciaki zachwycone godziną wolnego - ruszają w miasto. Ja z żoną pozostajemy w samochodzie - ona się kładzie spać na tylnym siedzeniu ja oglądam jakiś mecz piłki nożnej.
O północy rusza ostatni prom. Do kwatery docieramy o godzinie 1:00 w nocy. Dzień był męczący, ale było warto.
Cdn.......