Miasto rozłożone jest na zboczu góry. Uliczki w miescie wąskie i kręte. Dopuszczalna prędkość w terenie zabudowanym w Albanii wynosi tylko 40 km/godz., ale i tak się tu szybciej nie da jechać. Zastanawiamy się jak tu dojechały i zawróciły szkolne autobusy. Nie wiedząc, że można dojechać aż do bram cytadeli, szukaliśmy dogodnego miejsca do zaparkowania. Zobaczyliśmy odręcznie zrobione znaki informujące o parkingu i klucząc krętą drogą wśród ludzi i samochodów, dotarliśmy na duże podwórze z szopą. Za zacienione miejsce w szopie zapłaciliśmy z góry 1 € za cały dzień. Wyglądało to, jak na nasze przyzwyczajenia, dość dziwnie, więc na pozostawienie kluczyków, by za 2 € umyto nam w międzyczasie samochód, już nie przystaliśmy. Idziemy do miasta, pierwszego dla nas miasta w Albanii. Wokół schludnie ubrana młodzież, starsi panowie w wyprasowanych na kant spodniach i zadbane pachnące kobiety. O takiej Albanii nikt jakoś nie pisał, a szkoda, bo uprzedzeń i zakłamania było w wielu przypadkach zbyt wiele. Może wynikało to z tego, że albańskie doświadczenia zaczynali zdobywać ci podróżnicy w Szkodrze, czyli na północy kraju i stosując się do powszechnej opinii, że im bardziej na południe tym biedniej i ogólnie gorzej (np. Włochy), wyciągali pochopnie i niewłaściwe wnioski. Trzeba wiedzieć, że tu w Albanii najbardziej zaniedbana była właśnie północ. Wszystko jednak dość szybko się tu zmienia na lepsze, więc za parę lat nie będzie już tej Albanii, przypominającej w wielu miejscach wielki plac budowy.
Ale wracajmy do naszego albańskiego rekonesansu. Ruszyliśmy w miasto i dotarliśmy do targu, uliczki pełnej straganów z pamiątkami i starociami oraz i warsztatów miejscowych rzemieślników. Można zaglądnąć i popatrzeć jak wyrabiają przeróżne miejscowe cudeńka. Wychodzimy z targu pniemy się zupełnie pustą ulicą do cytadeli. Na terenie cytadeli mieści się mauzoleum Skanderbega, które zostało wzniesione współcześnie wg projektu córki, znienawidzonego przez znaczącą większość społeczeństwa, Envera Hodży. Spacerowaliśmy po twierdzy ciesząc oczy widokami. Panie kupiły tu jakieś drobiazgi a my albańskie krople na wieczorną kurację. Na koniec uraczyliśmy się, w zamkowej restauracji, mocną kawą po turecku. Bez problemu wszędzie płaciliśmy w Euro. Przelicznik od 130 – 140 leków za 1 €. Wyszliśmy z cytadeli i po ponownym przejściu kolorową uliczką rzemieślniczych kramów z trudem trafiliśmy na nasz parking. Nie było consensusu co do lokalizacji parkingu, ale na szczęście znaleźliśmy nasze toczydełko. Dla czarnego samochodu szopa była idealnym miejscem parkingowym. Na placu stały czyściutkie mercedesy, a my niestety zakurzonym autem ruszyliśmy w dalszą drogę. Mieliśmy wracać do Szkodry. Dojechaliśmy do głównej drogi i zamiast w prawo, skręciliśmy w lewo. Tak nam się spodobało, że postanowiliśmy zdobyć też Tiranę.

.png)
.png)
.png)

.png)
.png)