Wracając na chwilkę do Cisnej…
Przypomniał mi się jeden z ciekawszych

„stopów”, jakie kiedykolwiek złapałam. Nie pamiętam już w którym to dokładnie było roku, może 1980 a może rok później, wybrałyśmy się wówczas w Bieszczady w dwie babki. Trzeba było przecież wykorzystać bezpłatne noclegi

w hotelikach harcerskich… Tyle, że akurat tego dnia nocowałyśmy w PTTK-u

w Wetlinie...
Gdy dotarłyśmy do Cisnej, miałyśmy za sobą

sporą trasę. Z Wetliny poszłyśmy przez Moczarne (wtedy

biegł tamtędy szlak niebieski) na graniczne Czoło, a następnie przez Rabią Skałę (nie było wówczas na nią szlaku z Wetliny przez Jawornik i Paprotną), Dziurkowieci Płaszę dotarłyśmy do szlaku czerwonego na Okrągliku. Idąc tym szlakiem, na którymś z postojów objadłyśmy się jak bąki jagodami, siedząc w jednym miejscu przez godzinę, tylko obracając się dookoła

. No a potem przez Jasło i Rożki zeszłyśmy do Cisnej. Przez całą trasę spotkałyśmy

tylko dwie osoby, a konkretnie dwóch słowackich leśników gdzieś pod Rabią Skałą...
Nie pomyślałyśmy jednak wcześniej, jak

wrócimy do Wetliny? Żadna komunikacja autobusowa w tym czasie nie łączyła obu miejscowości, a o czymś takim jak kurs busem nikt wówczas

nie słyszał. No więc, trzeba

złapać stopa! Tylko że aut prywatnych też zbyt wiele wówczas nie jeździło…
W końcu pomachałyśmy na autokar wycieczkowy, jadący od strony Komańczy. No i zatrzymał się, tylko że … jechał do Leska

No ale kierowca uległ czarowi

dwóch młódek i zawołał ma pomoc pilota wycieczki. Co dwie głowy to nie jedna, może uda się coś wykombinować. No i udało się

…
Wycieczka była zakładowa, jej uczestnicy raczej nie podziwiali przez okna piękna Bieszczadów, ale wypijali jakieś procenty

Pilot stwierdził, że przecież mogą pojechać

naokoło przez Ustrzyki i Czarną - wycieczce zostało jeszcze sporo butelek, więc nawet się ucieszy

z dłuższej trasy.