Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Nasz pierwszy raz... w Chorwacji

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
lkemot
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 149
Dołączył(a): 14.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) lkemot » 17.06.2016 22:28

Wiem o tym, ale lepiej się czyta i ogląda bez ciągłego klikania....
W większości relacji są zdjęcia duże - takie czasy.
megidh
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4689
Dołączył(a): 03.04.2014

Nieprzeczytany postnapisał(a) megidh » 17.06.2016 23:40

lkemot napisał(a):Wiem o tym, ale lepiej się czyta i ogląda bez ciągłego klikania....
W większości relacji są zdjęcia duże - takie czasy.

Masz rację, lepiej jak zdjęcia są wklejone do relacji. Tym bardziej, że w tym przypadku trzeba zamykać zdjęcie i otwierać kolejne, aby zobaczyć te, które dotyczą danego postu, bo jak się otworzy pierwsze a następnie korzysta ze strzałki w Photobucket, to otwierają się inne zdjęcia i robi się misz-masz.
Monia zwana Krufką
Globtroter
Avatar użytkownika
Posty: 58
Dołączył(a): 26.12.2015

Nieprzeczytany postnapisał(a) Monia zwana Krufką » 19.06.2016 22:57

DZIEŃ 4 - GRASZ W ZIELONE?

- Czyli co? Lozovac?
- Lozovac.
- No to Lozovac.

Trzeci poranek w Cro. Dzięki sklepowi z sieci Konzum mogliśmy zjeść pyszne śniadanko na tarasie naszego "apartmani", co z resztą stało się naszym codziennym rytuałem. Spakować aparaty, baterie zapasowe, wodę, czapkę pieniędzy i... czapkę, no właśnie. W Cro, gdziekolwiek się udajesz, lepiej miej ze sobą czapkę.
Lozovac było wybranym przez nas wejściem na teren Krka ze względu na niedużą odległość od Vodic. Droga przebiegła sprawnie, natomiast nie napiszę, że szybko: wciąż dość często zdarzały się postoje w celu "nacieszenia oczu" oraz uwiecznienia tego czy owego na filmie... wróć... na karcie pamięci.

Obrazek

Po dotarciu na miejsce, wywalczeniu miejsca parkingowego pod drzewem ( co jest dość istotne, gdyż Skodzina jest czarna niczym noc w Katowicach ) i szybkim rekonesansie udaliśmy się do informacji, by zasięgnąć dokładniejszych informacji o tym, co Krka może nam dziś zaoferować. Młode dziewczę z niezłym angielskim szczegółowo objaśniło nam na co możemy spożytkować nasze Kuny. Dostaliśmy także przewodnik w języku Polskim, co było miłym zaskoczeniem. Udaliśmy się do kasy z planem: kupujemy wejściówki, "zrobimy" ścieżkę pieszą i wskoczymy na statek. Przy kasie jednak musieliśmy zweryfikować nasz plan, okazało się bowiem, że najwcześniejsze dwa miejsca są na rejs dopiero za dwie i pół godziny, a sam rejs ma trwać ponad cztery... Prawdopodobnie to co teraz napiszę zostanie przez Was wszystkich ostro wygwizdane, ale nie będę kłamał: odpuściliśmy rejs. Zdecydowaliśmy się jedynie na trasę pieszą z planem późniejszego przetransportowania się samochodem na oddalony o kilkanaście kilometrów Roski Slap.
W każdym razie, przy kasie pozbyliśmy się 240 Kun i ruszyliśmy pieszym zejściem w dół, w stronę szumiącej wody. Nie czekaliśmy na darmowy autobus, gdyż prawdopodobnie i tak jedyne miejsce mogłby znaleźć się w luku bagażowym. Po kilkunastu minutach, gdy dotarliśmy do zasadniczego wejścia do parku, połknęliśmy pigułki na ceterinfanofobię i wkroczyliśmy na drewnianą "ścieżkę" pieszą w towarzystkie dwóch tysięcy dzieci ze wszystkich możliwych wycieczek ze wszystkich możliwych stron świata.

Monika i ja, oboje bardzo lubimy wszelkie okoliczności przyrody, spacer po Krka był więc dla nas miłym sposobem na spędzenie czasu. Co szczególnie nam się podobało to czystość wody. Jej przezroczystość i jej turkusowo-zielony odcień. No i ryby. W ogóle w Cro na każdym kroku, w każdym większym od kałuży zbiorniku wodnym znajdowaliśmy ryby. A z czasem także inne stworzenia.

Obrazki z naszego spaceru:
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
ObrazekObrazek
Obrazek
Obrazek

Co tu dużo mówić... jest ślicznie. Po prostu. Minusem natomiast są ludzie, jak widać na załączonych zdjęciach. Zastanawiam się czy psucie tysiącowi ludzi pamiątkowego ujęcia sprawia komukolwiek frajdę?
Od miłej, wspomnianej wcześniej dziewczyny z punktu informacji, dowiedzieliśmy się, że kupiony przez nas bilet obowiązuje także w innych atrakcjach N.P. Krka danego dnia. Postanowiliśmy więc wykorzystać go i udać się do wodospadu Roski Slap, który znajduje się kilkanaście kilometrów dalej. Wcześniej pożywiliśmy się w fast-foodzie rozpaczliwie przyklejonym do terenu Krka. Chickenburger lepszy niż w Maku.

Obrazek

Oczywiście nie obyło się bez przymusowego przystanku... czy dwóch... czy może nawet więcej.

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Dojazd do wodospadu Roski Slap wymaga osobnego komentarza. W sumie nie wiem czy lubicie czytać te Wojtkowe filozoficzne uniesienia, ale nie umiem inaczej. Czas więc na filozofii ksztę:
Tego dnia przeżyłem coś, co zmieniło moje wyobrażenie o turystyce chyba do końca życia. Wyobraźcie sobie sytuację: dojechaliśmy do miejsca, w którym nasza nawigacja powiedziała "to tu", przy czym wygląda, że jesteśmy gdzieś - po prostu - na jakiejś drodze "do kądś". Zaparkowałem autko na poboczu i postanowiłem, że przespaceruję się po okolicy zobaczyć, czy może gdzieś jest jakiś drogowskaz, jakaś informacja, że cały ten Roski Slap na nas czeka... Udałem się więc w dół drogi. Po kilkuset metrach, przy drodze, w samym środku Krainy Nigdzie zobaczyłem budkę... nie, nie budkę, a marketowy stand, za ladą którego stała pani w średnim wieku ubrana w mundurek N.P. Krka. Gdy mnie ujrzała zaczęła piękną angielszczyzną pozdrawiać mnie i zapraszać do siebie. Myślałem, że to wina przegrzania i mam majaki, ale to jednak było rzeczywiste. Podszedłem do miłej pani i dowiedziałem się gdzie iść, gdzie jest parking i otrzymałem wszystkie inne potrzebne informacje. Byłem w szoku! Byliśmy z Monią w kilku turystycznie-strategicznych miejscach w różnych krajach, ale to przebiło wszystko, z czym do tej pory się spotkaliśmy.
CHORWACJA 1:0 ŚWIATOWA TURYSTYKA
Anglojęzyczna informacja w samym środku pustej pustki.

Sam Roski Slop nie wywarł na nas takiego wrażenia jak wodospady widziane w parku "zasadniczym". Dodatkową atrakcją dla nas było wspięcie się do jaskini, co wymagało pokonania kilkuset schodów, w której to było nam dane zobaczyć i sfotografować śpiącego nietoperza. Oraz miła pogawędka z parą Holendrów, którzy starali się nam wytłumaczyć, dlaczego mówi się nie "Holland", a "Netherland". Ja zaś starałem się im wytłumaczyć, co znajduje się pomiędzy Niemcami, a Rosją...

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Podsumowanie krótkie?
Fajna wyprawa.
Fajna woda.
Fajne wodospady.
Fajnie.

A na kolację poszliśmy na pizzę. Do knajpki, której nazwy nie pomnę, ale mogę polecić. Fajny kelner, który sprawiał wrażenie, że mu na prawdę zależy. Same danie bardzo smaczne, a na mojej pizzy obfitującej w mięso znalazły się trzy kleksy jakiegoś twarożko-podobnego serka. Chyba myślałem o czymś innym gdy kelner zapytał czy do pizzy życzę sobie ser... Sam pomysł dość smaczny. Czy ktoś orientuje się co to za serek?
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18309
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 20.06.2016 09:33

Nie mam pojęcia jaki ser zjadłeś , skoro zjadłeś i było dobre ( smaczne ) , to znaczy że smaczny :oczko_usmiech:

Fajnie , że zdjęcia "urosły" - to ułatwia oglądanie , zwłaszcza że bardzo ciekawie piszesz 8)


Pozdrawiam
Piotr
ania_skce
Podróżnik
Avatar użytkownika
Posty: 16
Dołączył(a): 05.06.2014

Nieprzeczytany postnapisał(a) ania_skce » 20.06.2016 09:43

Zdjecia super. Teraz zdecydowanie lepiej sie ogląda. Ciekawa jestem co bedzie dalej :)
kojacek
Cromaniak
Posty: 858
Dołączył(a): 29.05.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) kojacek » 20.06.2016 11:56

Aż mi się przypomniało jak tam dotarliśmy, tylko ze względu na to, że jechaliśmy od strony Zadaru-samochód został w Skradinie. Pech chciał, że wszystkie zdjęcia zrobione w Skradinie zniknęły mi z karty :( Nawet to widać w numeracji-przerwa a odkasowywanie nic nie dało :(
Na statek nie musieliśmy długo czekać.
Wracaliśmy mostem, który widać na drugim zdjęciu pod mapką.
Park Krka (zwany wtedy przez syna "Parkiem Kruka") ma tę zaletę, że można tam się moczyć w wodzie, co czasem przy wyższych temperaturach jest poważną zaletą ;)
Na alejkach były stragany z orzeszkami pod różną postacią.

Odnośnie zdjęcia w jaskini: ładnie to tak błyskać lampą błyskową po oczach gdy inni śpią? ;)

To skoro NPK za Wami to teraz poraz na Plitwickie ;)
krasiu666
Cromaniak
Posty: 830
Dołączył(a): 08.06.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) krasiu666 » 23.06.2016 11:45

To i ja siadam do lektury z tym większym zaciekawieniem, że od 19 lipca tak na 95% będę się wylegiwać w Vodicach. Tak więc poproszę jak najwięcej przydatnych informacji i zdjęć. Pozdrawiam
hu_ana
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 79
Dołączył(a): 22.07.2015

Nieprzeczytany postnapisał(a) hu_ana » 23.06.2016 13:00

Fantastyczna relacja, piszesz lekko i ciekawie.
Czytam z tym większą przyjemnością, że jeszcze 15 dni do mojego urlopu i już ciężko mi wysiedzieć na miejscu.

Monia zwana Krufką napisał(a):[...] Po kilkuset metrach, przy drodze, w samym środku Krainy Nigdzie zobaczyłem budkę... nie, nie budkę, a marketowy stand, za ladą którego stała pani w średnim wieku ubrana w mundurek N.P. Krka. Gdy mnie ujrzała zaczęła piękną angielszczyzną pozdrawiać mnie i zapraszać do siebie. Myślałem, że to wina przegrzania i mam majaki, ale to jednak było rzeczywiste. Podszedłem do miłej pani i dowiedziałem się gdzie iść, gdzie jest parking i otrzymałem wszystkie inne potrzebne informacje. Byłem w szoku! Byliśmy z Monią w kilku turystycznie-strategicznych miejscach w różnych krajach, ale to przebiło wszystko, z czym do tej pory się spotkaliśmy.
CHORWACJA 1:0 ŚWIATOWA TURYSTYKA
Anglojęzyczna informacja w samym środku pustej pustki.


:lol: :mrgreen: :lol:
... made my day...
:mrgreen:
shira22
Globtroter
Posty: 53
Dołączył(a): 11.05.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) shira22 » 24.06.2016 14:04

Super zdjęcia, też myślę o odwiedzeniu Vodic, ale mąż coś się opiera. Może ta relacja go przekona.
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 24.06.2016 16:35

Piękne fotki, teraz już lepiej się ogląda.
Masz lekkie pióro, więc dobrze się czyta Twoją relację. :D :wink: :papa:

Pozdrav
Krzysiek
Monia zwana Krufką
Globtroter
Avatar użytkownika
Posty: 58
Dołączył(a): 26.12.2015

Nieprzeczytany postnapisał(a) Monia zwana Krufką » 27.06.2016 00:51

DZIEŃ 5 - ŚW. MIKOŁAJ NIE JEST PACYFISTĄ

Z Moniką jest bardzo prosto zaplanować zwiedzanie: wystarczy, że w programie wycieczki pojawia się słowo "twierdza", "zamek", "warownia" lub "ruiny" i sprawa jest jasna. Jeśli natomiast występuje jakieś połączenie tych słów, np. "ruiny twierdzy" to już w ogóle nie ma opcji, aby atrakcji nie odwiedzić. Nawet jeśli okazuje się, że celem dwugodzinnej górsko-leśnej wspinaczki jest osiemnaście rozbitych głazów, które kiedyś były obronną flanką.

W mieście Sibenik, położonym kilka minut jazdy samochodem od Vodic, znajdują się obiekty z powyższej listy, między innymi Twierdza Świętego Mikołaja. Od siebie napiszę, że do tej pory miałem Świętego Mikołaja za miłego kolesia ze stadkiem wesołych reniferów i workiem prezentów.

Po drodze do Sibenika znajduje się most, który serwuje bardzo przyjemne dla oka widoki.

Obrazek
Obrazek

Sam Sibenik to miasto dość zróżnicowane wizualnie. Zajmuje cały horyzont: od linii morza, aż po okoliczne wzgórza, na których znajdują się pozostałości twierdz. Sibenik był zdecydowanie miastem obronnym.

Obrazek
Obrazek
Woda, promenada, a także twierdza św. Anny górująca nad miastem.

Jak wspomniałem, Sibenik oferuje pełen przekrój doznań wzrokowych. Warto przejść się nadbrzeżną promenadą, aby zrozumieć co mam na myśli. Z jednej strony mamy typowo Chorwacki krajobraz, który w oka mgnieniu zmienia się w Wałbrzych z lat '70...

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Ciesząca oko architektura.

Obrazek
Obrazek
Drogie zabawki zacumowane przy promenadzie.

Obrazek
Czystość wody niestety nie porażała, wręcz przerażała. Ani wcześniej, ani później nie widzieliśmy takich atrakcji.

A to miałem na myśli pisząc o Wałbrzychu. Mam wrażenie, że projekty tych architektonicznych perełek zatwierdzał sam Towarzysz Gierek... ;-)

Obrazek
Obrazek

Zwiedziwszy promenadę przy okazji załapaliśmy się na darmowy wykład odnośnie twierdzy Św. Mikołaja, który to wykład dawała przewodniczka Bliżej Niezidentyfikowanej Wycieczki Polskich Emerytów. W swym wykładzie scharakteryzowała ona dojście do Twierdzy jako "niewykonalne" oraz "ekstremalnie trudne". Porzuciwszy grupę udaliśmy się w głąb miasteczka, aby w spokoju odkrywać jego uroki.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Sibenik był dla nas najbardziej Włoskim miastem, które będąc w Cro odwiedziliśmy. Wiem, że każdorazowe nawiązywanie do Włoskiej architektury jest już nudne, ale nic na to nie poradzę, tak więc musicie jakoś to znieść. Wracając do tematu: bardzo urokliwe i do bólu Włoskie. Właśnie takie, jakie powinno być.

Nie zawiedliśmy się także odwiedzając starą część miasta.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Tak, wiem, to nudne, ale spodziewaliśmy się za rogiem Forum Romanum ;-)

Poklepaliśmy także po fundamentach Twierdzę Św. Michała.

Obrazek
Obrazek

Następnie udaliśmy się do głównej atrakcji dnia, czyli Twierdzy Św. Mikołaja.
Dojazd nie jest skomplikowany, gdyż atrakcja ta widnieje chociażby w nawigacji samochodowej, a znalezienie jej na Google Maps również nie nastręcza kłopotów. Droga z Sibenika nie trwała długo i Twierdza była na wyciągnięcie ręki.

Obrazek

Droga do samej Twierdzy nie była przesadnie trudna. Fakt, że kilkaset metrów jest niezbyt wygodne jeśli pokonujesz je w sandałach, bo na tym odcinku ścieżka składa się z kamieni, a tak to jest pełna kultura i cywilizacja. Nijak natomiast droga ta nie przypominała "ekstremalnej przygody", o której opowiadała pani przewodnik Bliżej Niezidentyfikowanej Wycieczki Polskich Emerytów. Chyba jednak tu nie była, po prostu gdzieś to przeczytała.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Znak zachęca do tego, by iść dalej.

Obrazek

Sama Twierdza... no cóż.
Można obejrzeć ją jedynie z zewnątrz. Jedynie mury fortyfikacji. Trochę zawiedliśmy się tym, że tak na prawdę nie można zobaczyć nic więcej ponad to co już widzieliśmy z brzegu. Rozczarowanie.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wydaliśmy z siebie ciche "buuu..." i postanowiliśmy wrócić "do domu" i zaplanować pozostałą część dnia.

Na zakończenie relacji z wypadu do Sibenika, jako dowód na to, że jest to najbardziej Włoskie miasto, wrzucam jedno zdjęcie na poparcie mojej teorii:

Obrazek

To co widzicie na powyższej fotografii to dwa zaparkowane samochody.
Nie da się już chyba bardziej po Włosku... :-D


DZIEŃ 5 ( CIĄG DALSZY ) - MOŻE SPĘDZIMY TO POPOŁUDNIE SZUKAJĄC MIEJSCA PARKINGOWEGO?

Popołudnie postanowiliśmy spędzić zwiedzając, ale bez żadnych ekstremów. Ustaliliśmy cel podróży: wyspa Murter, która znajduje się kawałek drogi od Vodic. Nie mieliśmy ochoty na długie podróże.

Obrazek

Odwiedzone przez nas miasteczka Betina oraz Murter były miłą odmianą od zgiełku Sibenika. Cisza, spokój, można by rzec, że sprawiały wręcz wrażenie opuszczonych. Kilka chwil ciszy i relaksu.

Obrazek

W drodze powrotnej postanowiliśmy poświęcić kilka chwil by bliżej zapoznać się z miejscowością, przez którą przejechaliśmy by dostać się na wyspę: Tisno.
W Tisno znajduje się most, który łączy Murter ze stałym lądem.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że w czasie gdy odwiedzaliśmy Cro most był w remoncie. Był jednokierunkowy, a ruchem sterowała tymczasowa sygnalizacja świetlna. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że pracy wspomnianej sygnalizacji pilnowało kilku uzbrojonych funkcjonariuszy policji.

Nasze postanowienie zwiedzenia Tisno było mocne. Tak mocne, że nie przejęliśmy się faktem, że miejsce parkingowe znaleźliśmy praktycznie na obrzeżach miejscowości... Oczywiście miejsce płatne, ale przy parkometrze okazało się, że jesteśmy za wcześnie i parkometry jeszcze nie działają. Działają jedynie w sezonie. Jak to dobrze być niesezonowym turystą.

Sama miejscowość jest typowa: nadbrzeżny Chorwacki pocztówkowy widoczek. Trochę zatłoczony, ale oferujący także spokojne zaułki.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Z okazji, że odwiedziny przypadały w Boże Ciało, przez chwilę poczuliśmy się jak nad Polskim morzem. Wpadliśmy w krainę tandety, Chińskiego importu i rękodzieła. A także tłoku.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

To był jedyny raz kiedy dane nam było zobaczyć tego typu ekscesy na ulicach Chorwackich miast i miasteczek. Nakarmiwszy nasze oczy wspaniałymi wyrobami najróżniejszych zapomnianych rzemieślników wróciliśmy do domu, by przygotować się na następny dzień. Dzień, na który zaplanowaliśmy dłuższą podróż i trochę więcej atrakcji.

A na koniec dwie fotki dla miłośników motoryzacji; zobaczone gdzieś po drodze.

Obrazek
Wersja dla Niej i dla Niego.

Obrazek
Łza się w oku zakręciła...
kojacek
Cromaniak
Posty: 858
Dołączył(a): 29.05.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) kojacek » 27.06.2016 12:06

Monia zwana Krufką napisał(a):
Obrazek

To co widzicie na powyższej fotografii to dwa zaparkowane samochody.
Nie da się już chyba bardziej po Włosku... :-D
Łza się w oku zakręciła...

O, Subaru-w Chorwacji to rzadkość a tu proszę, Impreza nawet się na fotkę załapała ;)
Parkowanie jak to u nich-bez przesadnego stresu ;) a jakbym miał oceniać-Fiat chyba bardziej przeszkadza ;)

Monia zwana Krufką napisał(a):Obrazek
Łza się w oku zakręciła...

Trochę takich i innych okazów można tam znaleźć, stare "Renówki 4" itp.

PS: włoski, chorwacki-przymiotniki-małą literą :) i dawaj dalej te wspomnienia i fotki :)
slawekkg
Croentuzjasta
Posty: 325
Dołączył(a): 16.02.2015

Nieprzeczytany postnapisał(a) slawekkg » 30.06.2016 20:05

Witam to i ja poczytam.Pozdrawiam z Vodic :papa:
Monia zwana Krufką
Globtroter
Avatar użytkownika
Posty: 58
Dołączył(a): 26.12.2015

Nieprzeczytany postnapisał(a) Monia zwana Krufką » 06.07.2016 00:22

DZIEŃ 6 - "MAN ON THE MOON"

Dzień rozpoczęliśmy wcześnie, gdy słońce było jeszcze nisko, tradycyjnym już śniadankiem na tarasie. Śniadanko typowo wakacyjne: szybkie, proste i przyjemne. Uprasza się o nie komentowanie zawartości tależy :P

Obrazek

Zabraliśmy co potrzeba, pamiętając o czapkach oraz wodzie i ruszyliśmy "w lewo", na Zadar.
Plan na dziś: zabawa w załogę misji Apollo, czyli lądowanie na Księżycu. Współpomysłodawcą był użytkownik kulka53, który pomysł podrzucił na etapie planowania. Pewnie sam o tym nie wie, ale serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy! :)

Obrazek

Nie ujechaliśmy daleko gdy okazało się, że wg. AutoMapy nie ma jednak połączenia lądowego pomiędzy Vodicami a Prizną, która miała być naszą furtką na Księżyc. Na rogatkach Zadaru stwierdziła, że jednak jakaś droga jest i jeśli chcemy to może nas poprowadzić. A radości ich nie było końca, choć droga nie jest skomplikowana - trzeba po prostu wciąż jechać "w lewo" ;)

Pamiętacie, jak kilka dni temu pisałem o świetnych drogach, wspaniałych zakrętach i Samochodowym Niebie? W drodze do Prizny znaleźliśmy się w Samochodowym Piekle. Kto jechał tam drogą od Zadaru to wie, że gdy minie się miejscowość Sibuljina to droga zmienia się niekończące się pasmo zakrętów, łuków i "esów-floresów". A dlaczego Samochodowe Piekło? Tamtego dnia przed nami jechał jakiś mały Peżocik, którego kierowca przed każdym - ale to każdym! - łukiem, nie ważne jak łagodnym, hamował "do dwójki" tylko po to, by po łuku gwałtownie przyśpieszyć... Swego czasu, razem z kolegą w pracy, opracowaliśmy wstępnie projekt pneumatycznej gwoździarki montowanej w przednim zderzaku samochodu. Tamtego dnia, na nadbrzerznych łukach, po raz setny bezsensownie hamując i niepotrzebnie redukując bieg żałowałem, że nasz projekt nie doczekał się chociażby prototypu. W końcu jednak udało się "przeskoczyć" Peżocika, a kierowca małej, odważnej Skodziny zaprzysiągł do końca dnia nie hamować przed żadnym łukiem.

Od jakiegoś czasu po lewej stronie towarzyszył nam cel podróży:

Obrazek

Czasami towarzyszył nam także od frontu:

Obrazek

Szpiegowskie "foto z przyczajenia": spacerująca Monia rozprostowująca nogi, a w tle Stały Ląd:

Obrazek

Woda gdzieś przy trasie. Takie kolorki tylko w Cro...:

Obrazek

W końcu dojechaliśmy do Prizny, gdzie grzecznie ustawiliśmy się w kolejce po bileciki na prom:

Obrazek

Każdemu, kto zdecyduje się na promową przeprawę z Prizny polecam zwrócić uwagę na toi-toia, który znajduje się przy kasie
biletowej. Warto. Celowo nie wstawiam fotki by rozbudzić Waszą ciekawość i sprawić, byście zapamiętali to zadanie. Ogłaszam także oficjalny konkurs: czteropak piwa wygra osoba, która udowodni, że miała odwagę z niego skorzystać. :D

Sam załadunek na prom był szybki i sprawny. Przyznam się, że była to nasza pierwsza samochodowa przeprawa, więc radocha była spora. Zaparkowaliśmy w wyznaczonym miejscu i ewakuowaliśmy się na wyższy pokład.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Podróż trwała krótko i była przyjemna. Po opuszczeniu promu przywitał nas Księżyc. Stwierdziliśmy, że czas przestać jechać wciąż "w lewo" i skręciliśmy w prawo - jedziemy na sam koniec Księżyca, do miasteczka o stosownej nazwie: Lun.
Droga do Lun jest tak prosta, że możnaby zablokować kierownicę patykiem i zająć się jedynie podziwianiem okolicy. Taka dygresja.

Lun to spokojna i leniwa miejscowość. Cóż tu dużo pisać.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Monia podpowiada, że do powyższego zdania należy się małe sprostowanie, i ma tu rację. Poszliśmy na kawkę do jakiejś niedużej kawiarenki. Wybraliśmy jedyny wolny stolik, a pech chciał, że naszymi sąsiadami była gromada dziarskich Niemców w wieku 50+. Oczywiście wszyscy już "po dwóch", głośni, wręcz niedorzecznie hałaśliwi, prowadzący dialogi pomiędzy sobą na maksymalnej głośności. Dialogi najpewniej zabawne, bo wybuchali salwami śmiechu tak wymuszonego i gardłowego, że zacząłem zastanawiać się czy będziemy świadkami powstania odmy płucnej lub udaru mózgu... Patrzyliśmy na nich z politowaniem, podobnie jak siedząca obok nas parka Austriackich seniorów. W końcu wszystkie najśmieszniejsze na świecie dowcipy zostały opowiedziane, piwa dopite, więc towarzystwo z nabrzmiałymi do przesady tętnicami szyjnymi ruszyło do wyjścia. Oczywiście biedna kelnerka musiała za nimi biegać, gdyż zostawili przy stole kurtki(!) i torebki uważając, że obsługa hotelowa wszystkim się zajmie... Masakra. Wiem, że to politycznie niezbyt poprawne ( zapewne! ), ale chyba nie cierpię Niemców. Może i robią niegłupie bryki i mają fajne autostrady, ale zachować się to oni nie potrafią.

Tak czy inaczej - ruszyliśmy do kolejnego "waypointa" dnia - miasteczka będącego imiennikiem Księżycowej Wyspy - do Pag.
Widok na Stały Ląd, foto z drogi:

Obrazek

Dotarliśmy na miejsce.
Bardzo przyjemne miejsce, takie widokówkowe. Przy okazji byliśmy świadkami parkingowej stłuczki, sprawca której zachował się bardzo południowo - zawinął się z miejsca zdarzenia jak gdyby nigdy nic, nie przejmując się ludźmi stojącymi i bezczelnie obserwującymi "co będzie dalej?"

Kilka fotek z miasteczka Pag:

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Pierwszy raz w życiu widziałem miejsce parkingowe dla ryb...

Obrazek

...oraz solarną ławkę z gniazdkami - gdyby ktoś chciał się podładować podczas odpoczynku:

Obrazek

Zwiedziwszy Pag wyruszyliśmy w drogę powrotną.
Na uwagę zasługuje miejsce zaraz przed momentem, gdy wyspę się opuszcza, dosłownie przed samym Paśkim Mostem. Polecam zatrzymać się i chwilę pokontemplować widok. Fajne uczucie, gdy obserwowałem góry na horyzoncie wiedząc, że kilka godzin temu prowadziłem auto u ich podnóży. Podróżowanie to świetna rzecz. Podróżujcie kiedy tylko możecie.

Sam most, z nieznanych nam przyczyn, w Internetach opisują jako "zadziwiający" i "niezwykły", podczas gdy jest on po prostu zwyczajny - jest jednym z setek zwykłych chorwackich mostów. Widzieliśmy już ładniejsze, dłuższe, wyższe i bardziej karkołomne.

Obrazek

Kilka fotek ze wspomnianego punktu:

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Nasza dzielna Skodzina podczas odpoczynku:
( gdybyśmy kiedyś chcieli ją sprzedać to będzie niepowtarzalne zdjęcie na OLX ;) )

Obrazek

Opuszczona budka na poboczu:

Obrazek

...oraz jej prześliczni mieszkańcy:

Obrazek
Obrazek

Następnie wróciliśmy do Vodic, a droga powrotna była dużo szybsza, ale już nie tak atrakcyjna.
To był udany dzień pełen wrażeń i obrazków, które zapamiętamy na długo.
Dzień na Księżycu. Misja Apollo zakończona powodzeniem.
"Houston, obyło się bez problemów".

PS. Tak, oglądając te zdjęcia dochodzę do wniosku, że koniecznie muszę oddać aparat do czyszczenia matrycy. Koniecznie...
boboo
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4907
Dołączył(a): 06.08.2014

Nieprzeczytany postnapisał(a) boboo » 06.07.2016 06:28

Niezwykłość mostu polega na tym, że regularnie jest muskany wiatrami, których prędkość zbliża się do ćwierci Macha.
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Nasz pierwszy raz... w Chorwacji - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone