30 lipca (czwartek): Powrót z uvali Luke do PovljiZostawiamy Plavca na "kotwicy" w uvali Luke (mało mamy takich zdjęć, na których kajak jest zapakowany
):
i idziemy przyjrzeć się z bliska konobie Rojen:
Najlepsze miejsca w cieniu zajęte:
ale coś by się znalazło w drugiej części restauracji:
Podchodzi kelner i wskazuje stolik, na który nie ma rezerwacji. Niby moglibyśmy usiąść, ale czujemy się trochę nieswojo. Założyliśmy co prawda koszulki i spodenki na stroje kąpielowe, ale i tak jesteśmy cali z soli, jakbyśmy wyszli prosto z morza
W zasadzie tak właśnie jest
Poza tym przy wejściu nie ma menu, więc trudno się zorientować w ofercie i cenach. A jak dostaniemy kartę (o ile, w ogóle ją mają, a nie gotują to, co akurat złowili
), to głupio będzie odejść...
I tak debatując, ostatecznie stwierdzamy, że nie jesteśmy bardzo głodni (jest gorąco!) i wystarczy nam prowiant, który mamy.
Patrzymy z restauracji na zatokę:
i po chwili, w sumie bez żalu, odpływamy:
Pewnie sympatycznie byłoby posiedzieć w konobie Rojen, zwłaszcza większą ekipą, ale ze względu na nasz
outfit , raczej wolelibyśmy luźny klimat beach baru, co wcale nie oznacza, że tutaj atmosfera była napuszona
Opłyniemy sobie teraz uvalę Luke z drugiej strony. Znowu natykamy się na znajomo wyglądający jacht:
Młody mężczyzna wyłania się zza niego i wypływa na środek zatoki na czymś, czego jeszcze nie widzieliśmy
:
To fliteboard, czyli deska z napędem elektrycznym. Chłopak nieźle sobie radzi
:
Zatrzymujemy się na chwilę i patrzymy. Alternatywa dla SUPa? Na pewno dużo droższa. Ceny oryginalnych fliteboardów kształtują się na poziomie 13 tysięcy dolarów
Na allegro znalazłam model za niecałe 30 tysięcy złotych, ale to i tak mnóstwo kasy...
No cóż, nie dla nas takie atrakcje
Płyniemy dalej:
Po tej stronie uvali znalazłoby się jakieś miejsce do plażowania:
Chociaż na samotność nie ma co liczyć:
W wodzie można nawet znaleźć arbuzy
:
W sumie szkoda, że go nie zabraliśmy
Przed nami Povlja (a dalej - Makarska Riviera):
ale my nie chcemy jeszcze wracać. Ponownie wpływamy do uvali Točinjak. Cumuje tu zdecydowanie więcej różnych jednostek pływających niż rano:
Odnajdujemy półkę skalną, na której plażowaliśmy wcześniej:
ale stwierdzamy, że popłyniemy kawałek dalej, tam, gdzie poprzednio była piana. Tym razem nie ma po niej śladu, więc zostajemy:
Miejsce jest bardzo wygodne i zapewnia ciekawe widoki:
A pod wodą - strzępiel pisarz:
i... czyżby rekin?
Nie, to statecznik Plavca
:
Odwiedza nas też motylek, który najpierw siada na moim łokciu:
a później na chustce
:
Nie może się ode mnie odczepić
Dobrze, że nie gryzie
I tak po plażowaniu w sumie w dwóch miejscach i "zwiedzaniu" uvali Luke postanawiamy wracać. Najwyższa pora, bo jest już prawie 18:00. Przed nami Povlja:
Mijamy latarnię morską:
i dopływamy do plaży, przy której czeka na nas Maździak. Trudno wychodzi się na brzeg ze względu na duże fale i śliskie kamienie:
Rzut oka w kierunku Biokova:
i pakujemy się do samochodu. Na koniec - mapka z zaznaczonymi wszystkimi etapami naszego
Tour de Luke :
W planach mamy teraz spacer po Povlji, ale to już w następnym odcinku