Na dziś mieliśmy w planie jeszcze jeden punkt programu. By tam dotrzeć wróciliśmy do Kalavrity a tam utknęliśmy na dłuższą chwilę nie mogąc odnaleźć właściwej drogi wyjazdowej. Potwierdziło się to, że w greckich nawet najmniejszych miasteczkach o pomyłkę nietrudno... drogowskazów albo nie ma, albo są tak ustawione, że trudno je dostrzec, a jednakowe uliczki utrudniają zorientowanie się, która mogłaby być tą główną. Byliśmy już bliscy rezygnacji

, no ale ostatecznie trafiliśmy gdzie trzeba.
Boczna droga z Kalavrity na południe jest całkiem dobra, z tym że wspina się na jakąś przełęcz. Nie wiem jak wysoką... ale wysoką

, strzelę sobie i powiem że 1500 m nie będzie wielką pomyłką. Na tę przełęcz trzeba wjechać... i zaraz potem z niej zjechać... a wszystko to dzieje się w górach Chelmos których najwyższe szczyty przekraczają 2300 m . Ale te akurat peloponeskie góry tym razem nas nie interesują, my chcemy wejść do ich środka

. A to będzie możliwe w jaskini o nazwie Spilio ton Limnon, czyli Jaskini Jezior.
Odkryta dopiero w 1964 roku jaskinia jest podobno jedną z ciekawszych w Grecji. Znajduje się tuż przy drodze, więc z dotarciem nie ma wcale kłopotów. Zatrzymuję się w cieniu rachitycznych akacji, tłumów nie ma, no ale tego właściwie się spodziewaliśmy... baliśmy się nawet czy w ogóle zbierze się jakaś grupa z którą będziemy mogli wejść do środka. Wbrew pozorom tak źle nie było, po zakupie biletów (5 euro od osoby) poczekaliśmy może 15 min i wraz z kilkunastoma osobami i młodym przewodnikiem weszliśmy.
Powiem szczerze, że jaskinia jednak nieco nas rozczarowała. Tytułowe jeziora, jako że była jesień były częściowo wyschnięte

a sama trasa była w sumie dość krótka (w jedną i drugą stronę szło się ta samą drogą). Rzecz jasna nie wolno było robić zdjęć co na początku troszkę omijaliśmy, jednak bez większego efektu




Te zadziwiające kolory to z powodu nie przestawionego balansu bieli

.
Oprócz nas byli sami Grecy i para starszych Niemców. Nie zrozumieli, że nie można tu pstrykać, dziadek wyciągnął aparacik i dawaj.... z lampą

. Głośne „no photo” ostudziło jego, a przy okazji i nasze zapędy...
W sieci natrafiłem na kilka zdjęć wykonanych przez naszych rodaków

, którzy pewnie nie mieli Niemców za towarzystwo

. No i pamiętali o balansie bieli

.




Nie było jeszcze późno, zaplanowane punkty dzisiejszego dnia nie zabrały nam aż tak dużo czasu. Jednak 3 krótko przespane noce z rzędu dawały się mocno we znaki a swoje dołożył kolejny gorący dzień. Dlatego chcieliśmy podjechać jeszcze kawałek, by jutro mieć dobry punkt startowy do dalszego zwiedzania, a dziś ugotować sobie porządny obiad i odpocząć.
Góry Chelmos


Wnętrze Peloponezu jest malownicze, górzyste i poprzecinane niełatwymi drogami. W jedną taką się wpakowaliśmy... to efekt tego że kocham skróty

.

Tempo spadło jeszcze bardziej... do 20 km/h... ale gdzieś, pod koniec tej „szosy” pozostaliśmy na dłużej. Wcisnąłem się gdzieś, pomiędzy drzewa, po jednak stronie głęboka dolina, po drugiej zbocze wzgórza, na małą polankę. W końcu mogliśmy rozłożyć nasz cały „sprzęt” z krzesełkami i stolikiem

, porobić porządki we wnętrzu auta, ugotować syty posiłek, wykąpać się... Z tym ostatnim nie było tak prosto, zapadał bowiem zmierzch a byliśmy na wysokości z pewnością powyżej 1000 m, to nawet na tak upalnych terenach ma swoje konsekwencje w postaci nieco już chłodniejszych o tej porze roku wieczorów.
Dookoła las, nad nami gwiazdy... było cicho, spokojnie, pięknie

.
A dojechaliśmy mniej więcej tu:

A - Diakofto
B - monastyr Mega Spileon
C - Kalavrita
D - monastyr Agia Lavra
E - Jaskinia Jezior
F - nocleg gdzieś na Peloponezie...
c.d.n.