Kamienie w Antenie i Santorini na deser ...
ciąg dalszy
Z Akrotiri jedziemy do latarni ... było to jedno z dwóch miejsc, które zażyczyła sobie zobaczyć
Potter 
.
Jakby sobie nie zażyczyła też byśmy tam pojechały
Szkoda tylko, że pogoda nam się troszkę popsuła ... spadły nawet dwie krople deszczu

, ale cały czas było bardzo gorąco





W tym miejscu pragnę uspokoić mojego męża (czyta relację, bo stwierdził, że nie da rady obejrzeć tych 3 tysięcy zdjęć cośmy narobiły

),
że ja tam nie schodziłam i wogóle cały czas byłam bardzo ostrożna ... nie podchodziłam za blisko krawędzi przepaści ... itp.





Kiedy już miałyśmy wracać, jakiś facio poprosił nas, żeby zrobić mu zdjęcie ... na wystającej skale ... i żeby było w stylu
"tragadi" - jego słowa
Zrobiłam mu kilka fotek i już widziałam, że
Potter przebiera nóżkami, bo też chciała takie ...
tragedi 
(ja oczywiście tam nie poszłam

)






Sesja zakończona można było wracać do samochodu ...
Pomagałam
Potter w manewrach cofania ... za co ona w podziękowaniu postanowiła mnie zostawić ...

Zabrała mnie jednak ... bo przecież JA MIAŁAM PLAN
Teraz zapodaję numerki na ...
BLACK BEACH
A po drodze mijamy takie instalacje ...

No tym polu rosły pomidorki ...

Stwierdziłyśmy więc, że tak na Santorini wyglądają strachy na wróble ...


Widoki stamtąd też były fajne ... to nasz najbliższy cel

A tam gdzie stoją te łódeczki jest WHITE BEACH ... ale od strony lądu dostać się na nią ciężko

Zostawiamy strachy na wróble i jedziemy ...
W pewnej chwili Halinka nakazuje skręcić w prawo ... w drogę szutrową ... dość nędznej jakości ...
Potter zauważa nieśmiało, że nasze ubezpieczenie "od wszystkiego" takich dróg nie obejmuje

... ale jedziemy ...
Mówię, że skoro
Kulki dojechały tam swoją
Skodzianką, to i my damy radę ... prawda, że dobry argument


Kozy chodzą na skróty ...

Dojeżdżamy bez strat ... i idziemy się rozejrzeć












Potter odmawia współpracy ...

Wstała jednak ... mogłyśmy jechać ... na
RED BEACH ... dla odmiany ...
