Taaak

Skłonność do takich domków ma mój mąż. Na Warmii mieszkamy w starym, poniemieckim domu, nad morzem też w przedwojennej odnowionej willi

Tylko, że takie klimaty mają niestety swą cenę

Ta była wysoka- 100e za dzień.
1 dzień
Już o 5 budzi mnie szum wiatru. Wieje coś za mocno

Ocho, myślę, to ta sławna bora. Zmartwiona pogorszeniem pogody nie zasypiam. Ale rano okazuje się , że owszem wieje ale na niebie nie ma ani jednej chmury, jest ciepło tylko morze silnie wzburzone. Idziemy na plażę pod domem:
Plaża jest malutka i oprócz nas pojawia się na niej tylko rodzina Słowaków. Wszystko byłoby doskonale gdyby nie fakt, że słońce znika z plaży około 12.00

A my jak nigdy jesteśmy go spragnieni. No i fale wyrzucają dzieci na brzeg razem z materacem. Wracamy do domu bo najmłodszy syn musi się położyć i zasypia kamiennym snem. tak to jest jak się wypoczywa z dziećmi, często trzeba się dostosować do ich rytmu dnia. W naszym przypadku z dzieckiem nadpobudliwym jest jeszcze trudniej. Bo mimo wakacji musimy mieć oczy dookoła głowy. Przydaje się to w Basinie kiedy w ułamku sekundy Wiktor zsuwa się z betonowego brzegu do wody

Chwilę po zrobieniu tego zdjęcia:
Na szczęście woda sięga mu tylko do kolana ale wystraszony już do końca pobytu nie podchodzi do krawędzi w żadnym porcie.
Wieczorem jedziemy do Stari Gradu. A ja się zdobywam na odwagę, żeby podejść do przemiłej, pięknie uśmiechniętej Pani Kasi

z tego miejsca ją serdecznie pozdrawiam i dziękuję za rady jakich nam udzieliła. Za polecenie Konoby Vrisnik- hobotnica była przepyszna

Nie tylko rady ale też króki opis życia codziennego autochtonów.
Chodzimy po mieście zaglądając w wąskie uliczki i jedząc lody ( jak dla dzieci kulki są aż za wielkie) , nagle przypominam sobie , że znajduje się tutaj pałac Petra Hektorovicia

Wchodzimy jako jedni z ostatnich ( do 19.00) więc jest już pusto. Sama budowla jest skromna i nie poraża wielkością ale basen z rybkami - super

można patrzyć całymi godzinami, woda przynosi chłód aż się nie chce wychodzić.
Troche mu zazdroszczę. postawił sobie willę w takim fajnym miejscu
Wracamy do domu. Po drodze wsparci radami Pani Kasi ustalamy, że następny dzień spędzimy po drugiej stronie , za nowym tunelem. Gdzieś w okolicach Milny. Mąż ma słuszne podejrzenia, że po drugiej stronie tzn od morza mniej wieje
Po śniadaniu wyruszamy. Ja nie wiem czemu tak się psioczy na Hvarskie drogi, wcale nie są aż tak kręte i wąskie choć mieszkańcy rzeczywiście jeżdżą po nich z pewną fantazją- pewnie to kwestia przyzwyczajenia
Zajmujemy miejsce na plazy gdzieś pod Milną prz kampingu i oddajemy się błogiemu nic nie robieniu. Czas płynie szybko i koło godziny 14 postanawiamy wrócić na obiad do Starego Gradu. Cóż , dzieś musimy zweryfikowac swoje plany

o tej porze większość konob/ restauracji jest zamknięta. Życie w południe zamiera, za to trwa potem nawet do 2.00 w nocy

Wreszcie udaje nam się znaleźć restaurację, która podaje nam pizzę margaritę ( moja córka jest monotematyczna nwet na wakacjach) i spagetti frutti di mare z .... chyba rakiem

Żałuję, że nie zrobiłam mu zdjęcia póki jeszcze był cały
W każdym razie uznajemy wypad na drugą stronę wyspy za wielce udany i postanawiamy go powtórzyć następnego dnia i następnego i następnego... Hvar ma tyle pięknych plaż i zatoczek na niewielkiej powierzchni , że codziennie można być na innej

co za rozpusta. Zapada więc decyzja o jeździe przez tunel Pitve....