termondar napisał(a):Wierz mi, nie mam teraz, ani wcześniej nie miałem zamiaru wywoływać dyskusji na temat Fundamentów Wiary, czy światopoglądu (Katolickiej czy innej) ale po prostu nie czuję tego co napisałeś. Może nie zrozumiałem twojej wypowiedzi, ale wież mi, że mnie czasem, jako katolika irytuję to co mówią czy piszą ludzie którzy nie znają naszej wiary, a swoje oceny, czy opinie opierają na subiektywnej ocenie pojedynczych członków wspólnoty.
Proponuje zakończyć tę polemikę, bo to przecież jest "Trochę humoru 2" a nie "Warto rozmawiać"
Pozdrawiam
Marian
A i ja nie zmierzam w kierunku dyskusji o fundamentach wiary, aczkolwiek myślę, że mogłoby to być ciekawe:). Chyba nie czujesz jednak tego, co chciałem przekazać...ale zostawmy to. Nie ten dział, jak piszesz...nie ta forma przede wszystkim...
Twoją irytację rozumiem. Ja tak mam, kiedy pośród katolików "przejadę" się po instytucji kościoła i po pewnych "zasadach" w niej obowiązujących. Bez kija nie podchodź, bo mimo iż miłość do bliźniego jest na pierwszym miejscu...to jakoś wtedy zawsze się zawieruszy podczas rozmowy:).
ps. piszesz o tych, którzy nie znają Waszej wiary...ilu z Waszych nie zna Waszej wiary?:) - taka dygresja rzucona w eter, nieskierowana do Ciebie. Duchowość umiera. Poszukiwania tejże również. Swego czasu był postulat, aby do szkoły podstawowej wprowadzić przedmiot "Przedsiębiorczość"!!!! Że niby młody człowiek będzie sobie potem lepiej radził w życiu... Wg mnie, zamiast tego powinien się pojawić przedmiot "Filozofia", żeby młody człowiek rozumiał, co wokół Niego się dzieje... Wywalić religię, wywalić etykę...Bez "doktrynowania" (religia) i bez stygmatyzowania (etyka)!! Myślę, że podstawy filozofii zrobiłyby więcej pożytku. ...no ale....nie ten dział, czas i forma...wracając więc do tematu...
Był sobie kościół i był sobie bar po drugiej stronie ulicy. Proboszcz od dawna zabiegał o to, by bar zamknąć, lecz właścicielowi wciąż udawało się jakoś swój interes bez szkody dla zysku prowadzić.
Ksiądz groził karą boską, wyklinał, przeklinał i wzywał wiernych do modlitwy, aby niewygodnego przedsiębiorcę z pomocą bożą usunąć. Bez efektu.
Aż kiedyś przydarzyła się burza, pioruny waliły gdzie popadnie, a jeden rzeczywiście trafił w knajpkę, która niewiele myśląc wzięła się i spaliła do imentu.
Właściciel także się nie zastanawiał, tylko wziął i z miejsca podał proboszcza do sądu, za to, iż to z jego przyczyny szkodę on sam jako człowiek interesu poniósł.
Proboszcz oczywiście zaprzeczył: "To jakiś absurd!", a po jego stronie opowiedziała się większość wiernych z parafii.
Rzecz jasna wkrótce spotkali się wszyscy w sądzie. Na rozprawie sędzia rozłożył przed sobą akta, przewertował, potoczył wzrokiem po sali i powiedział:
- Nie wiem, co się tu, kurde, dzieje, ale z tego, co widzę w tych papierach, to mamy tu jednego szynkarza, który wierzy w potęgę sił boskich i setkę parafian wraz z księdzem, którzy temu stanowczo zaprzeczają...