Wracam do auta i zastanawiamy się co robić, ta pogoda trochę, a nawet bardzo rozwaliła nam plany. Teraz koncepcji jest kilka, i nie wiemy na którą się zdecydować. Czy zostać tu w okolicy, przenocować i nadal zwiedzać Rodopy? W deszczu, mało sympatyczna opcja

. Czy realizować plan dotarcia jak najbliżej Pirinu by jutro podjechać do schroniska Kamienica i udać się tam, gdzie nie dotarliśmy w zeszłym roku z powodu braku czasu, czyli nad Tewno Ezero i tam spędzić pierwszą, górską noc w namiocie? . Też odstrasza nas pogoda i wciąż nie wyleczony palec Lidii

. Czy powoli zacząć się kierować na północ, w kierunku domu, nieśpiesznie zwiedzając różne miejsca po drodze? . Tak bardzo szkoda by nam był odjeżdżać stąd, skoro jest tu tyle możliwości a jesteśmy już tak daleko na południe, tak blisko Grecji

. Czy może w końcu nie oglądając się na skąpaną w deszczu Bułgarię wyruszyć na południe właśnie, by po raz pierwszy w życiu ujrzeć kolejne już morze, Morze Egejskie?
Ciężki wybór, trudna decyzja. Niepewność co do pogody na kolejne dni sprawia, że coraz bardziej skłaniamy się ku ostatniej opcji

, ostatecznie porzucając koncepcję zwiedzania Rodopów. Robi się coraz później a my jesteśmy już coraz bardziej głodni, najwyższy czas na znalezienie sobie jakiegoś miejsca gdzie bez obawy o przemoknięcie będziemy mogli ugotować sobie obiad

.Przypomina się nam zeszłoroczne gotowanie gdzieś przy chorwackiej "jedynce", między Plitvicami a Udbiną, pod dachem opuszczonej jadłodajni

. Opuszczamy dolinę rzeki Trigradskiej kierując się znów na zachód i już po kilkunastu kilometrach znajdujemy świetne miejsce odpowiadające naszym dzisiejszym potrzebom

. Okazuje się, że podobnie jak Rumunia, Bułgaria od pewnymi względami jest znacznie przyjaźniejsza niż Chorwacja dla spędzających wakacje w sposób taki jak my, bardzo często można napotkać przy drogach nie tylko ujęcia wody, ale także drewniane budki , często osłonięte od wiatru, w których znajduje się stół i ławki. Właśnie w jednym z takich miejsc zatrzymujemy się by ugotować sobie dzisiejszy posiłek.......
Około 19 ruszamy dalej, teraz już tylko po to by znaleźć sobie sympatyczne miejsce noclegowe. Okolica zdaje się nam sprzyjać, wyjeżdżamy już bowiem całkiem z głębokich dolin rzecznych na wyżej położone, bardziej otwarte przestrzenie. Już po chwili skręcam w boczną dróżkę gdzieś w łąki porośnięte bujnymi, zrudziałymi trawami, oddalam się kawałek od drogi, pod mały zagajnik. Tu zostaniemy.
Nie będziemy rozbijać namiotu, co prawda już nie pada ale jest okropnie zimno, tu, na wysokości pewnie około 1000 m temperatura oscyluje w granicach 10 stopni. A pomyśleć, że w zeszłym roku te okolice smażyły się w ponad 40-sto stopniowych upałach

. Jest zimno, szaro, mokro, po prostu paskudnie

. To kolejna, trzecia już noc, którą spędzimy w samochodzie

, cóż, takie warunki pogodowe nie są na pewno łatwe i mogą zniechęcić do podróżowania na dziko z namiotem.... nas jednak nie zniechęciły

.
Zapada ciemność, w dole widać migocące światła jakiejś ostatniej przed grecką granicą bułgarskiej, górskiej wioski na końcu świata. Tak jak w zeszłym roku w Melniku, tak i teraz dopadł nas grecki operator sieci komórkowej. "Welcome in Greece" napisał

. Czyżby był jakimś prorokiem

.
c.d.n.