31.12.2010 - Červenohorské sedlo, czyli jazda szalonymi orczykami
Dzisiaj odwiedzimy stację narciarską, która podobała nam się najbardziej ze wszystkich, które widzieliśmy w Jesionikach. A to za sprawą "szalonych orczyków", które szybko zabierały nas na górę i dostarczały całkiem sporej dawki adrenaliny
Červenohorské sedlo to ośrodek położony na przełęczy o tej samej nazwie. Mieliśmy na niego "chrapkę" w kwietniu, ale już nie chodził, bo niestety nie śnieżą sztucznie, więc dobre warunki utrzymują się wyłącznie w szczycie sezonu narciarskiego.
Zatem dzisiaj jazda tylko na naturalnym śniegu i tylko orczykami

Może jestem dziwna, ale wolę orczyki od kanap, zwłaszcza gdy temperatura wynosi sporo poniżej zera. Wtedy na krześle bardzo się marznie.
Ale jak orczyki to tylko na Červenohorskim sedlu (ewentualnie na Świniorce

) - długie, szybkie, na fajnych, dosyć stromych trasach.
Długość tras jest
tutaj.
Jeździliśmy głównie sjezdovkami 2 i 2a (czerwonymi) oraz 3 i 3a (niebieskimi). Z tym, że te czerwone były naprawdę czerwone!
A naszym ulubionym wyciągiem był vlek B - fajnie zagięty w 2/3 długości, dzięki czemu wykonywało się szybki wiraż, bo orczyk pędził!
Samo wsiadanie na wyciąg dostarczało sporo emocji. To Tatrapoma z sygnalizacją świetlną

Za pierwszym razem próbowałam trochę pocwaniaczyć

, bo odstępy między orczykami wydawały nam się niepotrzebnie długie i wsiadłam na świecącym się jeszcze czerwonym świetle. Orczyk stanął dęba i za nic nie chciał ruszyć. Jak wreszcie się udało, pociągnął mnie mocno do góry i poszybowałam w powietrze. Na szczęście udało mi się wylądować na nartach i nie zaliczyć gleby

Mój małżonek nie miał tak dużo szczęścia
Nauczeni tym doświadczeniem już więcej nie próbowaliśmy łamać przepisów
Pogoda niestety dzisiaj nam nie sprzyjała. Mimo to jeździło się fantastycznie!
Ośrodek jest położony po obu stronach drogi dojazdowej, z tym, że tam gdzie znajduje się Horsky Hotel i inne penziony, są tylko 3 krótkie orczyki i mało ciekawe trasy. Zjeżdżamy tam tylko raz, focimy zamgloną i znacznie ciekawszą drugą stronę:
i przenosimy się tam
Na zdjęciu od prawej: trasa 4 (niebieska), 3 (niebieska), 2 (czerwona) i kawałek czarnej "jedynki".
Przechodzimy przez drogę i docieramy pod kultowy "żółty namiot" opisywany na skiforum, który okazuje się być zielonym namiotem
Szkoda, że nie świeci słoneczko. Można by pić grzańca, rozpierając się wygodnie na ławkach. Ale biorąc pod uwagę dzisiejsze warunki atmosferyczne, wolimy się trochę ogrzać w środku, ale oczywiście nie od razu. Najpierw musimy się wyjeździć!
A oto nasz ulubiony orczyk B:
Dobrze widać, jak stromy jest ten podjazd.
A to czerwone trasy - nr 2:
i 2a:
Na tych czerwonych trasach były dwie strome ścianki, gdzie trzeba było trochę "pokombinować"

Poza tym jeździło się bardzo przyjemnie.
A momentami się przejaśniało i mogliśmy podziwiać widoki
Niebieska trasa 3a:
Co do czarnej trasy, to nie zapuszczaliśmy się tam, bo nie byliśmy pewni, czy orczyk A chodzi. Nie chciało nam się zjeżdżać do niego po to, by przekonać się, że wjazd jest niemożliwy, a my musimy trochę podreptać pod górkę. Czerwone i niebieskie trasy w zupełności nam wystarczały
I na koniec jeszcze jedna fota "żółtego namiotu":
Wyjeździliśmy się na maksa! Szusowaliśmy do końca, czyli do 16:00. Tym razem mieliśmy całodzienny karnet w bardzo atrakcyjnej cenie 320 koron.
Po szalonym i wyczerpującym dniu mieliśmy zamiar uczcić Nowy Rok na rynku w Jeseniku (wszak był to przecież Sylwester!). Ale, wstyd się przyznać, zmorzył nas sen...
Chociaż właściwie to nie żaden wstyd, po tak intensywnie spędzonym dniu.
W końcu nastawiliśmy się na nartowanie, a nie na świętowanie Nowego Roku.
O północy obudziły nas petardy. Powiedzieliśmy sobie: Szczęśliwego Nowego Roku! I znowu zasnęliśmy
Jutro przecież czekał nas kolejny dzień na stoku
