W oczekiwaniu na zamówienie uczymy się kilku słówek z naszego obrusa.
Na stole mamy także mapę.
Jesteśmy dokładnie tu:
Tawerna jest całkiem klimatyczna.
Dla nas jednak najważniejsze jest, że mamy cały czas na oku naszą Linę.
To ważne bo z prawej burty nikt jeszcze nie stoi, trzeba uważać i pilnować.
Pojawia się nasze zamówienie.
Dla Kapitana jakieś mięso w ostrych tureckich przyprawach.
Dla nas trzech gemista.
Jeszcze dobrze nie przełknęliśmy ostatniego kęsa gdy w basenie portowym pojawił się jacht i widać, że będzie cumował obok nas.
Zostawiliśmy córy a sami pobiegliśmy chronić burtę i pilnować aby nie rzucili swojej kotwicy na nasz łańcuch.
A działo się przy tym cumowaniu…..
Czterech Brytoli zupełnie nie wiedziało jak poradzić sobie z manewrem.
Nie potrafili rzucić kotwicy, rzucali nie w tym miejscu co powinni.
Raz płynęli za szybko, za chwilę za wolno.
Pan z obsługi portu próbował komendami wykonać manewr ale oni nie bardzo słuchali albo słuchali ale nie rozumieli.
Tak czy inaczej – dobrze, że przy tym byliśmy bo dzięki temu nie rzucili swojej kotwicy na nasz łańcuch (a nie raz próbowali)…
Nareszcie stoją….
Możemy iść zapłacić za posiłek, ufff…
Starszy pan z tawerny uśmiecha się na nasz widok, sam też przyglądał się co działo się w przed chwilą w porcie.
Podjeżdża stacja benzynowa – ktoś będzie tankował łódź.
A my zrzucamy ponton i w końcu we troje płyniemy na plażę.
We troje bo Ewa tam doSUPuje.
Lądujemy na malutkiej pustej plażyczce.
Wisi nad nią wielkie drzewo z połową korzeni już w powietrzu.
Jest bardziej wychylone niż to słynne na Vrgadzie.
Ciekawe kiedy spadnie…..
Woda jest bardzo ciepła, siedzimy w niej długi czas.
Ania wypatruje w kamieniach przepiękną czerwoną rozgwiazdę.
Dość kąpieli, już nam się znudziło.
Pakujemy się do pontonu i wracamy.
Tym razem we czworo, Ewa nie chce na desce płynąć pod wiatr i fale bo odległość do plaży jest spora.

.png)
.png)
. Odwiedziliście może .png)
.png)


Choćby - jak mówisz - żeby miejscowy pokazał co jest warte uwagi. Z mapą zawsze łatwiej 
