napisał(a) Użytkownik usunięty » 15.08.2011 14:03
C.D. Meziholie - Velky Rozsutec
Spokojnie startujemy w kierunku szczytu.
Młodszy syn dzielnie maszeruje po kamienistym szlaku...
maszerował dzielnie do czasu... tej drabinki (chyba druga na trasie).
W pewnym momencie usłyszałem dźwięk pojeżdżających po szutrze nóg, płacz w niebogłosy, a ze szczeliny gdzie zamocowano drabinkę wystawały w górę nogi syna... kilku tyrystów pobiegło z pomocą. Okazało się, że żonie podjechały nogi po zejściu z ostatniego szczebla, a chłopak poleciał do tyłu nadkrywając się nogami. Nic się nie stało, gdyż upadek zaasekurowała resztkami równowagi żona. Przepakowaliśmy go więc tylko do nosidła i ruszyliśmy dalej.
... a dalej widoki, widoki, widoki...
Pięknie oświetlony Stoh. Wyobrażam sobie jak musiał wyglądać szlak w lesie, który zazwyczaj jest śliski i zabłocony nawet w porach suchych.
Wiadmo więc dlaczego "Rozsutec" czyli po naszemu Rozsypaniec
Chłopak troszkę chojrakował... musieliśmy go uspokajać. W duszy się usmiechałem i myślałem sobie "Ciekawe, czy przy zejściu też bedziesz taki odważny

"
To już ostatnie metry przed dojściem do grani szczytowej i zarazem jedyne miejsce lekko eksponowane na wytyczonym szlaku.
A raczej dokładnie, to to miejsce. Zza skały wyglądają ludzie, którzy chcą zejść. W głebi widać już mnie z dzieciakiem na plecach na grani szczytowej.
Tak wygląda to z drugiej strony. Niesety aparat miała żona, która ostatnia przeszła ten krótki odcinek.
Delektujemy się pierwszymi widokami z drugiej strony góry.
Jeszcze tylko krótki, ubezpieczony odcinek
... i jesteśmy na miejscu
c.d.n.