Re: Ponoć gdy tam pojedziesz, to nie szukasz więcej... -> Br
Kolejne dni mijały nam na beztroskim lenistwie

podjadaniu chorwackich przysmaków
Kamyki? Pyyyycha, niam, niaaammm....uprawianiu "sportów wodnych"
...przełamując fale...
TAKA Jadranka w Breli też potrafi dać czaduwstępu do snoorkingu
Średni
Najstarsza
Fauna i flora

Niezbyt bogata, ale dla amatorów tez może być - głębiej/dalej ponoć było ciekawiej 
i cowieczornych spacerach „na lody”.
Niestety nadszedł dzień powrotu, który utwierdził nas w przekonaniu, że następne wakacje to faktycznie minimum 2 tygodnie muszą trwać (z roku na rok dokładamy 1 dzień

), bo nikt nie chciał jeszcze wracać.
Nawet Starszaki, które mimo wakacji były całe ranki „on line” ze swoimi nauczycielami lub koleżankami/kolegami ze szkoły i robiły na bieżąco lekcje równo ze swoimi klasami (3 i 4 klasa to już nie takie hop-siup, coś tam uczyć się już trzeba

), żałowały, że od poniedziałku lekcje już nie będą się odbywać na tarasie, w cieniu palmy...
W drodze powrotnej – w poszukiwaniu „pamiątek”, których zapasy zrobiliśmy wracając z Omisa, a że było to ładnych kilka dni do tyłu, więc nieco się uszczupliły... - nie wpadliśmy od razu na autostradę, tylko w stronę Splitu jechaliśmy Jadranką, mając nadzieję, na znalezienie punktu z procentowymi pamiątkami przy drodze. O jakże srodze się zawiedliśmy! Po drodze była jedna czy dwie winiarnie, takie „licencjonowane”, z dobrym drogim winem, ale dokupienie kruskovaca czy prosku było niemożliwe

Zbaczaliśmy z trasy, wjeżdżaliśmy w wioski i... nic – prohibicja? Jakieś zakazy? No jakoś tak nie „po chorwacku” to było

Ale w sumie potem się zastanowiliśmy, że faktycznie, w Breli i okolicach też nie było tak popularnych w Orebicu „wystawek” w bramach, gdzie siedział starusieńki pomarszczony gospodarz i nawoływał na wino, lozu i rakiju...
W każdym bądź razie skoro dojechaliśmy tak daleko Jadranką, a Split widzieliśmy podczas poprzednich pobytów, postanowiliśmy dojechać do Trogiru, gdzie był duży, znany nam z drugich wakacji, targ przy porcie.
Jak umyślili, tak zrobili – a do tego w ten sposób po raz kolejny uciekliśmy przed deszczem – za nami zostawała pioruńsko groźnie wyglądająca burza – zawiesiła się nad Splitem i całe miasto ogarnęła ciemność... A my na rogatkach Trogiru mieliśmy cały czas piękne słońce...
Zaparkowaliśmy za targiem, parking znany, dzieciaki nawet prześcigały się we wspomnieniach, w którym miejscu poprzednio nasze auto stało na tym parkingu

Głowa Rodziny poszedł za sprawunkami*, a my łaps za aparat i biegusiem choć do mostu, zrobić kilka fotek, poprzypominać sobie stare znane kąty, a Młodej je pierwszy raz pokazać, obiecując solennie, że tu też kiedyś wrócimy...
Tu też jeszcze wrócimy 
Z Trogiru, jaki zapamiętałam, a może chciałam zapamiętać, zostały zabytki i klimat. Niestety albo źle trafiliśmy, albo coś się zmieniło na gorsze, bo strasznie brudno było

A może to też „syndrom Breli”? Że teraz każdy kawałek Chorwacji będziemy porównywać do wypielęgnowanej, czyściutkiej Breli? Oby nie, bo za rok – no, w sumie to za 8 miesięcy „tylko”! - mamy w planach wrócić do HR. Tym razem jeszcze nie jesteśmy gotowi na to samo miejsce, jeszcze chcemy poszukać dalej – kiedyś, jak już zobaczymy wszystko**, przyjdzie czas powrotów w ukochane miejsca. Do nich z pewnością należeć będzie Brela. A czy też Tribunj, który chcę właśnie podsunąć moim Czterem Jeźdźcom, to się okaże już latem, mam nadzieję................
* jak się okazało, coś było na rzeczy, bo na targu trogirskim na straganach oficjalnie można było kupić smokve, maslinu a ulje, a żadnego alkoholu. Jednak mój wytrwały mąż chodził i pytał, i został usłyszany – przy którymś stoisku starszawy Chorwat teatralnym szeptem spytał: Kruškovac želite kupiti? Zatim dolaze sa mnom...(no, mniej więcej tak spytał, zacytować nie zacytuję, a to dzieło translatora

) I zabrał mi Głowę Rodziny do auta kawał za targowiskiem, a po drodze wielokrotnie oglądał się za siebie, czy go ktoś nie śledzi

** tak, wiem, że zobaczenie wszystkiego jest zupełnie niemożliwe, bardziej skrót myślowy to był, no bo kiedyś zwyczajnie chyba stwierdzimy, że widzieliśmy już wszystko „co chcieliśmy zobaczyć” i wtedy nadejdzie ten moment powrotów
