3. Dzień IV - spotkanie z Przeklętymi
Znów nie mieliśmy kłopotów z zaśnięciem. Rakija dobrze wpływa na sen .
Rano pobudka i wyjazd do Albanii. Trasa nam znana z poprzedniego roku - kierunek Podgorica (na wjeździe robimy porządne zakupy na kolejne dni...), potem Tuzi i granica czarnogórsko - albańska. Bardzo miły celnik zajął się naszą odprawą. Wskazał Pawłowi - odczytując jego imię z paszportu drogę po jakże ważny kwitek umożliwiający poruszanie się po albańskich drogach. Wbił pieczątki do paszportów i "mirësevini" w Albanii - celu naszej podróży.
Po przekroczeniu granicy zaraz skontaktowałem się ze znanym z forum ks. Artanem z Koplika, z którym umówiliśmy się przy kościele w Kopliku. Znalezienie kościoła nie stanowiło żadnego problemu. Stoi on na wylocie w stronę Szkodry. Ks. Artan - to bardzo miły i pomocny człowiek. Trochę z nim porozmawialiśmy, wzięliśmy namiar na rodzinę w Boge, gdzie mieliśmy zostawić nasz samochód. Obiecaliśmy również odwiedzić księdza w drodze powrotnej z gór. Uzyskaliśmy też informację, gdzie w Kopliku możemy zamienić euro na albańskie leki (kurs 128 leków za 1 E).
Po wymianie waluty ruszyliśmy w stronę Boge - mieliśmy informacje, że droga to nowiutki asfalt, ale jednej rzeczy nie dosłyszeliśmy, że na skrzyżowaniu trzeba jechać prosto a nie skręcać w prawo.
Tutaj powinni postawić znak nakazu jazdy prosto...
Niestety, my skręciliśmy i po przejechaniu kilku kilometrów (początek drogi to taka amerykańska droga przez pustynię Nevady - długa pagórkowata prosta ), trafiliśmy pod jakiś zamknięty obiekt z budką strażnika. Musieliśmy wracać...potem już bez problemów dojechaliśmy do Boge - i faktycznie kilkanaście km przed wioską zaczyna się nowy asfalt - malownicza droga górska.
Dom Preka i Hanny mieści się niemal na końcu wsi, stąd fragment musieliśmy pokonać szutrem Na spotkanie z nami wyszła Hanna. Przesympatyczna osoba, z którą chwilkę sobie porozmawialiśmy.
Przepakowaliśmy się, zaparkowaliśmy auto i mogliśmy ruszyć dalej do Thethi. Objuczeni jak woły w pełnym słońcu zaczęliśmy iść drogą - jak to nazwał Kamil najdłuższe 32 km w życiu. Coś w tym jest...Ale, chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby iść z ciężkimi plecakami w albańskim słońcu taki szmat drogi. Z drugiej strony wg uzyskanych informacji przed wyjazdem wiedzieliśmy, że poprowadzono szlak z Boge do Thethi przez góry ale i jego pokonanie z tobołkami zajęłoby pół dnia. Po drodze Wiola próbowała przekonać pewnego Albańczyka, żeby zawiózł nas do Thethi, ale ten choć był bliski przekonania, odmówił z powodu obowiązków zawodowych. Na szczęście, po przejściu dosyć krótkiego odcinka z góry zjechał Ford Transit i sam kierowca zaczął nas dopytywać, czy nie chcemy do Thethi. Oczywiście, że chcemy, gość spadł nam jak z nieba (:)), bo w takim żarze zasuwać z plecakami to samobójstwo. Po negocjacjach stanęło, że weźmie nas za 45 E. Wcześniej, ustaliliśmy, że możemy jechać za ok. 10 E/ os. Cena nam pasowała, załadowaliśmy się do busa i ruszyliśmy . Potem, okazało się, że przepłaciliśmy, bo w drodze powrotnej wzięli od nas po 500 leków (ok. 4 E/ os.)...
Droga faktycznie niesamowita...Kamil coś Ty swojej skodzie uczynił??? :) Transit się nieco namęczył, najgorsze były mijanki, co prawda są miejsca do mijania, ale zgodnie z prawem Murphego, na mijanki trafia się zawsze tam, gdzie jest najtrudniej i gdzie nie ma miejsca na dwa samochody. Ale, za to jakie widoki, im bliżej przełęczy Thethores otwierała się nam coraz szersza perspektywa na Przeklęte.
Gabi i Wiola podziwiają panoramę Przeklętych + "nasz" Transit...
Nasz kierowca pokazywał nam nawet Jezercesa, ale nawet ja będący tam pierwszy raz, wiedziałem, że to co kierowca próbuje nam wmówić jako "ta Majka" tą Majką akurat nie jest. Naszego kierowcę poprosiliśmy, żeby zostawił nas pod BUFE. I dowiózł nas pod Bufe, ale do dziś nie wiemy, czy to Bufe to akurat to Bufe . To Bufe, gdzie się zatrzymaliśmy znajduje się na początku Thethi (obsługę stanowił młody kelner). Zatem? Zamówiliśmy posiłek, do tego dobre piwko, widoki na Przeklęte, aż nie chciało się ruszać dalej - tym bardziej, że wokół dość miejsca na rozbicie namiotu.
...posiłek w "Bufe", w tle pewnie Maja Aljis
Nasz plan jednak na ten dzień był bardziej ambitny - chcieliśmy dojść do Buni i Gropeat. Po posiłku zaczęliśmy schodzić w dół drogi, tylko tak naprawdę, to nie wiedzieliśmy gdzie iść...zatrzymaliśmy stopa, jakaś półciężarówka wzięła nas na pakę i wysadziła na rozstaju dróg przy...mapie. Od razu wzbudziliśmy zainteresowanie dzieciaków bawiących się w pobliżu. Kiepską angielszczyzną zapraszali nas do siebie, czy to na nocleg, czy na jakieś zakupy. Studiowaliśmy też mapę, z której wynikało, że na Qafa Peje wiedzie oznakowany szlak.
Po wejściu na drogę ujrzeliśmy jeszcze znak z info, że mamy przed sobą szlak na Qafa Peje oraz Qafa Valbone . Idąc wzdłuż szlaku minęliśmy wg nas ostatnie zabudowania i zaczęliśmy wchodzić do lasu. Ale, już wtedy coś mi nie pasowało, nie ten kierunek, nie miałem dość przekonania w sobie, że na pewno idziemy dobrze, bo nie było np. charakterystycznego z fotek krzyża nad "ostatnią" wodą w Thethi. Moim zdaniem, skoro już tyle się trudzą ze znakowaniem szlaków, powinni dać znak, że w takim a takim miejscu, jest rozejście szlaków na Peje i na Valbonę...
Zaczęliśmy wchodzić stopniowo coraz wyżej - zmęczenie też ostro dawało się we znaki. Paweł wyprzedził zdecydowanie nas wszystkich. Ja wlokłem się za nim, dziewczyny nieco dalej za mną. Gdy wyszliśmy z lasu, trafiliśmy na wypłaszczenie. Zaczęło się też powoli robić ciemno...dlatego postanowiliśmy rozbić nasz obóz. Hehe, na samym środku szlaku .
* fotka zrobiona rano...
Po rozbiciu namiotów zrobiliśmy mały rekonesans po okolicy, zaczęliśmy studiować z Pawłem mapę, z której wynikało, że na Qafa Peje, to raczej nie idziemy. Porównując z mapą przy drodze, doszliśmy do wniosku, że poszliśmy drogą na Qafa Valbone. Stąd rozwiązanie pierwszej wątpliwości Tomka - typa - tak, Albańczycy poprowadzili ładnie oznakowany szlak z Thethi do...zakładamy, że do samej Valbony. Za co jednak nie mogę ręczyć własną głową, gdyż nasza grupa doszła nieco powyżej lasu. Ale, wydaje mi się, że zgodnie z ichnią mapą, szlak prowadzi do końca tj. do Valbony. A zachód słońca nad Przeklętymi niesamowity, widok na nasze namioty i ta cisza...piękne uczucie.
Maja Harapit w zachodzącym słońcu...
Maja ?
Maja Aljis
Maja Aljis
Thethi w dolinie...
Zrobiliśmy sobie kolację i postanowiliśmy iść szybko spać. Rano czeka na nas zejście w dół i szukanie właściwego szlaku na Qafa Peje...
PS mam małą wątpliwość, co do fotek, robiłem też fotki w drugą stronę - kierunek w stronę Valbony i być może to co biorę za Maję Aljis, de facto nią nie jest...
PS Kamil, to pewnie ci sami Węgrzy ...
PS Ula, deser zwykle smakuje wyśmienicie...nasz miał nieco inny smak