Dzień 7.
31.sierpnia - poniedziałek.
Dzisiaj ma być dzień w górach, chcemy troszkę połazić
Muszę przyznać, że mieliśmy mały problem z wyborem szlaku, bo choć Alpy Julijskie spore, dużo szlaków, mnóstwo schronisk to wejść "gdzieś" nie jest tak łatwo. Nasze Tatry, wprawdzie niższe (ale niewiele) są o wiele bardziej dostępne dla osób mieszkających na dole czyli np. z Zakopanym. W Alpach Julijskich ciężko zdobyć jakikolwiek wyższy szczyt nie mieszkając w schronisku. Co więcej nawet do ładniej położonego schroniska trochę się idzie...
Myśleliśmy najpierw o Vodnikov Dom ale najkrótsza trasa (wg. informacji zdobytych w necie) to ok.3h w jedną stronę czyli w tępie naszego starszaka to przynajmniej 4godz. To jednak trochę za długo...
W końcu wybraliśmy malutkie Crne Jezero położone powyżej wodospadu Savica.
Pakujemy się więc rano do samochodu i jedziemy w stronę jeziora Bohinj. Zatrzymujemy się na chwilę w Ribcev Laz, uroczym miasteczku nad jeziorem. Jest tu kilka hoteli i restauracji, kręci się trochę turystów ale jest zdecydowanie bardziej sennie i spokojnie nić w Bledzie. Tak sobie myślę, że będąc następnym razem w tym rejonie wolałabym miszkać właśnie tutaj...
Idziemy napierw pod pomnik zobywców Triglavu, czterech mężczyzn wpatrzonych w górskie szyczy, w tym ten najwyższy w Słowenii - Triglav 2864m n.p.m.
Nstępnie schodzimy nad jezioro, pięknie tu! Krystalicznie czysta woda, w której odbijają się skaliste szczyty, do tego uroczy kościółek nad brzegiem i mały mostek - całość tworzy obrazek jak z bajki.
Widok na drugą stronę:
Sporo tu ryb
My jedziemy dalej w stronę Ukanc. Mijamy drogę odchodzącą w stronę kolejki linowej na górę Vogel i przez moment zastanawiamy się czy może nie wjechać kolejką...

Wiemy, że stamtąd roztaczają się wspaniałe widoki na jezioro i góry. Pewnie z Crnego Jezera, gdzie planujemy wejść, nie będzie takich widoków... Jednak tego dnia mieliśmy pochodzić po górach a nie kolejny raz gdzieś wjechać. W sumie podczas pobytu w Sołwenii nie byliśmy jeszcze na prawdziwym górskim szlaku, sporo połaziliśmy wprawdzie podczas wycieczki na hale Voje ale tam była szeroka i niemal płaska droga...
Ambicje wzieły górę i jedziemy dalej do Kocy pri Savicy, zostawiamy samochód na dużym parkigu. Parking duży, bo przyjeżdża tu sporo ludzi, żeby zobaczyć wodospad Savica. My jednak idziemy w inną stronę, do Crengo Jezera. Wg. oznaczeń pownniśmy tam być z 1h45min.
Już dojeżdżając na parking widzieliśmy co nas czeka, przed nami była niemal pionowa, skalna ściana... aż niesamowite jak oni poprowadzili ten szlak... ale poprowadzili i my po nim idziemy, a raczej pniemy się mozolnie do góry. Przewyższenie jest spore - ok. 800: Koca pri Savicy jest na wysokości 653m n.p.m., natomiast Crne Jezero - niecałe 1500m n.p.m. Na tym właśnie polega problem w chodzeniu po słoweńskich górach, zazwyczaj wychodzi się z bardzo niskiego poziomy i aby gdzieś wejść, wcale nie wysoko, trzeba się nieźle namęczyć
Okazuje się, że szlak jest idealny dla naszego straszaka

Kiedy idziemy leśną drogą lub szeroką doliną mały marudzi, że jest zmęczony a w rzeczywistości mu sie nudzi... Teraz jest zachwycony

Są skały, metalowe liny, klamry... a on z wielką dumą pokonuje wszelkie trudności. Ja przyznam szczerze jest trochę przerażona, niespodziewałam się, że będzie to tak trudny szlak, a przecież najgorzej się schodzi... Łukasz jakoś nie podziela moich obaw
A oto mój dzielny Zlatarog (tak go na tej wycieczce nazywamy, zlatarog to po słoweńsku koziorożec

) na szlaku:
Jezioro Bohinj daleko w dole...
...a my idziemy jeszcze wyżej:
Muszę, że przyznać, że widoki też są piękne tyle, że na te niższe góry:
W końcu dochodzimy do Crnego Jezera, zajęło nam to 2godz. i 15min. czyli pół godziny więcej niż na strzałkach na dole.
Crne Jezero jest maleńkie, takie oczko wodne otoczone skalistymi szczytami. Miejsce bardzo spokojne ale niestety, tak jak się spodziewaliśmy, zupełnie pozbawione widoków. I to jest trochę dziwne, bo zazwyczaj jak gdzieś wchodzimy, to o ile jest ładna podoga a dzisiaj jest pięknie, możemy podziwiać panoramę okolicznych szczytów. Teraz nieźle się namęczyliśmy, pokonaliśmy sporą wysokoć i nie widać nic... ale i tak było warto a widoki były po drodze
Jezioro:
W jeziorze jest mnóstwo malutkich rybek, chłopcy mają dużą frajdę

rzucają rybką kawałki chleba a one rzucają się na nie jak stado pirani
Idąc dalej tym szlakiem moglibyśmy dojść do Doliny Triglavskich Jezior i dalej do schroniska, niestety nie tym razem... Crne Jezero było celem naszej wycieczki więc po dość długim odpoczynku idziemy w dół.
Zejście, jak to często bywa, wcale nie jest łatwiejsze niż wchodzenie ale jednak zajmuje mniej czasu i po 1godz. i 35min. jesteśmy na parkingu. Oj, męcząca to była wycieczka... Wracając znowu zatrzymujemy się w Ribev Laz, tym razem nie idziemy nad jezioro tylko na pizze.
Na camping wracamy koło 19:00 i przed nami już tylko pakowanie. Jutro rano opuścimy Lesce, zostawimy Alpy za plecami i ruszymy w kierunku granicy z Chorwacją. Jednak następny odcinek będzie jeszcze słoweński choć już zapachnie Jadranem...
