napisał(a) weldon » 17.07.2014 07:55
Z profilu znajomego. Abstrakcja? Nie dziś ...:
no to o magii.
historia może przydługa, ale czytajcie, bo daje abstrakcyjnie dobrego kopa.
Jadę sobie autobusem linii 180. Na siedzeniach naprzeciwko mnie siedzi sobie para:
pan tak pod siedemdziesiątkę, pani również.
Pan miętosi czule łapkę Pani i opowiada: "A teraz pójdziemy na wódkę na Stary Rynek, potem do restauracji, a na koniec jak zdążymy, to skoczymy do Muzeum Narodowego".
Pani szczerząc się od ucha do ucha: "No to po takim maratonie to spać będziemy do jutra" Autobus się kolebie Alejami Ujazdowskimi, pan opowiada dlaczego Aleja Szucha nazywa się jak się nazywa i jaką ma za sobą historię.
Na jednym z przystanków wsiada babeczka koło 50. Koleś lat 20 siedzący obok zrywa się krzycząc "Proszę siadać, proszę siadać". Babeczka śmiejąc się perliście: "No ja Cię przepraszam, ale taka stara jeszcze nie jestem" Chłopaczyna opada na siedzenie, autobus się kolebie, świat zatapia się w słuchawkach iphonów, stronach gazet i książek.
Toteż nikt nie zauważa wsiadającego do autobusu staruszka - bluza adidasa, dżinsy, koszulka polo okulary przeciwsłoneczne i uśmiech dookoła głowy. Nikt poza pierwszą Panią od wódeczki na starówce. Rzeczona zrywa się ze swojego miejsca patrząc na staruszka, zaczytana część świata podnosi głowy znad książek i również wstaje pokazując staruszkowi miejsce. Ten początkowo się kryguje, no ale siada i uśmiecha się jeszcze szerzej, choć wydawałoby się, że to niemożliwe. Po sekundzie na kolana tarabani mu się wnuczek mamroczący z niezadowoleniem w języku lengłidź, że zmęczony, że ciasno, że brak czekolady. Na to jak spod ziemi wyrasta mama i z zamorskim akcentem tłumaczy latorośli, że albo u dziadka na kolanach, albo na stojąco, więc jakby nie ma o czym mówić.
I tu zaczyna się dziać magia.
Bowiem Pani od wódeczki opierając głowę na kolanach męża mówi do dziadka "A Państwo, co - też na wakacjach w Polsce?" Dziadek odwraca się całym sobą do obcej sobie kobieciny i mówi "Tak, tak, na obchody Powstania, bo wie Pani ja walczyłem w Powstaniu i chciałem wnukom Warszawę pokazać". Pan od Pani od wódeczki włącza się w dialog: "Oooo, to tak jak my też na obchody i popatrzeć na Warszawę - ja jestem z Nowego Jorku, żona ze Stuttgartu, mój tata walczył o Polskę, ale musiał wyjechać, u żony podobnie, ale ona prawie nie zna Warszawy".
Pani od wódeczki z klasyczną babską ciekawością "A Wy skąd?" Dziadek: "No teraz z Australii, ale po niewoli i powstaniu, to byłem wszędzie: w Chinach, w Belgii, aż skończyłem w Australii". W trakcie rozmowy, co niebywałe pół autobusu dosłownie zaczyna świecić uśmiechami i serdecznością.
Koleś, który ustąpił dziadkowi miejsca schyla się do wnuczka i mówi "Your grandpa is a hero, you know?" Dzieciaczyna puchnie ze szczęścia. Mama wręcza dzieciakom jakieś słodycze i mówi, żeby się nie ubabrały czekoladą. Klasyczny, przypadkowo siedzący obok babol z kategorii tych, którym nigdy nic się nie podoba, na takie dictum odzywa się fantastyczną angielszczyzną i wyszczerzem pokazującym wszystkie wiekowe plomby "Children always are.... brudne" Dziadek tłumaczy.
Autobus rży. wysiadam. Przed wyjściem kładę dziadkowi łapsko na ramieniu mówiąc "Dziękuję. Za Warszawę".
Dziadek śmiejąc się rubasznie "Nie ma za co". a łezka mu kap na brodę.
Koniec historii. Siedzę i piszę tego posta. Łezka mi kap. Na brodę.
Klimat taki ...
Organizuję dziś spacer po Powązkach Wojskowych. Jakby kto miał ochotę - zapraszam na osiemnastą przy bramie od strony Krasińskiego.
W poniedziałek, też o osiemnastej porządkujemy kwatery - również zapraszam.