napisał(a) kaszubskiexpress » 01.04.2014 08:56
W niedzielę jeździliśmy z rodziną po Kaszubach. Nasz 11-letni chrześniak uwielbia historię, więc opowiedziałem mu o tych wydarzeniach, bo byliśmy blisko tego miejsca.
W tym dniu nastąpiła niespodziewana obława zorganizowana przez żandarmów i gestapowców. Przed obławą przyszli z lasu dwaj partyzanci „Gryfa Pomorskiego”: Stefan Dominik i Jan Kortas, którzy zdołali się ukryć w załamaniu komina. Bracia Albin i Bernard Michałka zorientowali się, że muszą podjąć walkę z przeciwnikiem. Otworzyli ogień do Niemców i czynili to tak intensywnie, że robiło wrażenie, iż w bunkrze broni się duża liczba partyzantów. Bunkier broniony przez dwóch ludzi otoczyło około 120 uzbrojonych hitlerowców. Niemcy zmusili gospodarza Jana Kwidzińskiego ps. „Wilk” do wejścia do bunkra, aby nakłonić partyzantów do poddania się. Ten jednak wezwał obecnych w bunkrze do twardej obrony. Niemcy sprowadzili dodatkowe posiłki, gdyż dalej nie wiedzieli ilu ludzi znajduje się w bunkrze. Nad ranem przez wyrwę po wybuchu wrzucili do bunkra granaty. W dniu 10 stycznia 1944 roku śmierć ponieśli Jan Kwidziński ps. „Wilk” i Bernard Michałka ps. „Batory”, a ciężko ranny (stracił też pół palca wskazującego prawej ręki), Albin Michałka ps. „Zegar” poddał się Niemcom. Został aresztowany, przesłuchiwany przez Gestapo przy Neugarten w Gdańsku, więziony w obozach koncentracyjnych, najpierw w Stutthofie a potem w Mauthausen-Gusen. Po wyzwoleniu wrócił do rodziny w Luzinie. Nie ustalono jakie straty ponieśli hitlerowcy, gdyż kilku furmanów z Kamienicy Królewskiej, którzy wywozili trupy, pod groźbą strzału konwojentów, nie mogło się oglądać za siebie.
Pamiętam z czasów podstawówki, że mówiło się o 60 zabitych hitlerowcach, ale nigdzie nie znalazłem potwierdzenia. Biorąc pod uwagę wytłuszczone musiało być ich sporo. Wiem też z opowiadań, że gdy szkopy zaczęli wrzucać granaty kilka z nich partyzanci zdążyli odrzucić zabijając i raniąc atakujących.
I tacy złotozębni ruscy wojacy mogliby nam podskoczyć
