Dzisiejsze "lyžováníe" było wybitnie wiosenne. Karlov to ośrodek narciarski rozciągnięty wzdłuż drogi. Jest tu kilkanaście orczyków o długości od 300 do 750 metrów. Niestety są one oddalone od siebie. Teraz działały tylko dwa. My wybraliśmy wyciąg Kotva (600 metrów) z czerwoną trasą. Po wczorajszym szaleństwie w Ramzovej, dzisiaj było bardzo rekreacyjnie, a nawet odrobinę nużąco
Tradycyjnie, kilka fotek:
Z prawej strony śniegu mniej niż z lewej
Fajne nachylenie stoku. Szkoda, że taka krótka trasa.
5 kwietnia 2010 - Pradziad, czyli jazda we mgle
Dzień naszego wyjazdu z Jesioników. Jednak postanawiamy jeszcze poszusować, ostatni raz w tym sezonie
Jeśli chodzi o Jesioniki, Pradziad jest wszędzie - w nazwach miejscowości (Vrbno pod Pradziadem, Bela pod Pradziadem etc.), restauracji, pensjonatów. Cały region "leży w jego cieniu"
Byliśmy w Jesionikach w ubiegłym roku w czerwcu. Jednak nie udało nam się wejść (czy wjechać, bo można tam się dostać również samochodem) na Pradziada. Chcieliśmy więc tym razem poszusować na jego zboczach (tak naprawdę od centrum narciarskiego do szczytu jest jeszcze kawałek).
Na dolnym parkingu mało aut, pogoda nie zachęcała ani do pieszych wycieczek, ani do nartowania. Zastanawiamy się, czy wjeżdżanie na Pradziada ma dzisiaj sens. Ale zaraz z góry zjeżdża zaśnieżony busik i już mamy pewność, że wyżej pada śnieg
Nie pisałam jeszcze, że zbocza Pradziada to rezerwat przyrody. W związku z tym, można tam wjeżdżać tylko co godzinę, busikami (44 korony za osobę w jedną stronę) lub własnym samochodem (300 koron za wjazd wraz z opłatą za górny parking). Wybraliśmy wariant z busikiem, wcześniej uiszczając opłatę za parking dolny - 100 koron. No niestety, liczą sobie Czesi za największą atrakcję regionu.
Trochę smutne było to, że nie zobaczyliśmy widoków roztaczających się spod Pradziada, a właściwie z Ovčárny (polany w drodze na szczyt). A może zobaczyliśmy, bo widoki zawsze jakieś są. Nasze były bardzo zamglone:
Padał gęsty śnieg i wiał mocny wiatr, który powodował zawieje. Było to bardzo denerwujące, gdy podczas zjazdu ostre drobinki śniegu "wbijały się" w skórę. Zazdrościłam tym, którzy mieli maski. My niestety jeździliśmy "tylko" w goglach. Widoczność ograniczała się do kilku metrów, więc w pewnym sensie jechało się w nieznane
Jeździliśmy na orczyku o długości 800 metrów. Niestety na Pradziadzie są krótkie trasy, ale trzeba przyznać, że dobrze przygotowane. No i na pewno takie szusowanie ma spore walory widokowe. Bardzo żałuję, że nie mogliśmy tego docenić.
Nartowaniem na Pradziadzie zakończyliśmy sezon narciarski. Następny wyjazd na deski już w grudniu
Pozdrawiam serdecznie

.png)
.png)

.png)