Tomasz W napisał(a):Dzięki Panowie za "uznanie". Wiedziałem, że można na was liczyć.

Jak zwykle, tam gdzie kończą się argumenty zaczynają się wycieczki osobiste...
Właśnie zauważyłem jaką rzeczową dyskusję podjął Janusz w temacie mitu założycielskiego PO wystarczy się cofnąć na poprzednią stronę i zobaczyć. Zresztą to już nie pierwszy raz kiedy Janusz zamiast polemiki udziela wymijającej wypowiedzi i jeszcze znajduje przytakiewiczów, a wiadomo, że wraz ze wzrostem liczebności tłumu spada jego inteligencja. Chcesz Tomaszu rozmowy na argumenty proszę bardzo skupmy się na liczbach bo to najłatwiejsze i zobaczmy jak PO robi wodę z mózgów ludziom, a oni nawet tego nie zauważają.
Dochody publiczne, które w 2008 roku wynosiły 514 mld zł, a w 2009 roku 545,3 mld zł, w 2010 roku wzrosną do 560,6 mld zł. Z kolei wydatki publiczne w 2010 roku poszybują do poziomu 640,6 mld zł, podczas gdy w roku 2008 i w roku 2009 wyniosły odpowiednio 534 mld zł i 588,6 mld zł. Oznacza to zwiększenie w 2010 roku wydatków publicznych w stosunku do roku poprzedniego o 52 mld zł, czyli o ponad 8,8 proc., a w stosunku do roku 2008 o 106,6 mld zł, czyli aż o 20 proc.!
Z powyższego wynika, żeprzeciętny Polak, włączając w to niemowlaków, bezrobotnych i emerytów, w 2010 roku zapłaci państwu podatki i różnego typu składki w wysokości ponad 16,8 tys. zł (w 2009 roku 15,4 tys. zł, a w 2008 roku 14,3 tys. zł) rocznie, czyli ponad 1400 zł (w 2009 roku około 1300 zł, a w 2008 roku około 1200 zł) miesięcznie. Na pracującego Polaka przypada ponad 38,6 tys. zł (w 2009 roku 35,4 tys. zł, a w 2008 roku 33 tys. zł) rocznie, czyli ponad 3200 zł (w 2009 roku 2950 zł, a w 2008 roku 2750 zł) miesięcznie!
W czasie rządów Platformy Obywatelskiej wydatki publiczne gwałtownie skoczyły do góry także w relacji do produktu krajowego brutto. Według projektu uzasadnienia do ustawy budżetowej na rok 2010 w 2010 roku wydatki publiczne stanowią aż 47,4 proc. PKB, podczas gdy w 2009 roku, 2008 roku i w 2007 roku wynosiły odpowiednio: 44,5 proc., 42 proc. i 41,5 proc. PKB. Kolejny dowód na hipokryzję PO i tego, że liberalizm polityków Platformy można włożyć między bajki. To już rząd PISu był bardziej liberalny i tendecja była przeciwna. Niech rząd PO-PSL więcej nie chwali się w kraju i za granicą, że dobrze zrobił, iż w sytuacji światowego kryzysu nie wprowadził pakietów stymulacyjnych, jak to zrobiono w innych krajach. Twarde dane, przedstawione przez ten rząd, mówią otwarcie, że dodatkowe wydatki wprowadzono tylnymi drzwiami.
Tymczasem wolnorynkowy amerykański think tank Centrum Wolności i Dobrobytu pokusił się o badania empiryczne, z których wynika, że optymalny poziom wydatków publicznych wynosi pomiędzy 15 proc. a 25 proc. PKB. Tzw. krzywa Rahna pokazuje, że jeśli przekroczy się ten próg, to im więcej państwo wydaje, tym może liczyć na niższy wzrost gospodarczy. Powinniśmy brać przykład z takich bogatych krajów, jak Singapur (wydatki publiczne wynoszą tam 14,4 proc. PKB), Makau (15 proc.), Hongkong (15,2 proc.), Tajwan (18,8 proc.) czy najbogatszy kraj Ameryki Południowej Chile (18,2 proc.), a nie dostosowywać się do krajów Unii Europejskiej (we Francji, Szwecji, Danii czy Włoszech wydatki publiczne przekraczają 50 proc. PKB).
To nie wszystko. Zadłużenie sektora finansów publicznych na koniec 2009 roku wyniosło ponad 658,8 mld zł, czyli było o ponad
31,2 proc. wyższe niż na koniec 2007 roku, kiedy wynosiło około 502 mld zł. W ciągu dwóch lat liberalny rząd PO zdążył nas zadłużyć o dodatkowe ponad 156 mld zł! Oznacza to, że poprzez kredyty sektora publicznego przeciętny Polak zadłużony jest teraz już na prawie 17,3 tys. zł! W ostatnich latach dług publiczny w relacji do produktu krajowego brutto, który wahał się w granicach 41-47 proc. i od wejścia Polski do Unii Europejskiej stale się powiększa, w 2009 roku podskoczył jak podał wiceminister finansów Dominik Radziwiłł do 49,6-49,8 proc. Istnieje duże prawdopodobieństwo przekroczenia 55-procentowego progu zadłużenia publicznego, choć minister finansów Jacek Rostowski zapewnił, że w 2010 roku takiego ryzyka nie ma. Z kolei jak poinformował wiceminister finansów Ludwik Kotecki, w 2009 roku deficyt finansów publicznych wyniósł prawdopodobnie 6,3 proc. PKB. W 2010 roku ma on wynieść około 7 proc. PKB. Jakim zatem prawem w zeszłym roku polscy rządzący wydali ponad 43 mld zł więcej, niż mieli, a w bieżącym roku chcą wydać aż 80 mld zł więcej, niż mają? Jakim prawem minister finansów zadłuża nasze dzieci i wnuki, także te, które urodzą się za kilkadziesiąt lat? Pytał się ich o zgodę? Czy doczekamy się w końcu reform finansów publicznych, których celem będzie radykalna redukcja zarówno wydatków publicznych, jak i długu publicznego? Jak zabawnie przy tym brzmi dzisiejsza wypowiedz MinFin Vincenta Rostowskiego (nie wiem dlaczego w Polsce nazywają go Jackiem), który chce by Polska była w piątce krajów UE o najmniejszym zadłużeniu. Przy takiej dynamice wzrostu zadłużenia to chyba będzie to długo oczekiwany cud Tuska.
Zachłystywać się wzrostem gospodarczym w granicach błędu statystycznego, w czasie gdy podobno będąca w trendzie wzrostowym Polska boryka się z największym w UE spadkiem wpływów podatkowych, bezrobocie skacze w górę, a stan finansów państwa jest w tak opłakanym stanie, że polskie obligacje są tylko ciut mniej oprocentowane niż greckie. W Grecji jest kryzys a u nas nie

. Nie chce mi się pastwić na Tuskiem i PO i ich wysokimi standardami, afera hazardowa wystarczająco to obnaża. Standardy swoje, a życie swoje.